Diabeł się wścieka, a ludzie się boją
Mk 1, 21 -28
„A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne” (Mk 1, 28).
„Diabeł nie ma nic przeciwko temu, by otwierać książeczkę na stronie 131 i śpiewać pieśń 669. Najważniejsze jest to, by człowiek oddalił się od istoty kultu sercem” (Fabrice Hadjadj).
Dwukrotnie w tej scenie ludzie zdumieli się. Bynajmniej nie widokiem opętanego czy słowami demona. Zdumiała ich „nauka z mocą”, która wyszła z ust Jezusa. Egzorcyzm, którego Zbawiciel dokonał nad opętanym, odbywa się ramach zdumienia. Jest tak, ponieważ na zło i działanie demonów można właściwie spoglądać tylko przez pryzmat boskiej mocy Chrystusa.
Tego uczą nas też doktorzy Kościoła. Na przykład, św. Tomasz z Akwinu w kuszeniu wyróżnia „samo napastowanie” i „jakieś szersze planowe kierowanie nim”. I tłumaczy, że „napastowanie pochodzi ze złośliwości złych duchów, które z zazdrości usiłują przeszkodzić ludziom postępować w dobrem. (…) Natomiast szersze planowe kierowanie tą napastliwością (dosł. porządek kuszenia) jest w mocy Boga, który mądrze umie wykorzystać zło, wyprowadzając z niego dobro”. A więc szatan nie działa autonomicznie, niezależnie od Boga, chociaż to nie Bóg jest źródłem kuszenia.
Być może opętany, wiedziony przez złego ducha, przychodził do synagogi w każdy szabat. Grzecznie słuchał tego, co czytano i komentowano, a nawet się modlił. Demon ujawnił się i wściekł dopiero wtedy, gdy usłyszał Słowo z ust Chrystusa, ponieważ nie miał już innego wyjścia. Słowo Chrystusa nie pozwalało złemu duchowi dłużej milczeć i ukrywać się. Jego wielki krzyk to akt rozpaczy z powodu jego końca.
A słowa złego ducha? Niebywałe, że demon zasadniczo wypowiedział prawdę. Jezus rzeczywiście przyszedł odebrać swoją własność i uwolnić ludzi spod władzy diabła. Co więcej, upadły anioł głosi samą istotę Dobrej Nowiny: Jezus jest Świętym Boga. A jednak Chrystus surowo mu rozkazuje, aby milczał i wyniósł się do piekła. Dlaczego? Czyż właśnie nie o to chodzi, aby wszyscy wokół dowiedzieli się, kim jest Chrystus? Jak najbardziej, ale nie w ten sposób. W słowach demona nie ma prawdziwej wiary, której pragnie Bóg, lecz chęć zniszczenia, zdemaskowania Jezusa, by został odrzucony przez ludzi niegotowych na takiego Mesjasza.
Ciekawe, bo czyż dokładnie nie tym samym motywem kierowali się uczeni w Piśmie i faryzeusze? Czyż i oni nie uważali, że Jezus przyszedł ich zgubić? Czyż nie wysuwali oskarżenia, że Jezus chce zniszczyć świątynię i dotychczasowy porządek? Czyż to nie głośnym krzykiem tłum niejako zmusił Piłata do wydania wyroku na Jezusa? Właśnie tutaj kryje się najbardziej subtelne i zwodnicze działania szatana, pod płaszczem religii.
W Kościele w Polsce pojawiła się pełna sprzeczności i zarazem niebezpieczna tendencja. Z jednej strony niektóre grupy popadają w pokusę mesjanistycznego faryzeizmu, uważając, że nasza Ojczyzna jest wybranką Boga i „wyspą wiary” na otaczającym nas oceanie zepsucia. Jak faryzeusz w przypowieści powtarzają, że nie jesteśmy tacy jak inni, np. ci w Europie Zachodniej, którzy już nie wierzą. Jesteśmy więc lepsi. Kryterium tej wyższości ma być chociażby to, że chodzimy do kościoła i bronimy wartości chrześcijańskich. Czy to jednak wystarczy?
Andre Manaranche już pięćdziesiąt lat temu pisał w książce „Droga wolności” o „apostolskim faryzeizmie”, który polega na ciągłym lamentowaniu nad upadkiem chrześcijańskiego ducha, zatracaniu korzeni, a przy tym „nie dostrzega się tego, że dla każdego, kto apostołuje, własne serce jest krajem misyjnym, w każdym bowiem z nas jest również kraniec świata, a to, co u innych nazywamy zatajeniem się na przystęp wiary, u nas jest oporem przeciw uświęceniu”.
Niektórzy biskupi i księża pielęgnują szczególne nabożeństwo do ewangelicznego kąkolu pośród pszenicy. Moc Chrystusa nie pociąga ich tak bardzo jak kąkol obecny na polu świata i Kościoła, zasiany skądinąd przez diabła. Podczas kazań otwierają puszkę Pandory i wysypują wszystko, co najgorsze na słuchaczy, uważając, że w ten sposób, demaskując zło, przyczyniają się do głoszenia Dobrej Nowiny. Św. Jan XXIII mówił o „prorokach nieszczęścia”, którzy „nie są zdolni widzieć nic innego jak tylko ruiny i kłopoty”, a Papież Franciszek przestrzega przed „ekspertami od apokaliptycznych diagnoz (…) z upodobaniem doszukującymi się wszelkich niebezpieczeństw lub dewiacji”, zapominając, że zło „bardziej związane jest z ludzkimi ograniczeniami niż z okolicznościami”.
