O dowodach dotyczących prawdziwości zmartwychwstania Chrystusa trudno jest mówić w sensie ścisłym. Tym bowiem, co stanowi treść przekazu Kościoła o Zmartwychwstaniu, są świadkowie, którzy osobiście widzieli zmartwychwstałego Pana. Tym zaś, co sprawiło, że ich oczy ujrzały i rozpoznały zmartwychwstałego Chrystusa, była wiara.
Tematyka dotycząca dowodów zmartwychwstania Chrystusa jest bardzo skomplikowana i wymaga kilku wstępnych wyjaśnień. W niniejszym artykule postaram się więc najpierw przedstawić sposób argumentacji, jaki podejmuje Kościół zapytany o swoją wiarę w powstanie z martwych Chrystusa. Następnie chciałbym uzasadnić, jak w ogóle możliwe jest pytanie o dowody na coś, co doktryna Kościoła katolickiego ujmuje jako tajemnicę wiary, czyli prawdę przekraczającą ludzki sposób pojmowania świata. Na samym końcu przedstawię i pokrótce wyjaśnię niektóre z bardziej znaczących „dowodów”. Chciałbym, aby mój tekst posłużył nie tylko lepszemu zrozumieniu trudnych kwestii teologicznych związanych z prawdą o Zmartwychwstaniu, ale także, aby inspirował czytelników do przemyślenia udziału człowieka w tej tajemnicy, zarówno w życiu doczesnym, jak i wiecznym.
Wiara w Zmartwychwstanie a wiara w Synostwo Boże Jezusa
Nauka Kościoła o tajemnicy zmartwychwstania Chrystusa brzmi następująco: w trzeci dzień po śmierci i złożeniu ciała do grobu Jezus Chrystus został uwolniony/uwolnił się definitywnie od panowania nad Nim śmierci; następnie Jego ciało zostało przemienione i przyjęte do chwały nieba; powstanie z martwych Chrystusa jest źródłem i zapowiedzią powstania z martwych wszystkich ludzi (zmartwychwstania na życie wieczne lub na potępienie); przez Zmartwychwstanie została ostatecznie potwierdzona prawda, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i jedynym Zbawicielem świata; ukazywanie się Chrystusa Zmartwychwstałego uświadomiło uczniom, że Syn Boży pokonał śmierć nie tylko dla siebie (pro se), ale także dla nas (pro nobis), tzn. dla naszego zbawienia. Ta sumaryczna wypowiedź wymaga oczywiście wielu dodatkowych wyjaśnień. Przedstawiłem ją jednak w tej postaci ze względu na całościowy ogląd sprawy, do której chcę odnieść się jedynie częściowo. Zależy mi bowiem przede wszystkim na uwypukleniu zaledwie jednego aspektu wiary dotyczącej zmartwychwstania Chrystusa. Nie chodzi bowiem tylko o to, że Chrystus pierwszy przeszedł ze śmierci do nowego życia. Tak, jakby inni ludzie obok Niego mogli dokonać tego samego. Takiego uwolnienia przez Boga na końcu czasów w większości oczekiwali również Żydzi, a przecież wielu z nich nie uwierzyło w zmartwychwstanie Chrystusa. Podstawową trudnością wiary w Zmartwychwstanie było bowiem ugruntowane przekonanie Żydów o niemożliwości pokonania śmierci przez pojedynczego człowieka, zanim nastąpi ostateczna interwencja Boga w losy całej ludzkości. Inaczej mówiąc: jeśli ktoś wierzył, że ten człowiek, który nosił imię Jezusa z Nazaretu i narodził się z Maryi, jest również Synem Bożym, ten potrafił także uznać prawdę, że mógł On w sobie dokonać uwolnienia całej ludzkości z więzów śmierci. Jeśli natomiast postrzegał Jezusa jedynie jako człowieka, nie zrozumiał, dlaczego właśnie w Nim Bóg miałby ostatecznie zbawić cały świat. O tym więc, że ktoś daje wiarę powstaniu z martwych Jezusa Chrystusa, decyduje wpierw wiara w to, czy On naprawdę jest Synem Bożym.
