Zastosowanie zmysłów
Kolejnym, niezwykle oryginalnym, cielesnym elementem Ćwiczeń du-chownych]QS>. tak zwane zastosowanie zmysłów. Chodzi o pięć zmysłów ciała, ale – znowu – użytych w celu przejścia od „widzialnego” do „niewidzialnego”. By dobrze pojąć cel zastosowania zmysłów, trzeba najpierw uchwycić wewnętrzną logikę całych Ćwiczeń: prowadzi ona od medytacji ku kontemplacji, to znaczy od modlitwy myślnej i dyskursywnej ku modlitwie prostoty i adoracji. Jest to dynamika coraz większej prostoty: liczy się nie wielość treści, ale ich wewnętrzne smakowanie (por. CD, 2). Ignacy sam doświadczył, że w miarę oczyszczania i zbliżania się do Boga, to sam Bóg zaczyna działać w osobie i to w taki sposób, w jaki On sam tego chce.
Jak mówi sam Ignacy, „[trzeba] wzrokiem wyobraźni widzieć osoby, […] słuchem słuchać, co mówią lub mogły mówić […], węchem i smakiem czuć i smakować […], dotykiem dotykać, jakby obejmować i całować miejsca, po których te osoby chodzą lub gdzie siadają. A wszystko to, by wyprowadzić z tego jakąś korzyść” (CD, 121-125). Rozjaśniająca jest tu prosta analogia do kontaktów międzyludzkich, gdzie -jak dowodzą specjaliści — przeważająca część komunikacji dokonuje się pozawerbalnie. Dlatego nie tylko słowa, ale ich brzmienie i ton, gesty i ruchy, spojrzenia i mimika twarzy, zapachy i smaki stanowią o jedynym i niepowtarzalnym charakterze kontaktu. Nośnikiem tych treści jest ciało i – co najistotniejsze – cała subtelna gama jego powiązań z duchem człowieka. Ignacemu nie chodzi o jakieś proste zastosowanie pięciu zmysłów: zmysły są jedynie pretekstem, wskazaniem kierunku dla duchowego doświadczenia, które poprzez to, co widzialne, próbuje uchwycić Niewidzialnego.
Może jeszcze jedna pomocna analogia. Większości z nas bliskie jest doświadczenie otrzymania listu od drogiej lub ukochanej osoby. Jeśli list jest szczególnie ważny – na przykład ostatni przed śmiercią lub zawierający głębokie wyznania – to nierzadko staje się on przedmiotem swoistej kontemplacji: potrafimy wiele czasu spędzać na rozważaniu jego treści, na przyglądaniu się charakterowi pisma, nawet na dotykaniu i wąchaniu papieru, by odnaleźć na przykład specyficzny zapach perfum używanych przez osobę ukochaną. Cała nasza zmysłowa natura postawiona zostaje w stan gotowości. To, co zmysłowe, zostaje szybko pokonane i otwarte na o wiele głębszą rzeczywistość: wyobraźnia, pamięć, uczucia i emocje splatają się w jedno i sprawiają, że ukochana osoba jest na swój sposób obecna, a relacja z nią osiąga pełnię i głębię. Czas i przestrzeń na moment znikają, tak że nawet śmierć nie jest tu żadną, przeszkodą. Doświadczamy bliskości tej osoby i nie wątpimy w autentyczność tych przeżyć. Podobnie dzieje się w sferze duchowej, w zastosowaniu zmysłów wyobraźni: jakaś prawda Ewangelii lub wiary staje się czymś więcej niż suchym artykułem Credo, ale rzeczywistością żywą, pełną, angażującą całą naszą osobę. Jednym słowem, doświadczeniem duchowym. Coś podobnego miał chyba na myśli Ignacy, gdy pod wpływem widzeń duchowych w Manresie wyznał: „choćby nie było Pisma Świętego, które nas poucza o tych rzeczach wiary, on byłby zdecydowany umrzeć za nie tylko dlatego, że je widział”4.
