Cierpienie uczy wolności, relatywizmu. My zwykle żyjemy w iluzji, że życie na ziemi będzie trwało wiecznie. Rzeczy, wartości, ludzie, którymi się otaczamy dają nam iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa i pewności. Cierpienie jest sygnałem ostrzegawczym; przypomina, że życie ludzkie jest nietrwałe, przemijające, kruche. Każda chwila może być naszą ostatnią. Z drugiej jednak strony cierpienie uświadamia, że obok nas jest Bóg, który może je uczynić mocnym, trwałym, wiecznym.

            Cierpienie jest dezintegracją pozytywną. Stanowi ważny krok w rozwoju duchowym człowieka. Człowiek staje się i pozostaje człowiekiem tylko przez bóle rodzenia. Do tych trwających przez całe życie bólów rodzenia należą: rozczarowania, rezygnacje, ofiary, frustracje, bolesne rozstania (rozłąki, rozwody, śmierć) i napawające strachem rozpoczynanie czegokolwiek. Kto wypiera lub zaprzecza tym bólom należącym do conditio humana, pozostanie przez cale życie zamknięty w swoim zranionym narcyzmie (J. Brantschen).

Jan Paweł II napisał: Cierpienie zdaje się przynależeć do transcendencji człowieka: jest jednym z tych punktów, w których człowiek zostaje niejako „skazany” na to, ażeby przerastał samego siebie — i zostaje do tego w tajemniczy sposób wezwany. I taki czas cierpienia może być zesłany przez Pana Boga. Jest to czas próby, czas pustyni. Bóg zsyła tę próbę, bo w niej okazuje się nasza prawdziwość zaufania Jemu, a także nasza miłość do Boga. W próbie okazuje się, czy jest to miłość interesowna, czy bezinteresowna.     

Ten rodzaj cierpienia jest łaską i ogromną szansą dla człowieka. Szansą, aby uczynić jakościowy skok; aby nie zatrzymywać się na modlitwie, wyobrażeniach czy myślach o Bogu ale doświadczyć samego Boga. My zwykle bardziej cenimy sobie dary, nawet duchowe, np. modlitwę, czy inne praktyki duchowe niż samego Boga. To tak, jakbyśmy bardziej cenili obrączkę zaręczynową niż narzeczonego. A przecież modlitwa, udział we Mszy świętej, pielgrzymki… nie są najważniejsze. Najważniejszy jest Jezus, Bóg.

            Na początku życia duchowego Bóg daje nam pociechy, przyjemności duchowe, gdyż jesteśmy słabi. Pragnie w ten sposób zrównoważyć atrakcyjność zła. Zło jest bardziej krzykliwe, bardziej pociąga. Ale kiedy zło przestaje nas już pociągać, gdy jesteśmy coraz dalej na drodze duchowej, przychodzi czas cierpienia, oschłości, ciemności, pustki. Jeżeli go podejmiemy, okaże się czasem wzrostu i dojrzałości oraz nauki miłości bezinteresownej.

            Cierpienie uczy wrażliwości i empatii. Cierpienie jest potrzebne innym, by uczyli się wrażliwości, współczucia, pomocy, opieki… W naszej wspólnocie zakonnej w Czechowicach-Dziedzicach mieszkał 95 letni kapłan, który cierpiał na demencję starczą, wiele rzeczy zapominał, nie radził sobie z podstawowymi funkcjami życiowymi. Czasami denerwowaliśmy się i traciliśmy cierpliwość, zwłaszcza, gdy miał trudniejsze dni. Ale mieliśmy świadomość, że ta choroba była dla nas. Przez nią uczyliśmy się cierpliwości, pomocy, służby, miłosierdzia, miłości…

            Osoby chore, cierpiące potrzebne są innym, wspólnotom; dzięki nim można świadczyć miłosierdzie i miłość. Św. Faustyna zanotowała w swoim Dzienniczku: W duszy cierpiącej powinniśmy widzieć Jezusa ukrzyżowanego, a nie darmozjada i ciężar dla zgromadzenia. Dusza cierpiąca z poddaniem się woli Bożej więcej ściąga błogosławieństwa Bożego dla klasztoru aniżeli wszystkie siostry pracujące. Biedny ten dom, który nie ma chorych sióstr; Bóg nieraz udziela wiele i wielkich łask ze względu na dusze cierpiące i wiele kar oddala jedynie ze względu na dusze cierpiące (1268). Aby się przekonać, czy kwitnie miłość Boża w domu zakonnym, trzeba się zapytać, jak się obchodzą z chorymi, kalekami i niedołężnymi (1269). Te same uwagi dotyczą rodzin.

            Osoby cierpiące nie tylko wymagają, one również bardzo wiele dają i mogą wiele nauczyć. Praca z osobami niepełnosprawnymi wyzwala wiele nowych cech i uczy bezinteresownej miłości. Świadczą o tym zapełnione woluntariuszami Arki. W czasie moich sporadycznych spotkań z osobami niepełnosprawnymi, zwłaszcza w czasie Eucharystii, czułem się prawdziwie wolny; widziałem spontaniczną radość i autentyczną miłość. Nikt nie grał ani nie nosił masek.

            Ponadto spotkania z cierpiącymi uświadamiają ograniczoność i kruchość człowieka, zwłaszcza osobom, które sądzą, że będą wiecznie piękne i młode.

            Stanisław Biel SJ 

Fragment ksiązki: Bóg otrze z oczu każdą łzę