Katalog rzeczy, które mogą budzić lęk podobny do zagrożenia życia, zawiera olbrzymią liczbę pozycji. Wiele osób boi się psów, węży, pająków, krwi, zarazków, latania samolotem, samodzielnych podróży, przebywania w małych, zamkniętych pomieszczeniach albo w dużych, anonimowych skupiskach. Inni z kolei boją się szpitala, brudu, spotkań towarzyskich, wystąpień publicznych, bycia samemu w domu, separacji – nawet chwilowej – z bliską osobą. Spora grupa ludzi boi się też określonego rodzaju własnych myśli. Zwykle takich, które ich zdaniem świadczą o tym, że są źli lub anormalni. Są też tacy, którzy z niewyjaśnionych przyczyn, nagle i nieoczekiwanie, odczuwają śmiertelne i ostateczne zagrożenie, wraz z wszelkimi adekwatnymi do tego stanu fizycznymi objawami.

Idąc przez życie, od czasu do czasu, jedni częściej, drudzy rzadziej, ale nie nigdy, otrzymujemy – w postaci irracjonalnego gwałtownego lęku – wiadomość: „Twoje istnienie jest zagrożone”. Nasi przyjaciele mówią: „Co ty?! Przecież to tylko pies, pająk, samolot, chwilowa rozłąka… Nic strasznego”. Gdzieś w środku część naszego „ja” zgadza się z nimi. Jednak jakiś wewnętrzny głos odpowiada: „Zagraża ci coś, wobec czego będziesz całkowicie bezradny”.

I to będzie straszne…

Lęk to nadmierny, irracjonalny strach, nieproporcjonalny do przyczyny, która go wywołuje. Osoby, które doświadczyły kiedyś lęku (czyli wszyscy, z tym, że niektórzy go wypierają), zgodzą się zapewne z obserwacją, że jest w tym uczuciu pewna charakterystyczna jakość, szczególny odcień czy smak nieporównywalny z niczym innym. Otóż w lęku, w przeciwieństwie do strachu, zawarta jest pewna nieskończoność, coś „bez dna”, „nie do obrony”. Niby mamy tylko wygłosić krótką mowę do stu dwudziestu osób, a czujemy, że znaleźliśmy się na krawędzi istnienia, przewidujemy upadek w przepaść i że „to będzie straszne”.

Jak zauważył amerykański terapeuta Arnold Lazarus, aby zrozumieć objawy lękowe, do wszystkich sytuacji budzących nasz lęk trzeba dopisać frazę: „i to będzie straszne”. Pająk przejdzie po mojej ręce – i to będzie straszne. Zobaczę, jak strzykawka napełnia się moją krwią – i to będzie straszne. Zapomnę, co chciałam powiedzieć w trakcie prezentacji – i to będzie straszne. Znajdę się sama w windzie – i to będzie straszne.

Pragnąc zrozumieć samych siebie lub kogoś odczuwającego lęk, możemy spytać: Co będzie w tym strasznego? Jaki ta sytuacja ma dla ciebie sens? Który jej element powoduje, że będzie to straszne? Doświadczenie terapeutyczne wskazuje, że zwykle sens ten, odsłaniający się we wnikliwej rozmowie, sprowadza się do sytuacji samotności (w związku z opuszczeniem albo odrzuceniem) i bezradności (w związku z zagrożeniem, wobec którego nasze kompetencje są niewystarczające, a pomoc niemożliwa). Bezpośrednie przyczyny lęku są więc symbolami tych sytuacji bazowych. To ich dające się zaobserwować „kostiumy”, które łatwiej dopuścić do świadomości.

Wytłumaczeniem dla przerażenia na myśl o wpełzającym pod koszulę wężu może być lęk wobec czegoś, co jest nie do wytrzymania; od czego chcielibyśmy uciec, a co jest tak bliskie, że nikt nie zdoła nas uratować. Stajemy sami wobec czegoś skrajnie niebezpiecznego, co nas całkowicie obezwładnia.

Obawa przed widokiem krwi może mieć różne znaczenia. Na przykład: krew – coś, co przed chwilą było istotą mojego organizmu, staje się zimną, czerwoną cieczą w probówce. Cały mój organizm składa się więc z martwych substancji, które na razie tworzą żywe ciało, ale kiedyś stracą udział w życiu. Patrząc na własną, stygnącą w probówce krew, dotykam procesu śmierci, wobec której odczuwam bezradność. W innej interpretacji moja krew zdegradowana do substancji chemicznej mówi mi, że wszystko, co mnie otacza, to tylko martwe substancje, a ja z moją ukrytą wśród nieożywionej natury duszą jestem sama i samotna.

Nagłe zapomnienie tekstu przemowy oznaczać może sytuację, w której patrzący ludzie, moje otoczenie, zawiedzie się na mnie. Wyśmieją mnie, a może odwrócą się plecami, w każdym razie odtrącą, nie przyjmą. Zostanę sama, opuszczona, ale i odrzucona, niegodna.

