Jezus powiedział do swoich Apostołów: „Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.
Św. Mateusz w rozdziale dziesiątym podaje wskazówki misyjne Jezusa. Kardynał Carlo Maria Martini odczytuje ten rozdział jako autobiografię Jezusa. Jezus przekazuje uczniom prawdy, którymi sam żyje, które wciela w czyn.
Jezus, wysyłając uczniów na misje, przestrzega ich przed trudnościami. Misji nie zawsze towarzyszy sukces, poklask, przyjęcie. Uczniowie mogą napotkać obojętność, odrzucenie, a nawet więcej: wrogość, prześladowanie, agresję, bunt. Reakcje te wiążą się z głoszonym słowem. Ewangelia nie zawsze uspokaja, jest miła, przyjemna, łatwa… Życie według Ewangelii nie jest beztroskie. Przeciwnie, często wiąże się z trudem, krzyżem, wprowadza podziały, osądza serca, stawia przed koniecznością radykalnego wyboru. Dlatego nie zawsze spotyka się z przychylnym przyjęciem. Los uczniów Jezusa jest związany z losem Ewangelii a przede wszystkim z losem Jezusa: „Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia’ (Mt 10, 22); „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą” (Mt 10, 24-25).
Uczniowie nie powinni jednak obawiać się trudności i prześladowań. Zaufanie Jezusowi i Bożej Opatrzności jest siłą do przezwyciężania wszystkich obaw i lęków: „Więc się ich nie bójcie!”. Boimy się szczególnie o nasze ciało, a więc o to, co jest przemijające. Lękamy się o nasz spokój, naszą sytuację, rodzinę, prestiż, posadę…, boimy się, by nie zostać odrzuconym, osamotnionym, wyszydzonym czy źle zrozumianym… Jezus wskazuje na „właściwą bojaźń”: „nie bójcie się tego, co może zaszkodzić waszemu ciału, bójcie się tego, co szkodzi waszemu duchowi, waszemu człowieczeństwu” (por. Mt 10, 28).
W czasie rozmów z osobami, które odprawiają rekolekcje, często słyszę o lęku, który paraliżuje i przeszkadza, by być sobą i odważnie wyznawać Jezusa. Taki lęk wypływa między innymi z braku zaufania i bojaźni Bożej. „Im bardziej zmniejsza się bojaźń Boża, tym silniej rośnie lęk przed ludźmi” (R. Cantalamessa).
Zaufanie Jezusowi oczywiście nie uchroni od trudności, ciosów, porażek, odrzucenia. Jednak rany nie przenikną do głębi naszego serca. Nie staniemy się przez nie zgorzkniali, cyniczni, ale pozostaniemy łagodni, kochający, umiejący przebaczać, świadomie kształtujący człowieczeństwo i świat. Nie jak kibice na stadionie, ale jako prawdziwi zawodnicy.
Czy nie sądzę, że Ewangelia powinna być lekka i dostosowana do oczekiwań ludzi współczesnych? Jakie są moje lęki? Czego obawiam się najbardziej? Czy potrafię odróżnić lęki od bojaźni Bożej? Czy mam odwagę wyznawać Jezusa dziś?
Stanisław Biel SJ