Miasto kananejskie Sychem istniało już w drugim tysiącleciu przed Chrystusem. W starożytności było miejscem kultu Baal Perita („Pana Przymierza”). Znajdował się tam dąb More, z którego szumu liści wróżono. Związane jest z patriarchami: Abrahamem (Rdz 12, 6-7) oraz Jakubem (Rdz 33, 18-20). W czasach Salomona Sychem było pierwszą stolicą królestwa Samarii (1 Krl 12, 25). Po upadku Samarii miasto stało się centrum nowego kultu, którego świątynia znajdowała się na górze Garizim. W czasach Jezusa właściwe Sychem już nie istniało, gdyż zostało zrównane z ziemią przez króla Jana Hirkana (107 r. p.n.e.); natomiast wspomniane przez św. Jana Sychar (po aramejsku Sichora) było niewielkim podupadłym osiedlem, zamieszkałym przez ocalałą z pogromu ludność (por. J 4, 5).
Obecnie Sychem stanowi stanowisko archeologiczne leżące w obrębie miasta Nablus. W jego sąsiedztwie znajduje się studnia patriarchy Jakuba (por. J 4, 12). Jest to jedno z najbardziej udokumentowanych miejsc w Ziemi Świętej, potwierdzone przez starożytną tradycję judeochrześcijańską. W IV wieku na miejscu studni zbudowano kościół, który następnie odbudował Justynian Wielki, a później krzyżowcy. Obecnie studnia Jakuba znajduje się na dziedzińcu niedokończonego greckiego kościoła prawosławnego z początku dwudziestego wieku. Wykuta w wapiennej skale mierzy około 33 metry głębokości i 2, 5 metra średnicy.
Zatrzymajmy się na chwilę u stóp studni, by wysłuchać relacji Jana o spotkaniu Jezusa z Samarytanką:
Jezus opuścił Judeę i odszedł znów do Galilei. Trzeba Mu było przejść przez Samarię. Przybył więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? – lub: – Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? (J 4, 3-29).
Jezus opuścił Jerozolimę i zmierzał do Galilei najkrótszą drogą przez Samarię. Zmęczony i spragniony usiadł, aby odpocząć przy studni patriarchy Jakuba. Słowo „zmęczony” oznacza tutaj wyczerpanie będące skutkiem podróży, posłannictwa, trudu, misji. To zmęczenie sprawia, że Jezus oddala uczniów. Chce zaznać chwili spokoju w samotności. Jest godzina szósta, czyli według naszej rachuby czasu – południe. W Samarii każdy pozostaje w tym czasie w domu, chroniąc się przed słońcem.
Jezus siedział sobie przy studni. Studnia jest nie tylko miejscem czerpania wody. Jest też miejscem, gdzie spotykają się kobiety, gdzie rozmawiają i bardziej niż gdzie indziej stykają się z tym, co niewidzialne (J. P. de Roux). Pora, o której siedzi Jezus przy studni nie jest czasem na czerpanie wody. Zwykle czynią to kobiety rano lub wieczorem, gdy jest chłodniej. Jednak mimo upału nadchodzi jedna z kobiet samarytańskich. Być może obawia się spotkań i rozmów z innymi kobietami ze względu na swój sposób życia.
Aleksandro Pronzato tak opisuje tę scenę: Południe. Mocno zarysowany cień studni, groźne sylwetki Garizim i Ebal, rysujące się na tle bezchmurnego nieba, i żar rozlewający się dookoła. Kobieta postawiła dzban na cembrowinie. Tak samo chciałaby zrzucić z siebie zmęczenie, ciężar, pustkę, jaką odczuwa w głębi swego serca. Może ciężar wydaje się tym bardziej przygniatający, im większa jest pustka.
Spotkanie Jezusa z Samarytanką jest trudne nie tylko z powodu pory, ale również z powodu różnic społecznych i kulturowych. Samarytanie i Żydzi żyli w nieustannym konflikcie. Samarytanie byli potomkami Izraelitów i kolonistów z Asyrii. Żydzi traktowali ich jak półpogan, którzy zdradzili Boga patriarchów. Jezus spotykając się z Samarytanką, znosi wszelkie bariery, podziały kulturowe, konwenanse i dystans społeczny i polityczny. Nie czyni różnic między ludźmi, jest wolny, otwarty na każdego; każdy ma do Niego dostęp, każdy może przyjąć Jego miłość.
Dialog Jezusa z Samarytanką rozpoczyna się od zwykłej ludzkiej prośby: Daj mi pić. Jezus nie waha się prosić. Stawia się w sytuacji zależności, przyznaje, że potrzebuje drugiego człowieka. Prosząc, pragnie obudzić niezaspokojoną potrzebę miłości. Kobieta z Samarii nie rozumie Jezusa. Myśli o zwykłej wodzie, którą z takim trudem czerpie ze studni Jakuba: Jakżesz Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Tym pytaniem podkreśla głęboki dystans, jaki dzieli ją od Jezusa. Myśli wprawdzie o dysproporcji i antagonizmach, jakie dzielą Żydów i Samarytan, ale nieświadomie dotyka również innego dystansu; dystansu, pomiędzy nią, grzeszną kobietą, a Jezusem, Mesjaszem i Bogiem.
