Zastanawiasz się, co to są „piekła”? Dlaczego Bóg wkracza do miejsca, które jest całkowicie od Niego oddzielone? To wygląda na jakiś paradoks.
Zauważmy najpierw, że nie ma niczego, co byłoby całkowicie od Boga oddzielone, całkowicie od Niego niezależne. Bóg utrzymuje wszystko w istnieniu, również piekła (starotestamentalny szeol), które nie tyle są jakimś miejscem, gdzie Boga nie ma, ile stanem człowieka, który o własnych siłach nie jest w stanie być blisko Boga albo – co byłoby dużo gorsze – sam Boga odrzuca. Innymi słowy, piekła to stan ludzi niezbawionych. Jezus Chrystus solidaryzuje się z każdym człowiekiem nie tylko w śmierci, lecz także w wejściu w ów stan niezbawienia. W ten sposób przyjmuje do końca ludzki los.
Dlaczego to robi? By zbawić człowieka. Ojcowie Kościoła mawiali, że co nie zostało przyjęte przez Boga, nie może być zbawione. Bóg przyjął człowieczeństwo do końca, do czeluści piekieł, aby człowieka zbawić. Rzeczywiście wygląda to na jakiś paradoks, ale czyż nie jest paradoksem cała historia Boga z ludźmi, poczynając od stworzenia? Tak! Historia stworzenia i zbawienia jest paradoksalna. W gruncie rzeczy od początku rozmawiamy o paradoksie, jakim jest Bóg, który stał się człowiekiem.
Prawda o zstąpieniu do piekieł znajduje swoją biblijną podstawę przede wszystkim w Pierwszym Liście św. Piotra: „Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym […]” (1 P 3,18-20).
W Katechizmie Kościoła Katolickiego możemy wyczytać, że pierwsze znaczenie zstąpienia do piekieł polega na potwierdzeniu, iż Jezus rzeczywiście umarł, doświadczył śmierci jak każdy człowiek, trafił do krainy umarłych. Znalazł się tam jednak – i to jest drugie znaczenie tej prawdy – jako Zbawiciel, zwycięzca śmierci, który ogłasza uwięzionym duchom zbawienie. Pamiętając o tym, że czas na ziemi nie jest czasem po tamtej stronie, można powiedzieć, żezstąpienie do piekieł oznacza ogłoszenie zbawienia wszystkim, którzy umarli przed Jezusem.
To tradycyjne rozumienie zstąpienia do piekieł zostało zreinterpretowane i pogłębione przez Hansa Ursa von Balthasara. Szwajcarski teolog nie chce postrzegać zstąpienia do piekieł jako triumfalnego pochodu Chrystusa, wyciąga natomiast ostateczne konsekwencje z Pawłowego stwierdzenia, że „On [Bóg] to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu” (2 Kor 5,21; podkr. – D.K.).
Jezus był do końca solidarny z żyjącymi, tak w grobie jest solidarny z umarłymi
Balthasar postrzega zstąpienie do piekieł jako kontynuację i radykalizację uniżenia Jezusa na krzyżu. Jak na ziemi Jezus był do końca solidarny z żyjącymi, tak w grobie jest solidarny z umarłymi. W zstąpieniu do piekieł Chrystus należy do refaim, „niemocnych”. Jezus nie tylko przyjmuje ogołocenie krzyżowej śmierci, ale wchodzi w „ubóstwo trupa”. Po co takie uniżenie? Po to, by dotrzeć z darem zbawienia również do tych, którzy pogrążają się w niemocy przyjęcia Bożego miłosierdzia. W swoim zstąpieniu do piekieł Jezus staje obok bezsilnych grzeszników. Nie przepowiada już aktywnie nowiny o zbawieniu, nie triumfuje – w potocznym tego słowa znaczeniu – nad „mocami piekielnymi”, lecz niepokoi grzesznika swoją bezsilnością..
Oto niebywała wizja! Człowiek, który odwrócił się od Chrystusa przepowiadającego i nie chciał zatrzymać się przy Ukrzyżowanym, odnajduje w samym centrum swojego piekielnego osamotnienia bezsilną miłość Boga. Ta bezsiła miłości może się okazać silniejsza od jakiejkolwiek siły. Podobną wizją dzieli się z nami psalmista: „Gdzież się oddalę przed Twoim duchem? Gdzie ucieknę od Twego oblicza? Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę” (Ps 139,7-8).
Być może tam, gdzie ludzka samolubna wolność stawia granicę Boskiej wszechmocy, jedynie pozbawiona wszelkiej mocy miłość Jezusa może dopełnić dzieła zbawienia. Być może taka właśnie miłość jest w stanie rozbić krąg rozpaczy grzesznika, nie gwałcąc przy tym jego wolności.
Do czego prowadzi ta interpretacja?
Nie mamy pewności, co wyniknie ze spotkania samotności grzesznika z samotnością Ukrzyżowanego. Wieczne piekło pozostaje realną możliwością, wobec której biblijna postawa bojaźni i drżenia wydaje się najwłaściwsza, oczywiście pod warunkiem że nie mylimy jej z neurotycznym lękiem. Odkrycie znaczenia Jezusowego zstąpienia do piekieł pozwala nam jednak mieć nadzieję, że nawet największy grzesznik nie odwróci się od Boga-człowieka, którego odnajdzie w swoim potępieńczym – ale jeszcze nie wiecznym – osamotnieniu.
Możemy mieć nadzieję, że miłość Boga, poprzez paradoksalną solidarność z tymi, którzy pozostają zamknięci na jakąkolwiek solidarność, jest zdolna zbawić każdego człowieka właśnie w chwili, gdy zostaje odrzucona.
Balthasar nie neguje możliwości sprzeciwu człowieka wobec Boga, po którym jest już tylko piekło rozumiane jako nieodwracalny stan odmowy przyjęcia Bożej miłości. Kontemplując jednak Jezusa zstępującego do piekieł, możemy mieć nadzieję, popartą pokorną modlitwą, że Bóg zdoła przyciągnąć do siebie największych grzeszników, że w każdym zrealizują się słowa Chrystusa ze starożytnej homilii na Wielką Sobotę: „Snem śmierci zasnąłem na krzyżu i włócznia przebiła mój bok za ciebie […], a ta moja rana uzdrowiła twoje zranienie. Sen mej śmierci wywiedzie cię ze snu Otchłani. Cios zadany Mi włócznią złamał włócznię skierowaną przeciw tobie”.
Dariusz Kowalczyk SJ, Tomasz Rowiński/deon