Kiedy przebywałem w Stanach Zjednoczonych i pracowałem jako kapelan szpitalny, zostałem pewnego razu wezwany do człowieka, który lękał się śmierci. Kiedy tam przyszedłem, zobaczyłem zgromadzoną wokół niego rodzinę i pomyślałem: Zapewne lęka się śmierci, ponieważ boi się, że pozostawi rodzinę, która musi teraz radzić sobie sama. Tymczasem nie o to chodziło. Rozumiałbym też, że lęka się śmierci, bo ma jeszcze pewne rzeczy do zrobienia i pewne miejsca, w których powinien się znaleźć – ale i to nie było przyczyną. Ten człowiek lękał się śmierci, ponieważ lękał się spotkania z Bogiem. A wiesz dlaczego? Ten człowiek odprawił czterdzieści pięć rekolekcji. Zastanawiałem się często od tego czasu, o jakim obrazie Boga mówiono w trakcie owych rekolekcji, jeśli po czterdziestu pięciu takich ćwiczeniach duchownych on ciągle bał się umrzeć, ponieważ lękał się spotkania z Bogiem. Jak wielki był jego Bóg?
W tym samym tygodniu zostałem wezwany do pewnej kobiety, której dawano jeszcze trzy dni życia. Kiedy przyszedłem ją odwiedzić, powiedziała: „Dziękuję, że ojciec przyszedł. Czekałam na ojca. Proszę sobie wyobrazić: zanim ojciec odwiedził mnie w domu emerytów, lękałam się Boga. Lękałam się Jego sądu i Jego kary. Po wizycie ojca tak cudownie doświadczyłam Boga i kontaktu z Nim, że nie mogę się doczekać śmierci. Nie mogę się doczekać śmierci – tego momentu, kiedy będę z Bogiem”. W owej chwili doznałem wrażenia, że mam przed sobą prawdziwą mistyczkę. Prosta, wierząca, zwykła katoliczka przemieniła się oto w autentyczną mistyczkę.
Otóż czym innym jest głosić kazania na temat śmierci i spotkania Boga, a zupełnie czym innym spotkać osobę, która żyje tym, co w owych kazaniach jest głoszone. Aby rozładować napięcie tej chwili, powiedziałem: „Kiedy już pani będzie tam w górze, proszę przemówić za mną dobrym słowem”. „Ależ ojcze – odrzekła – czekam, żeby powiedzieć Bogu wszystko o ojcu”. „No – bąknąłem niepewnie – proszę, nie wszystko”. Tak pożartowaliśmy jeszcze i pomodliłem się z nią, dziękując Bogu za piękne życie, za wszystkie dary, jakie otrzymała, i za uzyskane przez nią od Boga okazje do tego, by mogła dzielić się tymi darami z innymi, wnosząc pokój, radość, miłość i sens w życie wielu osób. Dziękowaliśmy Bogu za ludzi, którzy pojawili się w jej życiu, zmieniając je, i pomagali jej czuć się osobą wartościową i szczęśliwą. Wiedziałem, że świat jest lepszym miejscem, właśnie dzięki temu, że ona na nim żyła. Owej nocy spokojnie umarła – bez lęku przed śmiercią, ponieważ chciała być z Bogiem. Prosta kobieta, której wiara i oddanie się Jezusowi i Marii otwarły jej serce i przyniosły je do stóp miłosiernego Boga, który czekał, aby ją uroczyście powitać, gdy przybędzie przed Jego oblicze.
Kiedy dzielę się tymi dwoma doświadczeniami z księżmi i osobami zakonnymi w różnych miejscach kuli ziemskiej, zdumiewa mnie, jak wielu ze starszych mężczyzn i kobiet mówi mi, że należy do pierwszej z powyższych kategorii. Lękają się śmierci, ponieważ lękają się spotkania z Bogiem. Lękają się Jego sądu i kary. Lękają się, ponieważ będąc blisko kresu swego życia, właściwie nie znają Boga. Wydaje się, jakby ich wiara utknęła i nie pozwalała im przyjrzeć się Bogu, który w Niedzielę Wielkanocną zmartwychwstał. I wołają rozpaczliwie o pomoc.