Ukryte działanie złego ducha przekonuje, że jest zupełnie na odwrót. Zło nie bierze początku w sercu każdego człowieka, lecz wiąże się z jakąś grupą, partią, rasą czy narodem. Czy nie na tym opiera się tak wszędobylski dzisiaj populizm? Czy ten schemat nie powiela się ciągle na naszych oczach? W wielu krajach rządzący uważają, że to w opozycji jest zaród korupcji i wszelkiego zła, ale nie w ich partii, bo przecież tutaj nie ma ludzi zdolnych do nikczemności. Po latach jednak często okazuje się, że także w szeregach rządzących powoli dojrzewały skandale i afery. Nie widać tego jednak, jeśli przeciwnika, podobnie jak Jezusa, nazwie się „żarłokiem”, „pijakiem” i „obłąkanym”, a siebie uzna za wybawcę. Demonizacja innego to główne narzędzie, za pomocą którego diabeł dzieli ludzi.
Nie dziwi więc, dlaczego pod przykrywką „dziejowego wybrania” i faryzejskiej wyższości równocześnie narasta fascynacja spektakularnym działaniem złego ducha: opętaniami, zniewoleniami, manifestacjami zła, egzorcyzmami. Do tego stopnia, że często zrozpaczeni ludzie szukają szczególnej pomocy u egzorcystów (bardziej potężnych niż „zwykły” kapłan), aby znaleźć rozwiązanie wszelkich problemów psychicznych i duchowych. Na naszej „wyspie wiary” w ciągu ostatnich kilku lat pojawiły się całe zastępy egzorcystów, którzy nie tylko wypędzają złe duchy, ale jeżdżą po Polsce, głosząc konferencje i katechezy, w których główną inspiracją są sprawowane egzorcyzmy i działanie szatana.
Niektórzy z nich uważnie nasłuchują tego, co mówią demony, jakby ich słowa były szczególnym objawieniem z nieba. Rośnie grono specjalistów (demonologów, nie teologów), którzy potrafią dostrzec działanie i obecność diabła niemalże w każdym skrawku świata i drobinie materii, ale działanie Ducha Świętego i aniołów uważają za rzecz ukrytą, niezbadaną i nieprzeniknioną. Demonolodzy mają większą wiedzę, bo pochodzącą od demonów, a prości ludzie, którzy czytają tylko Pismo święte, żyją w nieświadomości. Jak to się ma do tego, że w Ewangelii ludzie zdumiewają się bardziej słowami Jezusa niż słowami demona? Dlaczego nikt z nich nie zastanawia się nad tym, co robi i mówi demon?
Ponadto, słuchając wypowiedzi niektórych egzorcystów (bo nie dotyczy to wszystkich), odnoszę wrażenie, że wszyscy ludzie wystawieni są na te same zagrożenia, niezależnie od tego, czy żyją z dala od Boga czy starają się postępować z pomocą Bożą na drodze wiary. Sprzeciwia się to Tradycji, czyli nauczaniu Ojców i Doktorów Kościoła, mistyków i świętych, którzy wcale nie ulegają fascynacji diabłem, choć demaskują jego przewrotne działanie. Niewiele bowiem uwagi poświęcają opętaniom, lecz ukrytemu działaniu złego ducha, często za pomocą pozorów dobra. W „Wykładzie Modlitwy Pańskiej” św. Tomasz z Akwinu pisze, że jeśli wierzący nie ulega już rażącym grzechom cielesnym, to wówczas szatan „nie skłania kuszonego do jakiegoś oczywistego zła, lecz do czegoś co ma pozory dobra, by na samym początku choć trochę odstąpił od swego postanowienia, bo potem łatwo będzie doprowadzić go do grzechu”
Przypowieść o pszenicy i kąkolu (Por. Mt 13, 24-30) pokazuje, że w interesie szatana leży utajnienie jego zgubnego działania najdłużej jak się da. Kąkol został posiany „gdy ludzie spali”, po kryjomu. Nikt, oprócz gospodarza, nie wiedział, kiedy. Kąkol rósł sobie razem z pszenicą do momentu ukazania się kłosów. Wtedy dopiero słudzy zauważyli różnicę. Wzbudziło to ich niepokój. Wielu egzorcystów pokazuje działanie szatana zupełnie przeciwnie. Demonizują dobre stworzenie. Obecność zła jak w manicheizmie ma rzekomo przenikać rzeczy, filmy, zabawki, pokarmy, gry, książki. Diabeł wcale się nie ukrywa, lecz manifestuje się na potęgę gdzie się tylko da. I zaraża ludzi złem jak wirus. Czasem wystarczy tylko kontakt z przedmiotami. Ludzka wola nie odgrywa tutaj żadnej roli. Diabeł zdaje się być konkurentem Boga, kimś kto próbuje Mu dorównać.
Jestem przekonany, że fascynacja egzorcyzmami to pułapka, która ma skupić wierzących na spektakularnych przejawach działania złego i przyćmić ich czujność na ukryte pokusy. Ostatecznie chodzi o to, by wzbudzić w wierzących lęk, który uniemożliwi fascynację „nauką z mocą”, obwieszczaną przez Chrystusa. Bo skoro diabeł jest tak wszechobecny i niemalże wszechmocny, to co może zrobić zwykły chrześcijanin, wydany na pastwę mocy ciemności?
Dariusz Piórkowski SJ