Należy pielęgnować wewnętrzne zmysłowe pragnienia, odkrywać ich piękno i sens, ale równocześnie nadawać im właściwy kierunek.

 

Małgorzata z Oingt, zakonnica żyjąca w XIV wieku w jednej ze swoich wizji zobaczyła siebie jako wyschnięte drzewo, na którego gałęziach wypisane były nazwy pięciu zmysłów: wzroku, słuchu, smaku, powonienia i czucia. Mimo iż drzewo było uschłe, zaczęło kwitnąć nawodnione przez rzekę symbolizującą źródło życia – Chrystusa. Wizja ta wskazuje na wartość i umiejętność korzystania ze zmysłów. Zmysłowość jest wartościowa i dobra, jeżeli korzystamy z niej w sposób właściwy i wolny. Może stać się pułapką, jeżeli przysłoni inne wartości, szczególnie duchowe.

           

Zmysły służą poznaniu, miłości, bliskości, czułości, zbliżają do Boga i człowieka. Św. Ignacy spośród wielu form modlitwy proponuje również kontemplację z zastosowaniem zmysłów. Wszystkie zmysły można „wciągnąć” w doświadczenie bliskości Boga, w duchowość, transcendencję. Z drugiej jednak strony mogą oddalać od Boga. Poprzez nie wciska się w serce pokusa, grzech i zło. Stanowią wówczas „bramę zła”.

           

We współczesnym świecie można zaobserwować pewne skrajności. Z jednej strony świat mediów i reklam nieustannie prowokuje do posiadania więcej. Wmawia człowiekowi, że jego szczęście zależy od ilości nagromadzonych rzeczy. Konsekwencją jest przesyt, brak pragnień, nuda i pustka życiowa. Z drugiej strony istnieje świat nędzy, ubóstwa, wyzysku i degradacji człowieka. By go dostrzec, wystarczy wyjechać na przedmieścia miejskich aglomeracji. Ten świat również rodzi negatywne skutki, wyzwala najniższe instynkty i pożądania.

           

Pułapką zmysłowości jest nienasycenie. Już w starożytności mędrzec Kohelet stwierdził: Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem (Koh 1, 8). Im więcej człowiek używa, tym więcej chce, a im więcej chce, tym większej doświadcza pustki i nienasycenia. Podobnie jak w miłości. Im bardziej kocha, tym bardziej pragnie i pożąda, a równocześnie doświadcza ograniczeń i braku zaspokojenia. Przeczuwa, że miłość zmysłowa nie zaspokoi pragnienia nieskończoności i miłości absolutnej, której źródłem jest jedynie Bóg.

           

Zmysłowość jest pozytywna, ale wymaga wewnętrznej pracy. Nie może pozostać na poziomie dziecka, które zarówno w odniesieniu do cukierka znajdującego się na regale, jak i do księżyca na niebie, może powiedzieć: „chcę mieć!”. Musimy ćwiczyć swoją postawę wobec pożądania, żeby nie zniszczyć pragnień przez natychmiastowe zaspokajanie ich (R. Ammicht- Quinn). Należy raczej pielęgnować wewnętrzne zmysłowe pragnienia, odkrywać ich piękno i sens, ale równocześnie nadawać im właściwy kierunek.

           

Stare porzekadło: „jeść, aby żyć, a nie żyć, aby jeść” bywa często przekręcane. Jedzenie i picie staje się wówczas celem ludzkiego życia, a brzuch – bogiem (por. Flp 3, 19). Trafnie oddaje to przesłanie szokującego w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku filmu Marco Ferreriego Wielkie żarcie. Czwórka mężczyzn udaje się do paryskiej willi, aby w sposób hedonistyczny skorzystać z życia. Jedzą wysublimowane potrawy, które sami przyrządzają. Czas umilają sobie zdjęciami pornograficznymi i ekstrawaganckimi wspomnieniami. Do wspólnej zabawy dołączają prostytutki i żądna wrażeń nauczycielka. Z czasem orgia obżarstwa i seksu  staje się coraz bardziej ekstremalna, a główni bohaterowie umierają … z przejedzenia.

           

Biblia potępia brak umiaru, obżarstwo i pijaństwo; nie neguje natomiast samych uczt. Wspólne biesiadowanie jest nie tylko czynnością fizjologiczną, ale również relacyjną, duchową. Wyraża bliskość, wspólnotę, bezwarunkową akceptację i przyjęcie. Wzbudza atmosferę zaufania, intymności, pokoju.

 

Taki wymiar ma również Eucharystia. Pierwsi chrześcijanie spotykali się w domach, aby wspólnie w Dniu Słońca „łamać chleb”, czyli przeżywać na nowo misterium śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Spotkania kończyły się ucztami miłości „agape”, podczas których przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca (Dz 2, 46). W okresie prześladowań gromadzili się z kolei w katakumbach, by nad grobami męczenników sprawować ucztę eucharystyczną, łącząc się ze świętującymi ją w niebie. W niektórych regionach (np. w Ameryce Łacińskiej) do dzisiaj pozostał zwyczaj radosnego biesiadowania na cmentarzach.