Posłaniec Serca Jezusowego
Jozue, syn Nuna, wysłał potajemnie dwu wywiadowców, dając im polecenie: „Idźcie i obejrzyjcie okolicę Jerycha”. Poszli więc i przybyli do domu nierządnicy imieniem Rachab i udali się tam na spoczynek.
Joz 2, 1
W historii zbawienia, która jest zarazem terapią, czyli leczeniem ludzkiego ducha zranionego przez grzech, spotykamy na początku Księgi Jozuego bardzo nietypową postać, z pozoru zupełnie tu niepasującą – nierządnicę Rachab. Rachab to nie tylko nierządnica, ale do tego jeszcze poganka, co więcej, niektórzy bibliści przypuszczają, że była nierządnicą świątynną – funkcjonariuszką kananejskich kultów płodności. Robiła więc rzeczy z punktu widzenia objawienia Bożego najohydniejsze. Księga Jozuego wspomina o niej, bo przyjęła na nocleg dwóch zwiadowców izraelskich, których Jozue wysłał, by przebadali teren przed spodziewaną walką o zdobycie Jerycha. Ale czy tylko dlatego? Niejednego mężczyznę tak wcześniej przyjęła. W tym przypadku jest nawet jeszcze gorzej, bo okazuje się, że kolaboruje z wrogami swego narodu. W sumie więc nie tylko jest nierządnicą, nie tylko tkwi po uszy w ohydnych kultach kananejskich, ale do tego jest jeszcze kolaboratorką i zdrajczynią swojego miasta i narodu. Doprawdy nieciekawa postać!
Czemu więc trafiła na karty Pisma Świętego? Ku wielkiemu zdziwieniu odnajdujemy ją także w genealogii króla Dawida i samego Jezusa Chrystusa (por. Mt 1, 5)? Skąd takie wyróżnienie? Tło duchowe tej historii jest zupełnie inne. Benedykt XVI w swej encyklice o miłości: Deus caritas est pisze o tym pogańskim procederze kultowym, w którym najprawdopodobniej uczestniczyła Rachab, w sposób następujący: Prostytutki w świątyni, które mają dawać upojenie boskością, nie są traktowane jako istoty ludzkie i osoby, lecz służą jedynie jako narzędzia do wzniecenia „boskiego szaleństwa”: w rzeczywistości nie są boginiami, lecz osobami ludzkimi, których się nadużywa (nr 4). Rachab musiała być w swym niecnym fachu i swej plugawej religii kobietą bardzo nieszczęśliwą. Szczególnie mocno odcisnęły się na jej ciele i jej ludzkiej godności skutki grzechu. Czuła w sobie fałsz tego wszystkiego, w czym musiała uczestniczyć, i nosiła w sobie pragnienie wyzwolenia. Skądś – może z opowiadań – musiała znać Izraela i słyszeć o jego prawach, o Bogu, który mu je nadał. Z jej słów wynika, że interesowała się, a nawet nasłuchiwała o jego zwycięstwach nad innymi narodami i miastami. Kobieta wyjawia zwiadowcom izraelskim, że jej rodacy są tymi zwycięstwami przerażeni, ale ją, o dziwo, te zwycięstwa cieszą. Dlaczego? Otóż dlatego, że wieści, które do niej docierają, sprawiają, iż w jej sercu – pośród całej tej sromoty, w której tkwi – powoli kiełkuje wiara w tego nieznanego jej jeszcze Boga. Zresztą mówi o Nim wprost i ze względu na Niego ryzykuje, chroniąc zwiadowców. W Liście do Hebrajczyków czytamy: Przez wiarę nierządnica Rachab nie zginęła razem z niewierzącymi, bo przyjęła gościnnie wysłanych na zwiady (11, 31).
To coś niezwykłego, jak Bóg kocha człowieka i jak szuka go nawet w najbardziej wstrętnych miejscach i okolicznościach, w które grzech go zagnał. Na Rachab spełniają się słowa psalmu: On z prochu podnosi nędzarza i dźwiga z gnoju ubogiego, by go wśród książąt posadzić, wśród książąt swojego ludu (Ps 113, 7-8). Rzeczywiście Bóg podniósł ją z nędzy moralnej i z gnoju jej pogańskich obyczajów i uczynił ją księżniczką swego ludu. Stała się matką królów i weszła w rodowód Mesjasza.
Czemu więc trafiła na karty Pisma Świętego? Ku wielkiemu zdziwieniu odnajdujemy ją także w genealogii króla Dawida i samego Jezusa Chrystusa (por. Mt 1, 5)? Skąd takie wyróżnienie? Tło duchowe tej historii jest zupełnie inne. Benedykt XVI w swej encyklice o miłości: Deus caritas est pisze o tym pogańskim procederze kultowym, w którym najprawdopodobniej uczestniczyła Rachab, w sposób następujący: Prostytutki w świątyni, które mają dawać upojenie boskością, nie są traktowane jako istoty ludzkie i osoby, lecz służą jedynie jako narzędzia do wzniecenia „boskiego szaleństwa”: w rzeczywistości nie są boginiami, lecz osobami ludzkimi, których się nadużywa (nr 4). Rachab musiała być w swym niecnym fachu i swej plugawej religii kobietą bardzo nieszczęśliwą. Szczególnie mocno odcisnęły się na jej ciele i jej ludzkiej godności skutki grzechu. Czuła w sobie fałsz tego wszystkiego, w czym musiała uczestniczyć, i nosiła w sobie pragnienie wyzwolenia. Skądś – może z opowiadań – musiała znać Izraela i słyszeć o jego prawach, o Bogu, który mu je nadał. Z jej słów wynika, że interesowała się, a nawet nasłuchiwała o jego zwycięstwach nad innymi narodami i miastami. Kobieta wyjawia zwiadowcom izraelskim, że jej rodacy są tymi zwycięstwami przerażeni, ale ją, o dziwo, te zwycięstwa cieszą. Dlaczego? Otóż dlatego, że wieści, które do niej docierają, sprawiają, iż w jej sercu – pośród całej tej sromoty, w której tkwi – powoli kiełkuje wiara w tego nieznanego jej jeszcze Boga. Zresztą mówi o Nim wprost i ze względu na Niego ryzykuje, chroniąc zwiadowców. W Liście do Hebrajczyków czytamy: Przez wiarę nierządnica Rachab nie zginęła razem z niewierzącymi, bo przyjęła gościnnie wysłanych na zwiady (11, 31).
To coś niezwykłego, jak Bóg kocha człowieka i jak szuka go nawet w najbardziej wstrętnych miejscach i okolicznościach, w które grzech go zagnał. Na Rachab spełniają się słowa psalmu: On z prochu podnosi nędzarza i dźwiga z gnoju ubogiego, by go wśród książąt posadzić, wśród książąt swojego ludu (Ps 113, 7-8). Rzeczywiście Bóg podniósł ją z nędzy moralnej i z gnoju jej pogańskich obyczajów i uczynił ją księżniczką swego ludu. Stała się matką królów i weszła w rodowód Mesjasza.