Podobnie było w historii pierwotnego Kościoła. Żydzi, którzy dostrzegali w Nim obiecanego Mesjasza, stawali się Jego uczniami. Chociaż przeżyli głębokie rozczarowanie faktem Jego haniebnej śmierci na krzyżu i uciekli w chwili Jego pojmania, to jednak tylko tym, swoim wybranym uczniom, ukazał się zmartwychwstały Pan. Widzimy tutaj zasadniczą ciągłość wiary tych, którzy uwierzyli Chrystusowi przed śmiercią i którzy oglądali Go żywego już po zmartwychwstaniu. Nawet jeśli ktoś mógłby kwestionować doskonałą wiarę uczniów w Synostwo Boże Jezusa przed zmartwychwstaniem – prawdą jest, że gdyby faktycznie wierzyli, że On jest Bogiem, nie uciekliby z ogrodu Oliwnego, ale oczekiwali boskiej interwencji – to jednak nie może podważyć faktu, że ci sami uczniowie zaufali wcześniej Jego słowu i zostawiwszy wszystko, poszli za Nim. Pierwsi uczniowie Chrystusa, czyli pierwotny Kościół, o tyle więc wierzyli, że On zmartwychwstał i pokonał ostatecznie śmierć, o ile wcześniej uwierzyli także, że On jest Bożym Posłańcem, Mesjaszem obiecanym przez proroków. Tylko dlatego, że uwierzyli Chrystusowi i spotkali Go żyjącego już po śmierci krzyżowej, na ich świadectwie opiera się wiara Kościoła w zmartwychwstanie Chrystusa.
Nieobojętni świadkowie
Doszliśmy w ten sposób do splotu dwóch istotnych prawd. Pierwsza, która mówi, że Jezusa Zmartwychwstałego oglądali jedynie ci, którzy uwierzyli Jego słowom, głoszonym przez Niego jeszcze zanim umarł na krzyżu. Kiedy natomiast spotkali Go osobiście już po zmartwychwstaniu – i to jest druga istotna prawda – stali się pierwszymi świadkami Jego chwały, tj. Syna Bożego, który pokonał śmierć i zasiada po prawicy Ojca. Tym, co splata obie prawdy, jest po raz kolejny słowo „wiara„.
Dopiero na podstawie tak postawionej sprawy możemy zastanowić się, dlaczego w ogóle można mówić o „dowodach” na zmartwychwstanie Chrystusa, jeśli jest ono w gruncie rzeczy tajemnicą wiary. Z jednej bowiem strony nasza wiedza o tym, co wydarzyło się ze zmarłym Jezusem z Nazaretu, osadza się jedynie na świadectwie Jego uczniów. Z drugiej jednak strony musimy pamiętać, że nie były to zeznania postronnych osób, neutralnych obserwatorów. Byli to uczniowie, którzy już wcześniej uwierzyli Jego słowom. Mowa jest więc o osobach, które były głęboko zaangażowane w sprawę, o której świadczyły.
Dla niektórych nam współczesnych jest to swego rodzaju kontrargument wobec prawdziwości powstania z martwych Chrystusa. Nasza nowoczesna mentalność skłonna jest uważać, że najlepszym świadkiem wydarzenia i jego wiarygodnym sprawozdawcą jest ten, kto stoi niejako z boku i „na chłodno” przygląda się temu, co się wydarza. W przypadku świadków Zmartwychwstania, jak już o tym była mowa, jest zdecydowanie inaczej. Czy jednak oznacza to, że są oni mniej wiarygodni, ponieważ nie pozostali obojętni na nauczanie Chrystusa? A może Kościół nie powinien polegać na opinii niewielkiej grupy Żydów, którzy równie dobrze mogli wymyślić Jego zmartwychwstanie tylko po to, aby nie ośmieszyć się przed tymi, którzy od początku nazywali ich niebezpiecznymi sekciarzami? Tym bardziej że wielu Żydów uważało śmierć przez ukrzyżowanie jako znak potępienia i opuszczenie przez Boga. A może trauma po stracie nauczyciela popchnęła kilku z nich do stworzenia pięknej legendy o żywym Chrystusie? Takie opowiadanie zapewne miałoby silną moc łagodzącą psychologiczne rozczarowanie, które nastąpiło po haniebnej śmierci Jezusa na krzyżu. A może ci sami wykradli ciało i chcąc w sposób cudowny wytłumaczyć Jego zniknięcie, powtarzają fałszywe zeznania, że On sam wyszedł z grobu? Krótko mówiąc, pytanie brzmi następująco: dlaczego „dowodów” Zmartwychwstania oczekujemy od tych, którzy nie mogli i nie zachowali neutralności wobec tego wydarzenia, ale przeciwnie, deklarowali się właśnie jako ludzie wierzący w boskie posłannictwo Chrystusa?