Lęk przed niebytem

Samotność, opuszczenie, bezradność wobec ostatecznego niebezpieczeństwa – to nic innego jak elementy przewidywanego przez nas procesu umierania, przełożone na znany nam świat relacji międzyludzkich. Dekodując znaczenie lęku, dochodzimy więc do jego specyficznej jakości – jak się wydaje w każdym doświadczeniu lęku zawarty jest pierwiastek zagrożenia najsilniejszego, najprawdziwszego i najbardziej podstawowego – śmierci. Paul Tillich, teolog i filozof, w książceMęstwo bycia pisze, że „lęk w swej nagości jest zawsze lękiem dotyczącym ostatecznego niebytu, […] w lęku dotyczącym jakiejś specjalnej sytuacji zawiera się lęk dotyczący ludzkiej sytuacji jako takiej. U podstaw każdego strachu tkwi lęk przed niemożnością zachowania swojego bytu – to jest właśnie element wywołujący strach. […] Nie da się usunąć podstawowego lęku: lęku skończonego bytu przed groźbą niebytu. Należy on do samej egzystencji”1. Jednak wytrzymanie tego „nagiego lęku” – mówi dalej Tillich – jest niemożliwe „dłużej niż przez mgnienie”. Dlatego ludzie mają tendencję do zamieniania lęku w strach przed czymś konkretnym, niejako dopinania uczucia do realnego obiektu. Oswajają w ten sposób swoją zbyt przerażającą sytuację w świecie.

Jak jednak obserwujemy, mimo tożsamej dla wszystkich sytuacji egzystencjalnej, jedni z nas doznają lęku sporadycznie, inni natomiast chronicznie. Tillich tłumaczy występowanie takiego patologicznego lęku „poziomem samoafirmacji”. Im wyższy poziom samoafirmacji, tym mniejszy lęk patologiczny. Przekładając to na kategorie psychologiczne, można by powiedzieć, że im bardziej człowiek gotów jest do akceptacji samego siebie, tym bardziej możliwe jest objęcie świadomością całości swego doświadczenia, tym bardziej zatem prawdopodobne, że zdoła ogarnąć również swój lęk egzystencjalny. Nie będzie wtedy musiał wyrażać go za pomocą symbolicznego przebrania, czyli tego, co psycholog nazywa objawami.

W zgodzie z samym sobą

Co jednak decyduje o poziomie samoafirmacji? Co decyduje o tym, że jedni odważnie przyznają się do siebie, a inni czują konieczność wyrzeczenia się przynajmniej jakiejś części swojego „ja”? Jak się wydaje, decydująca w tej kwestii jest akceptacja nas jako jednostek ludzkich, ze wszystkimi naszymi zaletami i wadami, przez przynajmniej jedną znaczącą osobę. Im bardziej zostaliśmy przyjęci jako my przez naszych rodziców, krewnych czy kogokolwiek, kto nam towarzyszył w życiu, tym bardziej będziemy pewni naszego prawa do istnienia i ufni, że więź ze światem jest mocna i trwała.

Jeżeli jednak nasze doświadczenie w jakiejś mierze nasycone zostało odrzuceniem lub opuszczeniem, gotowi będziemy rezygnować z siebie, żeby tylko zabezpieczyć sobie stabilną więź i wsparcie. Fałszujemy więc swoje reakcje, udajemy, że czujemy co innego, niż czujemy, uważamy inaczej, niż uważamy, i chcemy czegoś innego, niż chcemy. Aby obronić więź, tworzymy fałszywą rzeczywistość. Jednak prawda stale daje znać o sobie, pobudzając wciąż nasz lęk przed opuszczeniem, odrzuceniem, samotnością, czyli tym, co dla dziecka jest synonimem niebytu i śmierci.

Paul Foxman, specjalista od zaburzeń lękowych i autor książki Dancing with Fear2, analizując znaczenie lęku w aspekcie duchowym, pisze, że lęk sygnalizuje nam podążanie niewłaściwą drogą życia, zgubienie właściwego szlaku. Dzieje się tak, ponieważ doświadczanie stanów lękowych zwykle mówi, że nie zaspokajamy naszych głębokich pragnień, że rozminęliśmy się sami z sobą. Jeśli jestem w zgodzie z sobą, podążam drogą zgodną z moim najgłębszym pragnieniem, realizuję mój potencjał, wówczas doświadczam poczucia sensu, mam chęć do życia, jestem pełna energii, doznaję wdzięczności wobec Boga i ludzi. Jeśli robię coś wbrew sobie, coś niezgodnego z moim głębokim pragnieniem, nie to, do czego zostałam powołana, często płacę pogorszonym samopoczuciem fizycznym, doznaję pustki i lęku.

Lęk więc, choć często łączony z fałszywym obiektem, jest prawdziwym i ważnym doświadczeniem człowieka. Przypomina mu o grozie niebytu, której sprostać może tylko osoba pozostająca w zgodzie z sobą. Lęk to sygnał alarmowy, który oznacza: „Skoryguj swój kierunek, ponieważ zszedłeś z twojej prawdziwej drogi”.

Przypisy
1. P. Tillich, Męstwo bycia, Poznań 1994, s. 45-46.
2. Por. P. Foxman, Dancing with Fear, Northvale 199

Życie Duchowe • LATO 67/2011