Jak Ojcowie Kościoła rozumieli miłosierdzie? Co według nich było znakiem autentycznego doświadczenia miłosierdzia Boga i kryterium rozwoju duchowego?
„Nie ma gdzie złożyć Tobie daru pierwocin i doświadczyć miłosierdzia Twego” (Dn 3,38) – wołał Azariasz w piecu ognistym. Był wtedy w niewoli babilońskiej, z dala od swojej ojczyzny, gdzie po świątyni jerozolimskiej pozostały tylko ruiny. Wydawało mu się, że poza świątynią Bóg nie okazuje miłosierdzia, zwłaszcza na pogańskiej ziemi. To właśnie tam, w obliczu prześladowania i w sytuacji po ludzku beznadziejnej, jakieś wewnętrzne poruszenie kazało Azariaszowi błagać o miłosierdzie. Odezwało się w nim głębokie pragnienie, charakterystyczne dla każdego człowieka: tęsknota za spotkaniem z miłosiernym Bogiem, który wyzwala nawet wtedy, gdy człowiek nie widzi już żadnego wyjścia. Azariasz wyszedł z pieca cały i zdrowy, bo zaufał, że Bóg działa zawsze i wszędzie.
Także dzisiaj przestrzenią doświadczenia miłosierdzia Boga nie są jedynie mury czy określone miejsce, lecz uniwersalna, katolicka wspólnota: Kościół. Tutaj, bez względu na granice państw, okoliczności i czas, możemy doświadczyć miłosierdzia jako daru, który żadnemu z nas się nie należy. Wiedzieli o tym doskonale pierwsi chrześcijanie, wiedzieli także Ojcowie Kościoła.
Wyjątkowość Kościoła postrzegali w tym, że Chrystus Zmartwychwstały ofiarował ludzkości pojednanie z Bogiem, czyli zbawienie, w świętej i grzesznej wspólnocie chrześcijan, która sama ciągle potrzebuje przebaczenia i uzdrowienia.
Nie ma zapewne bardziej radosnego przeżycia religijnego niż doświadczenie czułości i miłosierdzia Boga. Nic dziwnego, że sam Chrystus opisuje w przypowieściach spotkanie ludzkiej bezsilności z przebaczającą mocą Ojca, otaczając je aurą radości, którą żyje całe niebo. Jezus opowiada przypowieści o miłosierdziu, bo napotyka na ludzkie trudności z przyjęciem, a później praktykowaniem miłosierdzia. Nie tylko faryzeusze mieli problem z darmowym darem przebaczenia, gdy patrzyli zazdrosnym okiem na tych, którzy, ich zdaniem, nie zasługiwali na miłosierdzie.
Również my potykamy się często o ten duchowy kamień, chociaż jak pisał św. Tomasz z Akwinu, „przebaczenie i litość okazywana ludziom jest większym dziełem niż stworzenie świata” (Suma teologiczna ii-ii 113.9).
Papież Franciszek, wsłuchując się w głos Ducha Świętego, a także kontynuując działania swoich poprzedników, głównie św. Jana XXIII i św. Jana Pawła II, ogłosił Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia, który rozpocznie się 8 grudnia 2015 roku. Uczynił tak, ponieważ rozeznał, że w historii Kościoła i świata nadszedł moment, by „utkwić wzrok w miłosierdziu”. Jubileusz to najpierw czas wdzięczności i radości, ale także, zdaniem Franciszka, czas kontemplacji i poznania – powrotu do źródeł. Co więcej, w bulli zapowiadającej to wydarzenie Ojciec Święty nazywa miłosierdzie „balsamem i lekarstwem” dla poranionej ludzkości. Większość ludzkiej biedy, zagubienia, wojen, niesprawiedliwości i okrucieństwa bierze się z niezaleczonych ran duchowych, z ludzkiej samowystarczalności i ciemności, która broni się przed miłosierdziem i przyjęciem odpowiedniej terapii. W końcu – jak pisze Franciszek – miłosierdzie jest fundamentem i belką podtrzymującą cały gmach Kościoła, bez których jego istnienie nie miałoby najmniejszego sensu.
To nie przypadek, że św. Faustyna Kowalska otrzymała od Jezusa przesłanie miłosierdzia dla świata pomiędzy dwiema wojnami, które zrodziły się z ludzkiej pychy, zawiści i braku przebaczenia. Jej Dzienniczek nie jest jednak ujawnieniem nieznanej dotąd prawdy, lecz kolejnym dramatycznym przypomnieniem stale aktualnej tajemnicy, która przez wieki bywała przyćmiewana, często też zapominana, chociaż tętni w samym sercu Kościoła, i to od jego zarania. Pokorna święta z Polski wpisuje się w ciąg wielkich ludzi Kościoła, którzy, podobnie jak ona, również byli świadkami miłosierdzia.
Ojcowie Kościoła nie oddzielali miłosierdzia, które okazuje nam Bóg, od miłosierdzia świadczonego przez nas bliźnim. Chrześcijaństwo jest bowiem zarówno przyjmowaniem miłości Boga, jak i jej dawaniem. W ten sposób człowiek powoli przemienia się w samego Chrystusa. Podobnie jak wiara bez wypływających z niej uczynków jest martwa, tak samo przyjęte przez człowieka miłosierdzie Boga, które nie znajduje odzwierciedlenia w relacjach z bliźnimi, pozostaje abstrakcyjną ideą i łaską przyjętą na próżno. Dlatego przebaczenienieprzyjaciołom i uczynki miłosierdzia wobec tych, którzy tego potrzebują, są znakiem autentycznego doświadczenia miłosierdzia Boga i kryterium rozwoju duchowego.
Miłosierdzia, zdaniem Ojców Kościoła, nie można sprowadzić tylko do współczucia czy chwilowego przypływu litości na widok ludzkiej biedy. Jest to cnota, która opiera się także na rozumieniu kondycji człowieka i utwierdza przez praktykowanie uczynków względem duszy i ciała.
Dariusz Piórkowski SJ/deon