Śmierć pokonana w Osobie Jezusa
Okazuje się, że nasza współczesna mentalność prowadzi nas na niewłaściwą ścieżkę. Jeżeli bowiem uczniowie Chrystusa faktycznie zostawili wszystko dla Niego i poszli za Nim, być może jeszcze nie do końca rozumiejąc, Kim On naprawdę jest, to tym bardziej powinni być zgorszeni Jego śmiercią. Pamiętali przecież, że do samego Boga zwracał się On, mówiąc Abba, tzn. Tatusiu; ogłaszał wszystkim, że wraz z Nim zbliża się Boże królestwo; ponadto utrzymywał, że jest Panem i Mesjaszem. Mimo to niedługo potem oglądali Go zbroczonego krwią, jak potępieńca, którego wydaje się, że opuścił nawet sam Bóg. Czyż nie o hańbie opuszczenia i ogołocenia przed ludem rozprawiali rozczarowani uczniowie idący do Emaus? Czyż Piotr nie zaparł się Chrystusa właśnie dlatego, że prowadzono Go na śmierć?
To, co wydaje się możliwe, aby było ewentualną odpowiedzią rozczarowanych uczniów na tragedię śmierci ich Mistrza, to z pewnością nie wytłumaczenie całego przebiegu spraw przez teorię o powstaniu Chrystusa z martwych. Takie wyjaśnienie nie przyszłoby do głowy nikomu, kto próbowałby załagodzić traumę zawiedzionych apostołów według znanych wówczas sposobów tłumaczenia podobnych zdarzeń. Oczekiwaną argumentacją zapewne byłoby porównanie ukrzyżowania Jezusa do męczeńskiej śmierci sprawiedliwych proroków albo przekonanie o możliwości Jego zmartwychwstania wraz innymi „bohaterami wiary” na końcu czasów. Powyższe wyjaśnienia, zgodnie z panującymi wtedy kanonami teologii żydowskiej, osadzone byłyby na wierze, że tylko Bóg, Stwórca Świata, jest sprawiedliwym sędzią i tylko On może wyrównać rachunki i przywrócić do życia istotę ludzką, potwierdzając tym samym, że Bóg jej nie opuścił. Zasadniczo Żydzi wyrażali również przekonanie, że zapewne Bóg dokona ostatecznego wyzwolenia Izraela z więzów śmierci w czasie ostatecznym.
To, co było więc teologiczną nowością, trudną do pomyślenia dla ówczesnych elit intelektualnych Izraela, to fakt, że od początku Kościół głosił zmartwychwstanie Chrystusa jako uwolnienie z więzów śmierci tej pojedynczej Osoby i że w tej właśnie Osobie, którą postronni obserwatorzy postrzegali jako zwykłego człowieka, pokonana została definitywnie śmierć. Nie można o takiej argumentacji pomyśleć inaczej jak o wyznaniu wiary w Syna Bożego, który swoim zwycięstwem dzieli się z każdym człowiekiem. W konsekwencji Kościół nieprzerwanie głosi, że tylko w Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, ludzie mogą osiągnąć życie wieczne.
