Wszyscy żyją, jedzą, chodzą, kochają się, śpią. A jednak – moim zdaniem – nie żyją. Wydaje się im, że żyją. W gruncie rzeczy sądzą, że żyją, bo posiadają dom, albo pracę, albo dzieci, albo żonę, albo męża, albo pieniądze, albo władzę. Ale to wszystko jest niczym, jeśli się nie posiada własnej osoby, jeśli nie jest się sobą.
Zapewniam was, że życie, nawet najprostsze, postrzegane jest w sposób zdeformowany, jeśli człowiek nie pozostaje w pokoju z samym sobą. Co jednak należy zrobić, aby być sobą?
Pierwszym warunkiem, który musi zostać spełniony, jeśli człowiek ma nauczyć się żyć, jest uznanie istnienia śmierci. Gdybyśmy żyli tak, jakby śmierć nie istniała, czym byśmy się różnili od zwierząt? Pomyślcie, istota ludzka jest jedynym stworzeniem, które wie, że musi umrzeć! Od wielu już lat studiuję psychologię, osobowość człowieka i nabieram coraz większego przekonania, że w poznaniu własnego losu tkwi wielkość i dramat człowieka.
Sądzę, że inteligencja, a co za tym idzie i postęp, istnieją, ponieważ człowiek wie, że musi umrzeć. Psychologia, złożoność ludzkiej osobowości, istnieją, ponieważ człowiek wie, że musi umrzeć. Nerwica, psychiczne cierpienie, istnieją, ponieważ człowiek wie, że musi umrzeć.
Z całego stworzenia człowiek jest jedyną istotą, która może zdecydować, że zada sobie śmierć. Oto dlaczego takie kategorie, jak szczęście czy nieszczęście właściwe są wyłącznie człowiekowi. Przez szczęście rozumiem tutaj spokój wewnętrzny, osiągnięcie równowagi psychicznej, spokoju umysłu, ograniczenie własnej nerwicy.
Szaleństwo spotykane jest wyłącznie u ludzi. Przez szaleństwo rozumiem nie umysłowy obłęd, ale niezrozumienie, że istotą życia jest ograniczenie stopnia istniejącej nerwicy. A jednak ta świadomość nieuchronnej śmierci najczęściej jest ukryta przed człowiekiem. A może raczej zazwyczaj ludzie odsuwają od siebie myśl o śmierci, zapominają, że pewnego dnia będą musieli umrzeć. Mimo że ich podświadomość dobrze wie, że to się zdarzy! Kto nie liczy się z istnieniem śmierci, nie może osiągnąć szczęścia, wewnętrznej radości, spokoju umysłu. Szyfr, który ukrywa całą tajemnicę człowieczeństwa, jest właśnie taki: wiedzieć, że musi się umrzeć!
Ludzkość, w swym obecnym kształcie, nie istniałaby, gdyby nie była świadoma własnej śmierci. Rzecz jasna, nie mam tu na myśli śmierci jako zjawiska samego w sobie. Jest ono prostym procesem fizjologicznym, chemicznym. To mnie nie interesuje. Również zwierzęta umierają, ale rodząc się nie mają świadomości, że będą musiały umrzeć. Sądzę, że nikt nie znajduje przyjemności w umieraniu. I nikt nie chce umierać. Istota ludzka boi się śmierci.
Życie jednak nie polega na zadawaniu sobie bądź niezadawaniu śmierci, na akceptowaniu bądź nieakceptowaniu śmierci. Życie rozgrywa się na innej płaszczyźnie: kiedy zaczyna się nadawać znaczenie rzeczom. Zadanie sobie śmierci czy stwierdzenie, że nie czuje się przed nią strachu, nie rozwiązuje problemu umierania. Czy widzieliście, żeby dziecko, które jeszcze niczego nie rozumie, zadało sobie śmierć?
Śmierć sama w sobie nie sprawia, że więcej rozumiemy, ale wiedza i równoczesna chęć, by nie wiedzieć dały początek całej naszej duchowości i nadal ją kształtują. Z tej dychotomii rodzi się ludzkość, czy może raczej jej aktywność umysłowa, a zarazem nerwica.
