deon.pl
Co zrobisz, gdy Duch Święty przyjdzie do Twojego serca pod postacią Duchowej Bomby Atomowej?
Do gorliwie wierzącego:
„Jestem katolikiem z wyboru” ogłaszasz się dumnie. Modlisz się: „Przyjdź Panie Jezu do mojego serca”, „Duchu Święty ogarnij mnie”, „Oddaje Ci wszystko, co mam”, „Maranatha” i tak dalej… Co jednak zrobisz, gdy Chrystus rzeczywiście zacznie wchodzić z buciorami w Twoje życie (dokładnie tak, jak o to prosiłeś)? Jak zareagujesz na fakt odebrania Ci kilku fajnych rzeczy, dla Boga? Co zrobisz, gdy Duch Święty przyjdzie do Twojego serca pod postacią Duchowej Bomby Atomowej?
Być może już doświadczasz takiego „nalotu” na twoje życie. Czytałem o tym, jak funkcjonuje wybuch bomby jądrowej. Pasuje doskonale do „Atomówki Ducha Świętego”. Spójrz: Gdy w Twojej okolicy wybuchnie bomba atomowa najpierw oślepi cię blask, potem poczujesz lekki powiew wiatru, który przerodzi się w potężną falę uderzeniową. Następnie przejdzie ogień, który spali wszystko doszczętnie, a na koniec jeszcze pozostawi po sobie radioaktywne promieniowanie.
Blask, Wiatr, Fala Uderzeniowa, Ogień i Promieniowanie. W tej kolejności.
Zatem ustalmy, co jest czym, w „Atomówce Ducha Świętego”.
Blask
Widzący może oślepnąć na dwa sposoby. Pierwszy jest wtedy, gdy do oczu nie dociera żadne światło. Gdy trwa całkowita ciemność. Nic nie widać. Drugi jest wtedy, gdy tego światła jest za dużo. Gdzie nie spojrzysz, tam światło. Oślepiająca biel. W obu przypadkach człowiek reaguje tak samo. Paraliż. Strach i dezorientacja.
„Duchu Święty oświeć mnie!” – wołasz, ale czy zdajesz sobie sprawę, że modląc się tak, narażasz się na paraliż, strach i dezorientację w swoim życiu? W znaczeniu duchowym oczywiście. Taki „oświecony” przez Ducha człek, idzie przez życie po omacku, może jedynie sugerować się jakimiś sygnałami. Niejednoznacznymi znakami. Np. powiew wiatru.
Wiatr
„W lekkim powiewie przychodzisz do mnie, Panie” – śpiewasz piosenkę z oazowiczami. „Wiatr wieje tam gdzie chce, i szum jego słyszysz, jednak nie wiesz skąd przychodzi i dokąd podąża” Mówi Jezus Nikodemowi [J 3,8a]. Żyjąc w sytuacji totalnego zagubienia, nie wiedząc, co ze sobą zrobić: ze swoim życiem, ze swoją pracą, ze swoją relacją do Pana Boga; musisz podjąć ryzyko, zaufać.
Coś przeczuwasz. Podskórnie czujesz, że „idzie nowe”. Nic wprawdzie Ci się nie zgadza, czujesz się zagubiony i osamotniony. Jakbyś był oślepiony… Ale masz wrażenie, że Coś się zbliża, Coś ważnego. Boisz się Tego, choć z drugiej strony podejrzewasz, że To, co przyjdzie będzie dla Ciebie dobre. Łagodny powiew wiatru się wzmaga.
Fala Uderzeniowa
BUM! Całe Twoje życie powywracane do góry nogami! Twoje wartości, którymi do tej pory żyłeś albo nabierają innego znaczenia, albo walą się jak domek z kart. Nagle wszystko, czego nie rozumiałeś, czego się bałeś, staje się oczywiste, jasne… i piękne. „A więc o to chodzi!” krzyczysz w porywie entuzjazmu. Nagle odnosisz wrażenie, że możesz wszystko. Już nie straszne są przeciwności, problemy… Czujesz, że zdobyłeś świat! Że nikt nie stanie Ci na drodze. Idziesz teraz przez życie dumny i wyprostowany. Są wprawdzie jeszcze pewne niedociągnięcia w Twoim życiu, ale jesteś przekonany, że dasz sobie z Nimi radę. Pierwsze poparzenia, nie robią na Tobie wrażenia.
Ogień
„Trudności dopiero rozpoczynają się z Bogiem” brzmi tytuł jednej ze książek redemptorystowskiego wydawnictwa „Homo Dei”. Entuzjazm gaśnie. Coraz więcej problemów, coraz więcej trudności. Już nie ma tego POWERA, co go miałeś, gdy przechodziła fala uderzeniowa. Pali cię brutalność życia codziennego. Cierpisz. Masz pretensje, „Dlaczego ja?” „A miało być tak pięknie.” Czujesz się zdradzony, upokorzony. Wrzucony do pieca i zapomniany.
Św. Paweł mówi, że jesteśmy jak złoto, które przecież próbuje się w ogniu. Moja znajoma, córka jubilera, kiedyś mi tłumaczyła, że aby złoto było czyste, bez skazy, potrzeba je wrzucić w ogień kilka razy. Wszystko po to, by spalić, to co złotem nie jest. Wypalić wszystko, by pozostało najważniejsze. Jest taka pieśń (której osobiście nie lubię, choć jest prawdziwa): „Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Panie, byś został tylko TY”. Ciężkie doświadczenia wypalają w nas to co zbędne, a nawet szkodliwe dla naszego życia. A wszystko po to byśmy promieniowali blaskiem Chrystusa.
Promieniowanie
Człek, będąc narażony na promieniowanie radioaktywne, umiera. Będąc narażony na promieniowanie słoneczne – (po)opali się, w zależności czy korzystał z kremu z filtrem, czy też nie. Nic nie robi, a i tak są tego konsekwencje. Nawet nie wie kiedy mu się to przytrafiło. Tak samo wierzący człek, jest narażony na promieniowanie Najświętszego Sakramentu. Niby nic nie robi, bo niby tylko klęczy, a jednak skutki są o wiele dalej idące niż przypuszcza.
Promieniowanie działa długo po samym wybuchu. Może być już tak, że po wybuchu nie ma ani śladu, a promieniowanie wciąż trwa. Najbardziej „napromieniowanymi” są święci. Oni przyjęli bardzo silną dawkę, rzec można śmiertelną, Ducha Świętego. Umarli dla świata. Żyją dla Boga.
I nie tylko Ci święci z obrazków są tak napromieniowani. Napromieniowani są pośród nas i z pewnością masz wrażenie, że będąc przy nich czujesz, że bije z tego człowieka nieuzasadnione ciepło, dobroć, światło. Ba! Sam możesz tak promieniować.
Gdy „wybuchnie” w Twoim sercu Duch Święty, sam będziesz promieniować światłem wiary. Na pierwszy rzut oka, nie jest to takie miłe, jak mogłoby się wydawać. Dopiero po czasie uświadamiamy sobie jak wiele zyskujemy, gdy to i owo straciliśmy. Atomówka Ducha Świętego może zniszczyć doszczętnie twoje dotychczasowe życie. Oczywiście po to, by zbudować na gruzach starego Nowe Życie. Odważysz się na takie szaleństwo?
A może już się odważyłeś! Tyle, że nie jesteś do końca tego świadomy. Duch tylko czeka, aż wybuchnie.. Możliwe, że już wybuchł, ale tego nie zauważyłeś.