Jeżeli nie doświadczymy głębi zła naszego grzechu, spowiedź pozostanie zewnętrzną praktyką, która niczego nie wniesie w nasze życie duchowe.

 

IV Sobór Laterański w 1215 roku nakazał wszystkim wiernym spowiadać się przynajmniej raz do roku. Przepis ten wszedł do pięciu przykazań kościelnych.

 

Co jest ważne w przygotowaniu do spowiedzi? Po pierwsze – całkowita szczerość, prosta, dziecięca otwartość. W sakramencie pojednania stajemy przed Bogiem bezbronni, bez masek, jak małe dziecko, które samo oskarża się przed matką czy ojcem. Nie możemy przed Ojcem niebieskim niczego ukrywać. Ważne jest otwarcie przed Nim wszystkich zakamarków naszego serca. Znakiem tej szczerości wobec Boga jest właśnie pełna szczerość przed spowiednikiem. Otwartość ta dotyczy jednak przede wszystkim istotnych motywów oraz okoliczności grzechu, a nie mało ważnych szczegółów. Spowiedź winna być szczera, ale jednocześnie dyskretna. Ekshibicjonistyczne tendencje współczesnej cywilizacji medialnej mogą niesłusznie sugerować, że istotą szczerości w czasie spowiedzi jest przytaczanie zawstydzających szczegółów. Jan Paweł II stwierdza, że spowiednik nie powinien interesować się tym, co nie jest konieczne do poprawnej oceny grzechu penitenta.

 

Po drugie – w przygotowaniu do spowiedzi musimy dotknąć zła – nieprawości naszego serca. Winno nas ono zawstydzać. Właśnie dlatego autentyczna spowiedź jest i pozostanie doświadczeniem trudnym, bolesnym. Musimy sobie uświadomić, że istotą grzechu jest samowolne przywłaszczanie sobie tego, co należy do Boga i czego On sam pragnie nam udzielać w swojej nieskończonej hojności. Grzech wypływa zawsze z dążenia do posiadania inspirowanego namiętnością. Takie posiadanie, jak mówi Abraham J. Heschel – rodzi samotność: „Kto obstaje przy posiadaniu (przy grzechu), ostatecznie ginie w wykluczeniu i samotności”.

 

Wykluczenie i samotność to zasadnicze źródła cierpienia. Aby wyznać i wyrzec się grzechu, trzeba dotknąć cierpienia, które jest jego owocem.

 

Nie powinniśmy dążyć do tego, by spowiedź była przeżyciem łatwym, lekkim. Kiedy boimy się spojrzeć na własne zło, winniśmy prosić pokornie Jezusa, by On sam odsłonił przed nami nieprawość naszego grzechu. Jeżeli nie doświadczymy głębi zła naszego grzechu, spowiedź pozostanie zewnętrzną praktyką, która niczego nie wniesie w nasze życie duchowe.

 

Zawstydzenie i ból z powodu grzechów mają obudzić w nas odczucie bezradności, z którego zrodzi się najważniejsze doświadczenie: pragnienie powierzenia naszej grzesznej przeszłości w ręce dobrego i miłosiernego Ojca. Skoro sam nic nie mogę poradzić z moim grzechem, zostaje mi tylko jedno: oddać go w ręce Pana, który ze mną i moim grzechem może zrobić wszystko. Spowiedź wymaga więc pełnej akceptacji zła grzechu, ale w kontekście miłosierdzia Bożego. Bóg może odpuścić nam tylko te grzechy, które Mu oddamy. Zadręczanie się własnymi grzechami jest wyrazem nieakceptacji siebie oraz zwątpienia w miłosierdzie Boga. „Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego” (1 J 3, 21-22).