Jestem taki jak inni
„Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”( Łk 18,13).
„Szukam twarzy, jaką miałem, zanim świat został stworzony” (W. B. Yeats).
Bez wątpienia obraz faryzeusza odmalowany przez Jezusa w dzisiejszej przypowieści jest karykaturą. Pobożny Żyd odseparowuje się od innych i stroszy pióra jak paw, który próbuje przyciągnąć uwagę ewentualnej partnerki. Faryzeusz czaruje samego Boga, odcinając się radykalnie od tych, którzy w jego mniemaniu, są gorsi. Św. Łukasz w oryginalnym tekście używa bardziej dosadnego określenia. Twierdzi, że adresaci przypowieści uważają innych „za nic”. Postawa celnika to przeciwieństwo faryzejskiej sprawiedliwości.
Jeden z biblistów, Denis Hamm SJ, zauważa ciekawą rzecz, która pozwoli nam lepiej uchwycić przesłanie tej przypowieści. Otóż w czasach Jezusa do rzadkości należały prywatne modlitwy, w dodatku w ciszy. Ludzie chodzili do świątyni , aby modlić się we wspólnocie, chociaż odmawiali zwykle na głos słowa osobistej modlitwy. Jego zdaniem, Jezus ukazuje dwóch modlących się mężczyzn na tle nabożeństwa przebłagania. Ich osobiste wyznania odbywają się w ramach liturgii. Wskazują na to dwa słowa. Pierwsze z nich wypowiada w swojej modlitwie celnik. Drugie pada z ust Jezusa na samym końcu.
Celnik błaga Boga o miłosierdzie. Pojawia tutaj grecki czasownik hilastheti, który z kolei pochodzi od rzeczowników hilasterion bądź hilasmos -„przebłaganie, ekspiacja, zadośćuczynienie”. Św. Paweł w Liście do Rzymian nazywa samego Jezusa „narzędziem przebłagania” (hilasterion) (Rz 3, 25). Celnik nie tyle prosi o miłosierdzie, lecz o to, aby zadośćuczynienie, o które zabiega wspólnota, objęło także jego: „Boże, daj się przebłagać, mnie grzesznemu”. Nie ma nic do zaoferowania poza skruchą i pokornym żebraniem o dar. Włącza się w liturgię, podczas gdy faryzeusz, jak pisze św. Łukasz, ufa sobie, a nie Bogu, i modli się sam do siebie, nie czując się częścią całej wspólnoty.
Drugie słowo „usprawiedliwiony” jest też typowe dla św. Pawła, zwłaszcza w Liście do Rzymian. Czytamy tam, że „Bóg usprawiedliwia każdego, kto wierzy w Jezusa” (Rz 3, 26). „Usprawiedliwić” oznacza najprościej rzecz ujmując „poniechać kary za grzech, pojednać z Bogiem, oczyścić z grzechów i uzdolnić do czynienia dobra”. Żaden człowiek poza Jezusem nie jest w stanie tego dokonać. Dar usprawiedliwienia przyniesiony przez Chrystusa jest jednak dostępny dla wszystkich. Ta Dobra Nowina leży w centrum Listu do Rzymian.
Kiedy więc Jezus stwierdza, że celnik zszedł do domu usprawiedliwiony, chce zaznaczyć, że jego prośba została przyjęta. Natomiast faryzeusz również chciał uzyskać usprawiedliwienie podczas nabożeństwa, ale tylko w nagrodę za swoje dobre uczynki, posty i ofiary. Wiemy, że św. Paweł ostro sprzeciwiał się takiej postawie, która, jego zdaniem, całkowicie uniemożliwia przyjęcie daru pojednania.
Skoro św. Łukasz towarzyszył Pawłowi w jego podróżach, nie powinno nas dziwić, że celowo włożył w to opowiadanie słowa istotne dla apostoła narodów. Chrześcijanie, albo osoby przygotowujące się do chrztu, które słuchały tej przypowieści, wiedzieli, że chodzi o nich. Daru pojednania z Bogiem nie otrzymuje się bowiem w nagrodę za moralne wyczyny, ale tylko dzięki wierze i skrusze, dzięki postawom serca.
Jaka fundamentalna różnica zachodzi między faryzeuszem a celnikiem w dzisiejszej przypowieści? Co sprawiło, że jeden został usprawiedliwiony, a drugi nie? Faryzeusz nie uznaje się za grzesznika, a drugi czyni to całym sobą. Jego postawa, jak kwituje Jezus, jest koniecznym warunkiem przyjęcia usprawiedliwienia, czyli zbawienia. Zastanówmy się jeszcze, co to znaczy uznać się za grzesznika.
Wyobraźmy sobie, że ktoś przedstawia się w gronie dopiero co napotkanych osób w ten sposób: „Mam na imię Janek, jestem mężem, ojcem i… grzesznikiem”. Co zarysowałoby się na twarzach witających się z Jankiem? Jakie uczucie? Zmieszanie? Zdziwienie?
Poczucie grzeszności wiąże się nieodparcie z przestrzenią wiary i modlitwy. Nie powinniśmy pierwszej z brzegu osobie ogłaszać, jacy to jesteśmy grzeszni. Tylko do kogoś, o kim jesteśmy przekonani, że nas dobrze zna i nie potępi, możemy przyznać się do własnej niemocy i grzeszności. Uznanie siebie za grzesznika dalekie jest też od pogardy okazanej wobec samego siebie. Nie ma nic wspólnego z pomniejszaniem dobra, które w nas jest. Przeciwnie, tak naprawdę za grzesznika mogę uznać siebie tylko wtedy, gdy wiem, że jestem bezgranicznie kochany. Pokora nie oznacza poniżania samego siebie, nawet z najszczytniejszych racji, lecz przyznanie się do bezsilności wobec mojego poranienia i do niemożności uzdrowienia samego siebie. Poczucie grzeszności można by wyrazić w takich słowach: „Nie jestem zły, ale chory, idę niewłaściwą drogą, oddalam się coraz bardziej od Boga i ludzi, rozmijam się z tym, do czego powołał mnie Stwórca, potrzebuję lekarstwa, bo sam się nie zbawię”.
I jeszcze jedna myśl. Brytyjska karmelitanka Ruth Burrows, już dość sędziwa staruszka, zapytana w wywiadzie, co było dla niej największym wyzwaniem w życiu zakonnym i wspólnotowym, odpowiedziała w ten sposób:
“Zmaganie się z sobą, zarówno we wspólnocie jak i w “atmosferze pustyni”, którą jest Karmel. Jestem z natury niezwykle egocentryczna. Musiałam konfrontować się z sobą nieustannie”.
Znamienne, że siostra nie obwinia tutaj nikogo, nie postrzega innych sióstr za największy ciężar swojego życia, bo już wie, że każdy zmaga się z tym samym, choć w nieco inny sposób.
W chrześcijaństwie nie istnieje podział na „ja” i „inni”, względnie „oni”. Przed Bogiem istnieje tylko „ja” i „my”. Z tym że w ramach owego „my” pojawia się również sam Bóg, który w Chrystusie solidaryzuje się z grzesznikami, wchodzi w ich świat, co symbolicznie wyraża zanurzenie się w Jordanie razem z grzesznikami i śmierć na krzyżu obok dwóch przestępców. Pokorny wie, że „wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5,12). Chrześcijanin, który uważa się za lepszego od innych najpierw odrzuca, że pozostali ludzie są również obrazem Boga. Ponadto, swoim zachowaniem dowodzi również, że jeszcze nie przyjął sercem łaski usprawiedliwienia. Ciągle próbuje na nią zapracować.
Dariusz Piórkowski SJ