Duchowy, duchowość… to terminy odnoszące się do życia wewnętrznego człowieka, związane z jego indywidualnym systemem wartości, dotyczące spraw niematerialnych. Przykładowe wartości to rodzina, dzieci, dom, praca, uczciwość, Bóg, miłość, przyjaźń…
Krok Pierwszy Programu Dwunastu Kroków Wspólnoty Anonimowych Alkoholików brzmi: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem. A co oznacza to dla mnie? Po pierwsze to, że jestem alkoholikiem. Po drugie, że nie jestem Bogiem. Prawda jest taka, że całymi latami jedno i drugie wcale nie było takie oczywiste.
Do pewnego momentu moje życie toczyło się właściwie bez większych zgrzytów, jakby samo, może siłą rozpędu albo bezwładu? Szkoła, wojsko, żona, syn, praca w biurze, do którego żadni petenci nie mieli dostępu i w którym spokojnie zajmowałem się analizą dokumentów. Czy, gdyby warunki się nie zmieniły, mogło tak zostać na zawsze? No, przecież wiem, że nie. Nie zostałem alkoholikiem przez pracę, żonę czy ustrój. Wewnętrzna pustka natarczywie i coraz częściej domagała się wypełnienia.
Nowa praca i… pułapka. Z jednej strony jak najbardziej realna możliwość kontynuowania studiów, awansów i zarabiania naprawdę dużych pieniędzy, jednak z drugiej coraz większe koszty emocjonalne i duchowe tych sukcesów, które – jak sądzę – potrzebne mi były wówczas do udowodnienia własnej niezależności. Od innych ludzi, ale i od Boga. Może nawet od Niego w szczególności?
Głód duszy, który doskwierał mi coraz bardziej, próbowałem karmić kolejnymi, drogimi przedmiotami. Pamiętam, jak potrzebując przegrać film, kupiłem po prostu drugi magnetowid, ot tak, po prostu, jak ludzie kupują skarpetki. Nieco później przyszła kolej na (co prawda używany) samochód kupiony za pół pensji.
Czy potrzebowałem innych ludzi? Jasne! Dlatego miałem podwładnych. Także wygodną, bo byłą żonę. I syna, z którym nijak nie umiałem się porozumieć, nie znając języka uczuć. A Bóg? A cóż ja miałem Mu do zaoferowania? Wypasioną komórkę? Nową brykę? Pięćdziesięciocalową plazmę?
Miałem stanowisko, sukcesy zawodowe, nagrody, awanse i dużo pieniędzy. To były namacalne dowody na to, że nikogo i niczego więcej do szczęścia mi nie potrzeba. Poza alkoholem oczywiście. Tak. alkoholu potrzebowałem coraz więcej i coraz częściej. Taka była cena tych… sukcesów.
W pewnym momencie nie miałem już pierwszej pracy i związanego z nią świętego spokoju, nie miałem wysokich poborów, bo mi je zżarła inflacja, zresztą firma wyraźnie zmierzała ku plajcie. Nie umiałem żyć bez alkoholu, nie umiałem żyć z nim. Pozostała mi olbrzymia wewnętrzna pustka. Niezaspokojony głód duszy. I alkoholizm. Grzech pierwszego przykazania.
We Wspólnocie AA po raz pierwszy usłyszałem o duchowości jako systemie wartości, a nie – jak mi się to wcześniej wydawało – jakichś obrzędach religijnych, modłach, liturgii. To było jak objawienie, może nawet przebudzenie. Miałem władzę, miałem ludzi, miałem pieniądze, miałem rzeczy (przedmioty), ale jakieś wartości niematerialne? Nawet nie wiedziałem, czy jakieś mam – albo kiedyś miałem.
Minęły lata. Zmieniło się tak dużo. Nadal lubię ładne, eleganckie rzeczy, ale.
Jedną z moich wartości nazywam powiernictwem, bo uważam, że nikt nie posiada niczego na własność na mocy jakiegoś absolutnego prawa moralnego, nawet jeżeli zdobył to uczciwie, legalnie, własnym wysiłkiem. Rzeczy są nam jedynie powierzane, przekazywane po to, żebyśmy ich mogli używać, w taki czy inny sposób, dla dobra wszystkich. Takie podejście ułatwia mi określanie priorytetów. Rzeczy to tylko rzeczy.
I wreszcie wszystko zaczęło mi się integrować, stapiać, łączyć w jedną harmonijną całość – no, może nie samo, trochę pracy w to jednak włożyłem; pomogli też przyjaciele. Niezłą ilustracją tego, o czym piszę, jest taki oto tekst: Nie tak, jak to zwykle bywa w dzisiejszym świecie, gdzie spotkania związane są z ostrą wymianą poglądów i atakami na siebie nawzajem, gdzie uczestnicy próbują zakrzyczeć i zagłuszyć swoje słowa, nie… decydować powinna we wszystkich sprawach wola większości, ale wszystkie decyzje powinny być podejmowane w mądrości, miłości i jedności z Bogiem, w atmosferze szacunku, cierpliwości, jedności i pojednania, żeby ludzie służyli sobie (pomagali, wspierali) nawzajem z pokorą w sercu, i szacunkiem dla prawdy i sprawiedliwości.
Wszyscy znajomi alkoholicy, którym go podsunąłem, byli przekonani, że dotyczy on inwentury grupy AA i funkcjonowania wykształconego sumienia grupy. W rzeczywistości są to wskazówki i zalecenia, jak powinno przebiegać spotkanie organizacyjne kwakrów (jestem kwakrem i chrześcijaninem). Harmonia i jedność ducha. Zgoda. Z samym sobą, ludźmi i światem. Ano, właśnie.
W książce „Nowa para okularów” Chucka C., weterana, który wytrzeźwiał w 1946 roku, znaleźć można takie oto stwierdzenie: Wiesz to instynktownie; wiesz, że nie możesz posadzić rzodkwi i otrzymać ogórków. Ale wydaje ci się, że jesteś ponad prawem i próbujesz kontrolować swoje myślenie. Nie dostajesz tego, czego chcesz, ale uważasz, że możesz myśleniem wywołać to, czego chcesz.
Meszuge/deon