Wynika stąd, że głębokie przekonanie uczniów Chrystusa o Jego boskim posłannictwie nie zaciemniło prawdy o Zmartwychwstaniu, ale ją tym bardziej uwydatniło na tle racjonalnie spodziewanych wyjaśnień. Powtórzmy: z jednej strony nie do zaakceptowania była bowiem dla większości Żydów prawda o Mesjaszu, który cierpi i haniebnie umiera, a z drugiej nie do pomyślenia prawda o powstaniu do nowego życia pojedynczej Osoby, która swoim zwycięstwem obdarza całą ludzkość. Zestawienie tych dwóch przekonań tworzy fundament wiary chrześcijan, a jednocześnie uzasadnia skandal, jaki owo zestawienie wywołało w środowiskach żydowskich, także po śmierci Jezusa. To właśnie wiara w Jezusa, Syna Bożego, który został zamordowany, a jednak jest żyjący w swoim Kościele, okazała się główną przyczyną tak wielu prześladowań chrześcijan. Nie zapominajmy jednak, że w swojej istocie wiaraw zmartwychwstanie Chrystusa pozostała przede wszystkim źródłem niezachwianego przekonania pierwszych chrześcijan, że w Jezusie Bóg spełnia obietnicę obdarowania człowieka życiem wiecznym.
Jedyny znany materiał dowodowy
Świadkami Zmartwychwstania są więc uczniowie, którym dał się widzieć żyjący Chrystus i tym samym potwierdził prawdziwość swojego bóstwa. Ci sami uczniowie głosili tę prawdę, a większość z nich oddała za nią własne życie. W końcu niektórzy z nich zapisali to, co przeżyli w sercu i co rzeczywiście oglądały ich oczy, aby w ten sposób, pod natchnieniem Ducha Świętego, stać się autorami świętych tekstów Pisma Świętego Nowego Testamentu. Ewangelie, Dzieje Apostolskie, Listy i Apokalipsa są dla nas jedynym wiarygodnym źródłem tego, co dało początek życiu Kościoła. Tylko Biblia, rozumiana jako zapis żywej tradycji, czyli przekazywania prawdy objawionej, jest godnym zaufania dokumentem potwierdzającym wiarę Kościoła w zmartwychwstanie Chrystusa. Jest jedynym znanym nam materiałem dowodowym w odniesieniu do tego, co widzieli uczniowie piszący o ukazywaniu się Zmartwychwstałego.
W kontekście tak rozumianej prawdy o Zmartwychwstaniu, dowody, jak niektórzy mogliby oczekiwać, nie są zestawem faktów, które zapisał jakiś postronny kronikarz. Jak już o tym była mowa powyżej, świadkami były osoby wierzące, które pragnęły przekazać swoje doświadczenie spotkania ze zmartwychwstałym Chrystusem jako fakt historyczny. W tym sensie można powiedzieć, że uczniowie opisują fakty: dotykali ciała zmartwychwstałego Jezusa, rozmawiali z Nim, a nawet jedli (choć pamiętać należy, że teksty biblijne odnotowały wyraźnie przemienioną jakość ludzkiego ciała zmartwychwstałego Chrystusa). Nie były to jednak wydarzenia dostrzegalne dla każdego, niezależnie od wiary. Nie znamy żadnych świadków, którzy zachowując zupełnie niezaangażowaną postawę wobec prawdy objawionej w Chrystusie, mogliby zaświadczyć, że widzieli Go powstałego z grobu.