Niedawno dwóch rekolektantów – a chodzi o osoby wybitne – w jednym z naszych jezuickich domów rekolekcyjnych żaliło się, mówiąc: „Przyszliśmy do domu rekolekcyjnego po duchowy pokarm, a nie po duchowe wyzwanie”.
Są to słowa, nad którymi należy się zastanowić. Czy przychodzimy na rekolekcje, czy idziemy do kościoła, czy uczestniczymy w seminariach i konferencjach, czy modlimy się i czytamy książki na temat wiary po to, by otrzymać duchowy pokarm? Czy też robimy to wszystko, aby stawić czoło duchowemu wyzwaniu?
Lud Izraela dobrze rozumiał to wyzwanie wiary. W Księdze Powtórzonego Prawa Mojżesz przypomina mu o nim, mówiąc: „Niech więcej nie słucham głosu Pana, Boga mojego, i niech już nie widzę tego wielkiego ognia, abym nie umarł” (Pwt 18, 16). Oni wiedzieli, że słyszeć głos Boga oznacza śmierć. Oglądanie Jego świętego oblicza („wielkiego ognia”) jest wezwaniem do tego, by umrzeć dla własnego egocentryzmu. Jest to wezwanie do przekroczenia jednego procentu tego świata, stanowiącego jego część fizykalną, i przejście do dziewięćdziesięciu dziewięciu procent, które należą do sfery duchowej. Z kolei w Księdze Wyjścia znajduje się dość humorystyczny passus, kiedy to Izraelici przychodzą do Mojżesza i mówią: „Mów ty z nami, a my będziemy cię słuchać! Ale Bóg niech nie przemawia do nas, abyśmy nie pomarli!” (Wj 20, 19).
Tak więc pełnimy swoje praktyki religijne i staramy się czytać najnowsze cieszące się powodzeniem i inspirujące książki i uczestniczymy we wszelkiego rodzaju psychoduchowych rekolekcjach i konferencjach, i wychodzimy z nich z dobrym samopoczuciem. Jednakże bez gotowości do stawienia czoła duchowym wyzwaniom nie możemy i nie będziemy się zmieniać. Nie mając woli rezygnacji ze wszystkiego, czego się od nas zażąda w imię spotkania większego Boga, będziemy musieli stwierdzić, że nasze zrozumienie i doświadczenie Boga nie może i nie będzie wzrastać.
Spróbuj włączyć to w czas swojej modlitwy i medytacji i zobacz, co się wtedy stanie. Włącz ten rodzaj gotowości w modlitwy wypowiadane w ciszy i spokoju twego serca, a zostaniesz „uwiedziony” przez Boga, podobnie jak Abraham. Bóg zażądał od Abrahama, aby pozostawił wszystko, co było dla niego swojskie – swoją ojczyznę, krewnych, swoją kulturę i wiarę w wielu bogów – i obiecał mu „kraj mlekiem i miodem płynący” (Wj 3, 8) oraz potomstwo „tak liczne, jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza” (Rdz 22, 17). Wezwał go, by poszedł za Nim poprzez pustynię do owej obiecanej krainy. Abraham miał doświadczyć nowego sposobu życia i odkryć większego Boga. Ta nowa relacja z Bogiem miała przynosić mu błogosławieństwo wszędzie, dokądkolwiek pójdzie.
Bóg poprowadził Abrahama przez pustynię, i jeśli zechcesz iść za Nim, również ciebie poprowadzi tą drogą. Pustynia jest miejscem oczyszczenia i prawdziwego spotkania z Bogiem, gdzie nic człowiekowi nie przeszkadza i nie rozprasza jego uwagi. Jest miejscem, gdzie doświadczysz nagiej prawdy o tym, kim jesteś – że jesteś obrazem i podobieństwem Boga, Bożym tchnieniem. Kiedy przebywasz na pustyni, Bóg może przyjść po twego ukochanego Izaaka i zażądać, abyś Mu go poświęcił.
Izaak był synem Abrahama oraz Bożym darem dla niego i daną mu Bożą obietnicą.
Czy chcesz poznać Boga? Czy chcesz ujrzeć Jego oblicze? Czy chcesz doświadczyć własnej duchowej i boskiej tożsamości i stać się tym, który przekazuje Bożą łaskę?