Przychodzą takie dni, kiedy chciałbyś zmienić coś w swoim życiu. Mógłbyś uczyć się jakiegoś języka obcego, rozwinąć jeden ze swoich talentów, zacząć uprawiać sport, czytać ambitniejsze książki… Niestety, bez względu na to, co by to miało być, zawsze pojawia się ten sam problem – nie potrafisz zacząć, a to sprawia, że wszystkie plany ciągle pozostają w sferze marzeń.
Jeśli czujesz, że ta historia jest o Tobie, warto byłoby się przyjrzeć swoim motywacjom. Może się okazać, że problem leży zupełnie w innym miejscu, niż się wydaje.
Chyba największą siłę do działania daje człowiekowi miłość. To ona sprawia, że kiedyś obcy dla siebie ludzie potrafią wytrzymać wiele lat, mieszkając pod jednym dachem. Dzięki niej matki rodzą, ojcowie ciężko pracują na chleb dla swoich dzieci, ktoś zauważa dobro w drugim człowieku, ktoś inny uczy się działać bezinteresownie. Miłość czyni człowieka zdolnym do poświęceń, zaczynając od podzielenia się niedzielnym ciastem z sąsiadem, a kończąc na oddaniu życia za drugiego. Jeśli więc ktoś ma problem z motywacją, możliwe, że po prostu za mało kocha.
Twórcze spojrzenie mistrza
Wybrałam się kiedyś na spacer z pewnym rzeźbiarzem. Chodziliśmy po lesie przez jakiś czas. Nagle mężczyzna się zatrzymał. Zboczył ze ścieżki, po czym wrócił, trzymając w ręce kawałek drewna o nietypowym kształcie. Artysta zachwycił się nim, bo zobaczył, że to dobry materiał na rzeźbę. W surowym drewnie jednocześnie widział jego obecny kształt i to, w jaki sposób można wydobyć z niego dzieło sztuki.
Zanim zabierzemy się za wprowadzanie zmian w swoim życiu, warto byłoby najpierw zadać sobie kilka pytań. Czy kocham siebie? Czy lubię siebie takim, jaki jestem? Czy widzę w sobie dobro? Czy dostrzegam swoje talenty? Jeśli szukamy w lesie gotowej rzeźby, nie zachwycą nas surowe kawałki drewna. Najpierw trzeba przyjąć naturalny materiał i zobaczyć w nim piękno, dopiero później można chwytać za dłuto. Inaczej się nie da. Jeśli człowiek nie widzi w sobie wartości, nie będzie miał motywacji do działania, bo po co inwestować w kogoś, kto i tak do niczego się nie nadaje?
Podstawą w pracy nad sobą jest rozwijanie miłości do siebie. Kto kocha siebie, ten chętnie ze sobą współpracuje. Ten zna swoje słabe i mocne strony, dlatego wie, w którym miejscu leży to, co warto pokreślić i rozwinąć. Potrafi od siebie wymagać i znosić trud dla swojego dobra. Umie też sobie wybaczyć, kiedy coś pójdzie nie tak. Dzięki temu nie zniechęci go pierwsze niepowodzenie. W każdej chwili będzie mógł wyciągnąć wnioski, podnieść się i iść dalej. Kiedyś widziałam kubek z napisem: „Padłaś? Powstań, popraw koronę i zasuwaj”. Myślę, że te słowa świetnie oddają postawę człowieka, który kocha siebie, widzi w sobie wartość i chce walczyć o swój rozwój.
Radość dzielenia
Jako ludzie jesteśmy stworzeni do dzielenia się dobrem. Sukces przeżywany w samotności nie daje tyle radości, co świętowany w gronie przyjaciół, którzy szczerze cieszą się razem z nami. Można więc rozwijać się także po to, żeby sprawić przyjemność komuś, kogo kochamy. W ten sposób możemy wyrażać swoją miłość do męża, żony, rodziców, dzieci itd.