Moglibyśmy doszukiwać się oczywiście wielu ściśle historycznych przesłanek, które mogłyby wskazywać na cudowne powstanie z martwych Chrystusa, jak choćby fakt, że u wejścia do groty czuwali strażnicy i mimo ogromnego kamienia, który zamykał wejście do grobu, obudzili się następnego dnia zdziwieni tym, że w sposób niezrozumiały leżał teraz odsunięty. Nie da się również obiektywnie udowodnić zmartwychwstania Jezusa z Nazaretu na podstawie wiarygodności zapisów o zastanym na trzeci dzień przez kobietypustym grobie. Niektórzy powtarzają argument niezwykle szybkiego rozwoju chrześcijaństwa, który dokonywał się spektakularnie u początków historii Kościoła, a na co wskazywać miało właśnie owo silne przekonanie pierwszych chrześcijan o zmartwychwstaniu Syna Bożego. Żadne z tych niezwykłych okoliczności nie jest jednak wprost dowodem na Zmartwychwstanie. Pełnią one raczej rolę drugorzędnego sposobu argumentacji i zobrazowania prawdy podstawowej. Tym bowiem, co stanowi treść przekazu Kościoła o Zmartwychwstaniu, są świadkowie, którzy osobiście widzieli zmartwychwstałego Pana. Tym zaś, co sprawiło, że ich oczy ujrzały i rozpoznały zmartwychwstałego Chrystusa, była wiara.
Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli
Jednym z najlepszych komentarzy biblijnych do stawianej tutaj tezy jest początek Pierwszego Listu św. Jana, w którym czytamy: „To wam oznajmiamy, co było od początku, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce – bo życie objawiło się. Myśmy je widzieli, o nim świadczymy i głosimy wam życie wieczne, które było w Ojcu, a nam zostało objawione” (1 J 1, 1-2). Św. Jan pisze o życiu wiecznym, które się objawiło. Chodzi więc nie tylko o niezwykłość historycznych wydarzeń towarzyszących zmartwychwstaniu Chrystusa, ale także i przede wszystkim o sens ludzkiej egzystencji, jaki odsłania się przez historyczne wydarzenie zmartwychwstania Chrystusa. Jeśli chrześcijanie naszego czasu wierzą, że Jezus naprawdę zmartwychwstał, czynią to nie tylko na podstawie ustnego czy pisemnego przekazu. Jest raczej odwrotnie. Właśnie dlatego, że Duch Święty ukierunkowuje ludzkie serca i umysły na spotkanie z prawdą objawioną, przekaz o tajemnicy Zmartwychwstania nie dociera do nas jedynie z zewnątrz, jak list przekazany przez pocztę. Serce ludzkie niejako wyczekuje prawdy, którą ogłasza mu Kościół. Budzi się do życia pod wpływem łaski i pozwala w Chrystusie rozpoznać dar Bożej miłości, która okazała się większa niż grzech i śmierć. W tym sensie nauka o zmartwychwstaniu Chrystusa z jednej strony opiera się na świadectwie pierwszych uczniów, niejako wierzy historycznym faktom, które przytaczają w tekstach Pisma Świętego, z drugiej jednak strony równie mocno odnajduje swoją wiarygodność intelektualną w sercu człowieka, które w sposób naturalny oczekuje ostatecznego uwolnienia ludzkości od zła i śmierci oraz odpowiedzi na pragnienie życia wiecznego. Zgodność owego złożenia pragnień serca z nauką Kościoła jest jednym z najbardziej racjonalnych „dowodów” prawdziwości zmartwychwstania Chrystusa. Rozumiejąc tę podwójną złożoność, dochodzimy także do pełniejszego pojmowania słów samego Jezusa, który po swoim zmartwychwstaniu zwraca się do niewiernego Tomasza: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29).
O dowodach dotyczących prawdziwości zmartwychwstania Chrystusa trudno jest mówić w sensie ścisłym. Przynajmniej w odniesieniu do sposobu dowodzenia, który zdominowany jest przez nauki empiryczne. We współczesnej nauce za prawdziwe uznaje się często jedynie to, co zostało zanotowane przez ludzkie zmysły i co może zostać w jakiejś mierze materialnie potwierdzone. W ten sposób Zmartwychwstanie nigdy nie znajdzie wystarczającego potwierdzenia. Jeśli jednak sprawę wiarygodności intelektualnej poszerzyć na obszar ludzkich pragnień i pytań egzystencjalnych, okaże się, że Zmartwychwstanie nie tylko idealnie na nie odpowiada, ale potrafi także głęboko człowieka poruszyć i zafascynować swoją wewnętrzną siłą przekonania.
ks. dr Mirosław Tykfer/deon