W dialogu Jezusa z Samarytanką następuje znaczący krok, gdy Jezus Proszący, staje się Ofiarodawcą; ofiaruje dar wody żywej, czyli miłość. Woda, którą czerpie człowiek jest niewystarczająca. Serce człowieka jest tak szerokie, że pragnie więcej. Jest tylko jeden dar, który może zaspokoić człowieka. Tym darem jest Boża miłość, którą wlewa w serca Duch Święty. Wszystkie inne dary, które otrzymuje człowiek, są tylko przejawami tego pierwszego i najważniejszego daru. Człowiek, który rozpozna dar miłości Boga, odczuwa nieustanne pragnienie; jak wyraził to św. Augustyn: Stworzyłeś nas [Boże] dla siebie i niespokojne jest serce nasze, dopóki nie spocznie w Tobie (Wyznania).
Gdy Samarytanka prosi o wodę życia, Jezus odkrywa jej sekret, ranę serca; pięciu mężczyzn i konkubinat. Do tej pory Samarytanka unikała konfrontacji z Jezusem, unikała konfrontacji ze swoimi osobistymi problemami, ranami. Za każdym razem, gdy Jezus starał się pokazać jej główny problem, odpowiadała w sposób wymijający, kierując rozmowę na niezbyt angażujące zagadnienia.
Gdy Jezus zwraca się do niej z prostą prośbą: daj mi pić, kobieta nie przyjmuje, ani też nie odrzuca prośby, ale przedstawia problem polityczny; podział między Żydami i Samarytanami. Gdy Jezus proponuje jej wodę życia, przedstawia problem praktyczny; Jezus nie ma czerpaka. Gdy Jezus przedstawia siebie jako Mesjasza, kobieta wysuwa trudność natury religijnej, liturgicznej; gdzie należy czcić Boga? Te wszystkie trudności i zapytania są formą ucieczki; są pseudoproblemami. Odpowiedź Jezusa na wszystkie ucieczki Samarytanki, jest piorunująca. Jezus dotyka bezpośrednio jej osobistego problemu: Idź, zawołaj swego męża. Ta kobieta została odkryta w najbardziej skrytych zakamarkach. Samarytanka tak naprawdę nigdy nie kochała. Mężczyźni byli próbą wypełnienia pustki egzystencjalnej, pustki życia. Pod zewnętrzną pokrywą kryła się w niej głęboka tęsknota i pragnienie miłości. Zwykle w ludzkich zewnętrznych pozorach pewności, siły, samowystarczalności kryje się głęboka potrzeba akceptacji i miłości innych, a także nieuświadamiane lęki.
Jezus prowadzi stopniowo Samarytankę do prawdy o jej życiu. Ale prowadzi ją również do odkrycia Zbawiciela. Wprowadza ją w głębię studni, jaką jest On sam. Odkrywa przed nią swoją tajemnicę. Odsłania się jej najpierw jako strudzony obcokrajowiec, potem Żyd, prorok, który czyta w sercu człowieka, Mesjasz, który daje początek czci Boga „w duchu i prawdzie” i wreszcie Zbawiciel, dawca „Wody Życia”.
Ukazuje także sens prawdziwego kultu Boga. Istota czci Boga nie leży w darze, jaki Mu przynosimy ani w miejscu, ale w sercach. Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6, 21). Zewnętrzny wymiar kultu to za mało. Cześć oddawana Bogu to cały wymiar życia w Duchu Świętym, to życie w prawdzie, to miłość podobna do miłości Bożej, uniwersalna, nie mająca względu na osoby, nie dająca się stłumić przez cudzołóstwo, zdradę, niesprawiedliwość. Wobec takiej miłości, takiej czci Boga wszystkie inne drogi religijne wydają się ograniczone, relatywne, względne.
Samarytanka została porwana, zafascynowana mową Jezusa, zaspokojona w swym głodzie miłości. Zakochała się w Jezusie. Dlatego zostawia dzban i podekscytowana biegnie do miasta, by mówić ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Zapewne nie potrafi do końca wniknąć w naukę wygłoszoną przez Jezusa. Nie ma jeszcze wewnętrznego pokoju, który uzdalnia do wejścia w tajemnicę miłości Boga. Ale jest w niej głębokie pragnienie dzielenia się własnym doświadczeniem. Jej świadectwo jest proste, elementarne; jest też pełne dyskrecji ale i pasji. I jest autentyczne, podobnie, jak Jana: [To wam oznajmiamy], cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce (1 J 1, 1). Dlatego mimo całego wewnętrznego nieładu i ograniczeń zdołała przekonać Samarytan, by przyszli zobaczyć Jezusa.
Znajdując swoje miejsce u studni Jakuba, zastanówmy się:
• Jaki rodzaj zmęczenia towarzyszy mojemu życiu? Czy moje zmęczenie wynika z trudu życia Ewangelią, czy z nudy i pustki życiowej?
• O co Jezus mógłby prosić i prosi mnie osobiście? Czego ode mnie oczekuje? Co ja mogę dać Jezusowi?
• Jakiej „wody” szukam w życiu? Czy pragnę „wody życia”? Czy szukam zaspokojenia moich pragnień w Bogu, w Jezusie i Jego miłości?
• Jakie jest moje najgłębsze pragnienie?
• Czy nie próbuję „zaciemniać” ogólnikami, teorią istotnych problemów mojego życia? Czy nie uciekam w sprawy zewnętrzne, by nie wchodzić w głębię siebie i prawdy o mnie?
• W jaki sposób Jezus mnie prowadzi? W jaki sposób mi się odsłania, objawia?
• Jak rozumiem sens kultu „w duchu i prawdzie”?
• Gdzie jest dziś moje serce?
• Co jest „moim dzbanem”, który powinienem dziś zostawić?
• Czy mimo moich ograniczeń (duchowych, psychologicznych, intelektualnych) świadczę o Jezusie?
Stanisław Biel SJ