Rytm ciała – rytm ducha
Swoistym zwieńczeniem naszych rozważań nad miejscem ciała w Ćwiczeniach duchownych będzie trzeci sposób modlitwy: modlitwa w rytm oddechu (por. CD, 258). Już samo miejsce, jakie Trzy sposoby modlitwy zajmują w Ćwiczeniach, jest znaczące, bo znajdują się po ostatniej kontemplacji IV tygodnia. Można rozumieć, że z jednej strony odnoszą się do całych Ćwiczeniach duchownych, aż drugiej, że są jakby przejściem do życia powszedniego. Więcej jeszcze, znając logikę potrójnego ignacjań-skiego stopniowania (na przykład potrójne kolokwium – por. CD, 63; trzy pary ludzi – por. CD, 153nn.; trzy stopnie pokory – por. CD, 165nn.; trzy pory dokonywania wyboru – por. CD, 175nn.) należy wnosić, że trzeci sposób modlitwy może być w jakimś sensie ideałem.
W sposobie modlitwy w rytm oddechu uczestniczy cały człowiek: z władzami duszy, które wnikają w rozważaną tajemnicę wiary, i z ciałem, które
rytmicznie unosi tego ducha. Istotna jest harmonia, jaką w tej metodzie osiąga człowiek, która -jeśli dobrze odczytujemy intuicje Ignacego – sprawia, że oddech staje się modlitwą, a modlitwa oddechem. I nieważne, gdzie duch, a gdzie ciało, ważne, że modli się cały człowiek.
Nie wiemy, gdzie św. Ignacy nauczył się tej metody, ale na pewno stanowi ona swoisty rarytas w dziejach duchowości Kościoła łacińskiego (obok anonimowego autora Obłoku niewiedzy). Jako metoda nasuwa nam skojarzenia ze znanymi dziś technikami modlitewnymi Dalekiego Wschodu, w których rola ciała jest o wiele bardziej podkreślana. Istotą tej modlitwy nie jest jednak ani technika oddychania, ani studium tekstu, lecz kontemplacyjne przebywanie w obecności Boga. Modlitwa staje się oddechem ducha i tak konieczna jak oddychanie płucami, przy czym nie chodzi tu już o zwykłą analogię, ale o wzajemne przenikanie się duszy i ciała. Człowiek jest jednością.
Jedno z dyrektoriów do Ćwiczeń duchownych mówi, że jest to najłatwiejszy i bardziej przeznaczony dla ludzi prostych sposób modlitwy. Błędem jest myśleć jednak, że jest to modlitwa dla prostaczków. Raczej jest to sposób bliski kontemplacji, którą być może częściej osiągają ludzie prości niż wykształceni. A kontemplacja jest dla Ignacego najlepszym sposobem na znajdowanie Boga we wszystkich rzeczach i wszystkiego w Bogu. Nawet w ekstremalnych warunkach, na przykład rozwiązania zakonu, wystarczyłby mu kwadrans skupienia na modlitwie, aby odzyskać radość i pogodę ducha5. Modlitewny kwadrans to – idąc za trzecim sposobem modlitwy – tyle, co odmówić jeden raz Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo.
Ćwiczenia szanują i doceniają cielesność natury ludzkiej. Nie musimy się więc wstydzić Ignacego, bo w jego przypadku rehabilitacja czy emancypacja ciała nie jest wcale potrzebna. Wprost przeciwnie, to my musimy coś uporządkować. Zróbmy to w formie myślowego eksperymentu.
Wyobraźmy sobie, jak brzmiałby Fundament bez odniesienia ciała do ducha: Człowiek po to jest, aby wielbił, czcił i służył własnemu ciału, a przez to doświadczył jak największej rozkoszy… A wszystkie rzeczy na tej ziemi po to są, aby pomagały mu do tego celu. Dlatego nie można być obojętnym, lecz zawsze wybierać zdrowie, a nie chorobę, bogactwo, a nie ubó-
stwo, szacunek, a nie pogardę, życie długie, a nie krótkie, by tym samym osiągnąć jak najwięcej przyjemności i satysfakcji w życiu, bo tylko jedno życie mamy. Stop!!! Czy to jest jeszcze fikcja? Czy nie takich „ćwiczeń” udzielają nam codziennie współczesne media, które wprost i bez żenady uprawiają kult ciała: młodego, zdrowego, pięknego, otoczonego luksusem i wszelkiego rodzaju wygodą? Eksperyment więc bynajmniej nie jest myślowy. Czy zatem nie należałoby głośniej upomnieć się o duszę, a nie tylko o ciało?!
 

Stanisław Morgalla SJ