Reklama

Modlitwa jest spotkaniem dwóch pragnień: Bożego i ludzkiego. Stwórca wyrył w ludzkich sercach nieustanne pragnienia: miłości, nieskończoności, Absolutu. Stąd wypływa nasze pragnienie Boga. Ale to Bóg pierwszy pragnie spotkać się z nami; pragnie naszej odpowiedzi, byśmy otwarli się na Niego, jak gleba na wiosnę otwiera się na przyjęcie ziarna.

 
Autentyczna modlitwa jest świadomym i realnym przeżywaniem obecności Boga żywego, jest doświadczeniem osobowym. Nie jest monologiem, ani nawet dialogiem, lecz spotkaniem. Inicjatywa jest zawsze po stronie Boga. Pierwszeństwo ma Jego słowo, działanie, obecność, miłość.
 
Zasadniczym błędem, jaki popełniamy na modlitwie i w ogóle w życiu duchowym, jest przekonanie (zwykle nieświadome, ukryte), że najwięcej zależy od nas, od naszego trudu, zaangażowania, wysiłku, czasu. Traktujemy wówczas siebie czy innych jak bryłę, którą musimy sami formować, kształtować (J. Augustyn SJ). Mówimy o samorealizacji, samodoskonaleniu. W takim postępowaniu istnieje duże niebezpieczeństwo woluntaryzmu, duchowego perfekcjonizmu, narcyzmu i pobożnego egoizmu (F. Jalics SJ). Celem życia duchowego nie jest doskonałość osobista, moralna czy duchowa, ani perfekcjonizm.
 
Przekonanie o istocie życia duchowego polegającego przede wszystkim na własnym zaangażowaniu przenosimy na modlitwę. Zamiast wsłuchiwać się w Boga i być wiernym Jego słowu, chcemy dużo mówić. Niemiecki benedyktyn Anselm Grun proponuje, aby raz w tygodniu modlić się pół godziny głośno. Doświadczymy wówczas, że modlitwa przypomina niejednokrotnie bezładny, chaotyczny strumień słów. Są w nim różnorodne sprawy, problemy, wspomnienia, urazy, żale, marzenia, plany…, a najmniej – Boga!
 
W czasie modlitwy nie trzeba dużo ani pięknie mówić. Ważniejsze jest poczucie pokory i świadomość, że modlitwa jest łaską. W takich chwilach sam Duch Święty modli się za nas i w nas: Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8, 26).
 
Modlitwa, niezależnie od języka, wypowiadanych słów, gestów jest zawsze przeżyciem przenikającym wszystkie wymiary; nie tylko ducha, ale też psychikę i ciało. Nie oznacza to oczywiście w pierwszym rzędzie przeżyć emocjonalnych. Czasami wydaje się nam, że im więcej wzruszeń, tym lepsza modlitwa. Najważniejszy jest wzrost wiary, nadziei i miłości, coraz większe otwarcie i zawierzenie Bogu, i w konsekwencji otwarcie na drugiego człowieka. Wzruszenia, emocje mogą towarzyszyć modlitwie, ale nie muszą!
 
Codzienna modlitwa pozwala właściwie patrzeć na świat i jego problemy oraz rozwiązywać je w duchu miłości i wiary. Kształtuje właściwe relacje do siebie, innych ludzi i natury. A przede wszystkim pozwala odkrywać Boga w optyce codziennego daru. Prowadzi do wewnętrznej harmonii, pokoju, uwalnia od lęków, daje nadzieję i siłę do podejmowania codziennego trudu życia.
 
Już choćby z tych kilku stwierdzeń wynika, że modlitwa jest podstawowym środkiem do duchowego wzrastania.
 

Rozwój nieustanny

 
Modlitwa nie jest sztuką, którą zdobywa się w określonym czasie i na tym kończy się jej rozwój. Modlitwa zakłada rozwój nieustanny. Można go porównać do rozwoju człowieka. Każdy rozwija się integralnie: biologicznie, emocjonalnie, osobowościowo, duchowo, społecznie… Gdybyśmy rozwijali się tylko w jednym wymiarze, a pozostałe zaniedbali, posiadalibyśmy braki i defekty, np. fizyczne, psychiczne czy inne. Podobnie jest z modlitwą.
 
Modlitwa powinna rozwijać się przez całe życie. Nie można pozostać na etapie Pierwszej Komunii Świętej czy szkoły średniej. Najczęstszą przyczyną niewiary jest brak rozwoju duchowego i brak głębszej, przedłużonej modlitwy. Odrzucenie Boga jest zwykle skutkiem odrzucenia fałszywego obrazu Boga, który pozostał niezmienny, być może od czasów dzieciństwa.
 
Byłoby dobrze, gdyby modlitwa stawała się częścią codziennego rytmu dnia, aby jej miejsce nie było kwestionowane. Czasami spotykam się ze stwierdzeniem, że modlitwa powinna być wynikiem wewnętrznej potrzeby. Gdy tak nie jest, lepiej przerwać ją. Jest to założenie błędne. Gdybyśmy się nim kierowali, musielibyśmy niejednokrotnie czekać na potrzebę modlitwy miesiącami, a może nawet latami. Modlitwa nie może być uzależniona od dobrego samopoczucia, potrzeby czy humoru. Powinna bazować na wierze i wierności Bogu.
 
Długość modlitwy w znacznej mierze zależy od indywidualnych możliwości. Nie należy jednak ograniczać jej do minimum, np. znaku krzyża czy kilku pobożnych westchnień w ciągu dnia. Dać Bogu chwilę dziennie, oznacza nie mieć dla Niego czasu. Chwilę dajemy natrętowi. Zawsze jednak modlitwa krótka, ale praktykowana systematycznie jest owocniejsza, niż długa, lecz stosowana nieregularnie.
 
 

Fragment pochodzi z książki Stanisława Biela SJ pt: Życie duchowe bez trików i skrótów