Zdolność do nadawania znaczenia, zdolność rozumienia wypływa z tego konfliktu, z tej dychotomii: z jednej strony znamy nasz koniec, z drugiej nie chcemy wiedzieć, że go znamy. Wszystko, co widzimy, widzimy dlatego, że jest ta wiedza i niechęć wiedzy. W dniu, kiedy się to skończy, zniknie również człowiek taki, jakiego znamy, zniknie smutek, załamanie, nerwica, niepokój, inteligencja, nuda. Z wiedzy o swojej śmierci i z równoczesnej niechęci do posiadania tej wiedzy, rodzi się wolność jednostki. Wolność do tego, by żyć. Wolność do tego, żeby zachorować. Wolność polega na tym, że możemy tkwić w tym dualizmie, albo z niego wyjść, albo weń nie wchodzić. Kto weń nie wchodzi jest osobą, która w gruncie rzeczy nigdy nie żyła. Nigdy się nie narodziła. Kto zeń wychodzi, umiera.
Nerwica to niechęć do uczestniczenia w tej grze. Grze, która – tak czy inaczej – toczy się bez względu na to, czy chcemy tego czy nie i stanowi istotę człowieczeństwa. Ludzie, którzy nie biorą w niej udziału, nie żyją, mimo swego przekonania, że jest inaczej. Bowiem – w paradoksalny sposób – to oni posiadają zwykle więcej od innych: pieniądze, władzę, seks, dzieci. Wszystko jednak, co będą robić w okresie swego istnienia, dla ich życia psychicznego nie będzie przedstawiać żadnego znaczenia, bo nie uczestniczą oni w grze polegającej na tym, że wiedzą i nie chcą wiedzieć.
Znaczenie, sens rzeczy i ludzi jest niczym, jeśli nie wkracza w egzystencjalny dualizm, znajduje się na najwyższym poziomie nerwicy, śmiertelności. Można posiadać wiele rzeczy, ale zawsze pozostaną one poza prawdziwym znaczeniem, poza życiem. Ci, którzy nie uczestniczą w tej dualistycznej grze, nie włączą się nigdy w żywotny, autentyczny krąg ludzkiego istnienia. Wszystko, co pomyślą i powiedzą, będzie w rzeczywistości śmiertelne, bo oni sami nie włączyli się do gry polegającej na tym, że wiedzą i równocześnie nie chcą wiedzieć. Ich logika jest logiką posiadania. Logiką horyzontalną, nie wertykalną. Aby być żywym, trzeba natomiast zgodzić się na udział w grze: wiedzieć i nie chcieć wiedzieć.
Tak czy inaczej, bez względu na to, czy chcemy tego, czy nie chcemy, na naszej podświadomości ciąży ta dualistyczna gra. Znam wiele osób, które żyją fizycznie. Takich, które żyją również psychicznie – znam niewielu. Paradoksalnie nerwica, niepokój psychiczny, nie istniałyby, gdyby nie istniała wolność wewnętrzna. To dzięki tej wolności jednostka może pogrążyć się w chorobie lub polepszyć swój stan psychiczny. Wśród ludzi doskonała równowaga psychiczna nie istnieje. Wszyscy mamy nerwicę. Kto dąży do szczęścia, do pokoju, ogranicza do minimum własną nerwicę, i odwrotnie. Jest chyba zatem jasne, że według mnie nasilenie bądź ograniczenie nerwicy dokonuje się w dualistycznym kręgu poznania i niechęci poznania.
Nerwicowiec, który wie o tym, że nim jest, krytycznie się ocenia i stara się ograniczyć swoją nerwicę, jest człowiekiem odważnym, jest prawdziwym człowiekiem, człowiekiem żywym. Uważam wręcz, że całe życie polega na tym: na ograniczaniu własnej nerwicy! Ci, którzy nie czują się neurotykami, uważają się za lepszych od innych, nie patrzą na siebie krytycznie i nie starają się ograniczyć swojej nerwicy, są martwi. Ludzie źli są martwi psychicznie, i vice versa. Człowiek może żyć jako żywy lub jako martwy. Żyć jak człowiek martwy to nie decydować, nie dokonywać wyboru, nie chcieć wiedzieć, nie chcieć poznać. Jednym słowem: nie nadawać sensu sobie samemu a zarazem rzeczom. Człowiek sam musi zadecydować, czy chce żyć. Jest to decyzja indywidualna. Należąca do sfery naszej wolności. Możemy albo przeżywać życie albo pozwolić, by ono przeżywało nas.
Więcej w książce: W poszukiwaniu szczęścia – Valerio Albisetti