Adwent jest po to, żeby Bóg mógł do nas przyjść i zastać nas w domu, u siebie, tzn. w wewnętrznym skupieniu i uważności, gotowej przyjąć Kogoś naprawdę Wielkiego! Nie może być tak, żebyśmy byli wciąż tylko w pracy, na zakupach… Nie wolno dać się „wkręcić” w niekończącą się krzątaninę i we wszelkiego typu zaaferowanie – polityką, kryzysami, dyskusjami na forach internetowych, wzajemnym zwalczaniem się, lękami o przyszłość itp.
Oczekujemy – na coś czy na Kogoś?
Jak to dobrze, że znów dano nam czas Adwentu. Jeszcze jeden raz możemy czekać na przyjście samego Boga i troszczyć się o (dobrej jakości) wyjście Jemu na spotkanie! Kiedyś Naród Wybrany (przynajmniej jakaś jego tzw.”Święta Reszta”) z żarliwą tęsknotą oczekiwał na Przyjście Mesjasza. Dzisiaj to my – każdy człowiek i cała ludzka rodzina – oczekujemy na spotkanie z Tym, który w sposób najzupełniej wyjątkowy już przyszedł – a teraz wciąż powraca i przychodzi – i jeszcze ma nadejść w (z) przyszłości, też w sposób najzupełniej wyjątkowy (Paruzja).
Oby wszystko, co w Kościele składa się na treść Adwentu – zarówno w Liturgii, jak i w kulturze – budziło w nas tęsknotę za spotkaniem z Bogiem, za Zbawicielem.
Niestety, Adwent, będący przez wieki wydarzeniem wybitnie duchowym i religijnym, ma współcześnie coraz mocniejszą konkurencję, która chce go przedefiniować i zredukować już tylko do bodźca nakręcającego ekonomiczno-handlową koniunkturę. Pokaźna liczba fachowców od ideologicznego i „sklepowego” marketingu dwoi się i troi, by zawęzić horyzont naszych oczekiwań, tęsknot i spełnień. Ale przecież nie musimy tańczyć tak jak zagra nam byle „grajek”, choćby najbardziej wyszkolony w sztuce uwodzenia, manipulowania i zarządzania naszymi myślami, wyobraźnią i uczuciami…
Jakim jesteśmy pokoleniem?
O grze czy raczej przygrywaniu jest też mowa w dzisiejszej ewangelii, choć w innej „konwencji” niż ta przed chwilą przywołana. Występuje w niej w roli głównej wielki Artysta, który wnosi w ludzki świat Boską melodię i muzykę. I jest problem, ponieważ my (i ci kiedyś tam) zamiast zasłuchać się i dać się zachwycić, to – jest taka pokusa, a i przekora w nas – zatykamy sobie uszy. Wpieramy się w ziemię, po której stąpamy, i nie dajemy porwać się do …tańca – z Panem Młodym, który od Ojca przychodzi, by poślubić nas Sobie.
W oryginale – w Jezusowej wypowiedzi, z przysłowiową „przypowiastką”, brzmi to tak: Jezus powiedział do tłumów: «Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili”. Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny» (Mt 11, 16-19).
Oto ważne pytanie: Jakim my jesteśmy pokoleniem? Do jakiego pokolenia ja przynależę? Niektórzy, mawiają dziś (żartobliwie, z przewagą ironii i złośliwości), jakim to „ludem” są ci czy owi! Teraz jednak (w Adwencie i w obliczu Jezusa) żarty na bok! Mamy sobie odpowiedzieć na pytanie: Jakim – w oczach Jezusa – jesteśmy pokoleniem? Czy kapryśnym i grymaśnym, z którym i sam Boży Syn „nie potrafi” się dogadać i porozumieć? Czy jednak pojętnym i w lot chwytającym bezmiar obdarowania, które do nas od Ojca przychodzi wraz Jezusem i w Nim?
Jednak zdolni do dialogu i tańca
Wiem, odpowiedź na pytanie o „to pokolenie” nie jest całkiem prosta. Jest dość złożona, bo my jesteśmy wewnętrznie skomplikowani, zawikłani, a bywa, że i wielorako uwikłani…
Owszem, każdy chce żyć piękniej, sensowniej, pogodniej i owocniej; także w pokoju i radości! Sprawcą takich pragnień w nas jest Ten, który wymyślił nas od A do Z. A jednak, też w nas, dochodzi do głosu jakaś inna, mroczna głębia, która dumnie (i pysznie) prezentuje się jako całkiem beznadziejna, zrezygnowana i nie znajdująca podstaw, by podnieść oczu ku Niebu i bardzo się rozradować. To „jakaś” decyzyjna instancja w mnie samym wybiera i rozstrzyga, jakim zechcę być „pokoleniem”: otwartym czy zamkniętym! Dającym się wciągnąć w wielki Dialog z Tym, który „z nieba zstępuje” (J 6, 33) czy zagiętym ku sobie (tak św. Augustyn określa stan grzechu) i może jeszcze wygrażającym i, o zgrozo, Bogu bluźniącym!
Dla wszystkich nas trwa czas Wielkiego Adwentu Boga: On w Jezusie Chrystusie: przyszedł – przychodzi – i na pewno jeszcze przyjdzie! Do nas należy decyzja, co z Nim zrobimy – dziś! Jak Go potraktujemy! Od tego zależy, jak On nas potraktuje, gdy znowu przyjdzie w Chwale.
Jedno wszelako – po pierwszym przyjściu i zbawczym przejściu Jezusa Chrystusa (Pascha) – jest pewne: Nie musimy przez całe ziemskie życie trwać w rozżaleniu i poczuciu nieszczęścia! Nie musimy wciąż biadać i zawodzić. Nie musimy być przekorni wobec Boga Zbawcy i Jego posłańców. Jeśli od Jezusa Chrystusa otrzymujemy tyle – i tak przekonujących – motywów za życiem, za „niebotyczną” nadzieją, za dostąpieniem wiecznego szczęścia w Bogu, to nie grymaśmy! Dajmy się – jak Dawid – porwać do tańca, mając pośród nas Maryję – Nową Arkę z (najpierw) ukrytym w Niej naszym Zbawicielem.
Przed laty przypadł mi do serca prosty i piękny wiersz, który syntetycznie wyraża – co? – Odpowiedzmy sobie sami, najlepiej na modlitwie i po rozważeniu sprawy własnego Adwentu, tj. sposobu, w jaki go w tym roku przeżywamy… Jesteśmy (dopiero/już) lekko po półmetku. Jeszcze to i owo można powziąć co do sposobu czekania na Przyjście Pana. Ja jeden to nie całe … pokolenie, ale wpływać na wszystkich, na całość może każdy!
A wyznanie Poety – jak mniemam pełne wiary i dogłębnego wzruszenia Panem tak z nami solidarnym – brzmi tak:
„I nie są nam stawiani za wzór
święci ledwo poruszający się
w purpurze dostojeństwa
święci którzy nie dostrzegają nic
siedząc na białym
rumaku cnoty
Teraz Ty Panie jedziesz z nami na jednym wozie
z nami chodzisz do lasu po chrust
w tym samym chodaku zimy
I sam tańczysz Panie z nami
wśród tych wzgórz
ten powolny taniec istnienia” .
Krzysztof Osuch SJ/deon