Ważne jest jednak to, że w tym przypadku działanie wypływa z miłości, a nie odwrotnie. To znaczy, że jeśli kogoś kocham, chcę dla niego dobra, więc pracuję nad sobą po to, żeby jeszcze lepiej, pełniej, dojrzalej okazać mu swoją miłość, niczego w zamian nie oczekując. Czymś niewłaściwym byłoby więc, gdybym rozwijała się po to, żeby zasłużyć sobie na czyjąś miłość; żeby ktoś mnie pokochał za to, że pracuję nad sobą. Taka motywacja nie byłaby zdrowa, ponieważ na miłość nie można sobie zasłużyć – ona albo jest bezinteresowna, albo nie istnieje.
Przykładowo, kobieta może uprawiać sport z miłości do swojej rodziny. Jej motywacją do systematycznego biegania będzie pragnienie, żeby dzieci miały zdrową matkę, a mąż – żonę z ładną figurą. Kobieta ta jest jednak głęboko przekonana, że gdyby nie uprawiała sportu, jej rodzina kochałaby ją dokładnie tak samo mocno. Jej działanie nie jest więc spowodowane chęcią udowodnienia czegokolwiek, ani pragnieniem zasłużenia sobie na miłość. Jest bezinteresowne i rozważne. Dlatego kiedy dziecko zachoruje i będzie wymagało jej obecności w domu, matka będzie gotowa zrezygnować z treningu, bo osoba, którą kocha, w tym momencie potrzebuje innego sposobu wyrażenia miłości. Gdyby kobieta ta uzależniała to czy zasługuje na miłość od tego, jak wygląda i jak intensywnie trenuje, w tej sytuacji traktowałaby chore dziecko jak ciężar, jak przeszkodę w realizacji jej własnych celów. Jej postawa byłaby więc zaprzeczeniem miłości.
Wdzięczność obdarowanego
Kiedy dziecko dostanie od rodziców wymarzone klocki, prawdopodobnie od razu wysypie całą zawartość pudełka i zacznie budować. Jeśli jeszcze zaprosi tatę do pomocy, to chyba trudno wyobrazić sobie lepsze podziękowanie. Rodzice będą pewni, że prezent sprawił ich dziecku dużo radości.
Kiedy człowiek wierzy, że został stworzony przez Boga i czuje się przez Niego kochany, w jego sercu rodzi się wdzięczność. Jeśli umie dostrzec w sobie dobro, widzi dary i talenty, którymi został obdarowany, chyba najlepszą modlitwą dziękczynienia będzie rozwijanie tego, co otrzymał – budowanie czegoś pięknego z elementów, jakie zostały mu dane. Najlepiej, jeśli zaprosi wtedy do pomocy Ojca. Można więc dbać o swój rozwój również z miłości do Boga – po to, by w ten sposób wyrazić, jak bardzo zależy nam na tym, żeby Jego dzieło, jakim jesteśmy, nie zostało zmarnowane, ale stawało się coraz piękniejsze i przyczyniało się do większej chwały Stwórcy.
Tak jak w przypadku pracy ze względu na miłość do bliźniego, ważne jest jednak, żeby działanie wynikało z miłości, a nie było podyktowane chęcią zasłużenia sobie na to, by Bóg nas kochał. Bo miłość jest bezinteresowna, a więc Bóg kocha człowieka bez względu na to, czy on pracuje nad sobą, czy nie. Poza tym, kiedy działamy po to, by sobie na coś zasłużyć, nie robimy tego bezinteresownie, a więc trudno tu mówić o miłości. Wtedy działamy bowiem dla własnej korzyści, a nie dla drugiej osoby.
W poszukiwaniu motywacji
Istnieje sporo dobrych książek na temat zarządzania sobą i samorealizacji. Zachęcam do ich czytania. Jestem jednak przekonana, że aby przyniosło to owoce, najpierw należałoby przyjrzeć się swojemu sercu i temu, czy jest w nim wystarczająco dużo miłości, żeby można było zacząć działać. Jak mówi Księga Przysłów: „Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie tam ma swoje źródło” (Prz 4,23). Najsilniejsza motywacja, jaką możesz sobie wyobrazić, jest w Tobie. Lepszej nie znajdziesz.
Anna Kapłańska/deon