Dawniejsze instrukcje o rozmyślaniu

„Metoda rozmyślania” jest w literaturze duchownej pojęciem dość nowym. Dawniej modlono się bez tak szczegółowo opracowanych in­strukcji. Co prawda zawsze było tak, że bardziej doświadczeni pod tym względem odpowiadali na zadawane im przez mniej doświadczonych pyta­nia, jak należy się dobrze modlić. Ślady takich wskazówek, udzielanych przeważnie ustnie, znajdujemy tu i ówdzie w regułach mniszych.

Tak np. Kasjan żali się na roztargnienie umysłu, jakie się wkrada, jeśli w modlitwie nie przestrzegamy pewnej „dyscypliny”. „Popadamy w roztargnie­nie, wyraźnie brak nam czegoś stałego, jakiejś formy, w której dałoby się osadzić ulotną błąkającą się myśl, czegoś jak gdyby przystani, gdzie po dłu­gich burzach można by odetchnąć”.

Ponieważ owej „dyscypliny”, formy modlitwy, ani on, ani inni bliżej nie określają, mówi się niekiedy, że metoda rozmyślania jest czymś nowym, co się rozpowszechniło dopiero za sprawą św. Ignacego Loyoli. Do jego czasów w klasztorach znano jakoby tylko lekturę Pisma Świętego, książek duchow­nych i recytację psalmów. Pogląd taki jest zbytnim uproszczeniem rzeczywi­stości. Już we wczesnym średniowieczu rozróżniano bowiem wyraźnie mię­dzy lekturą a medytacją, która powinna ją uzupełniać. Tak np. dzieło Scala claustralium (albo Scala Paradisi), przypisywane św. Augustynowi lub św. Benardowi, napisane jednak przez Junona II., generała kartuzów (+1288), mówi, że „lektura bez rozmyślania stanie się sucha, rozmyślanie bez lektury stanie się roztargnione, modlitwa bez rozmyślania będzie oziębła, rozmyśla­nie bez modlitwy – nieużyteczne; modlitwa połączona z pobożnym rozmy­ślaniem przeobraża człowieka, ale przejść do kontemplacji bez modlitwy to byłby cud!”

Dawne zakony kontemplacyjne właściwie nie potrzebowały mówić spec­jalnie o rozmyślaniu, stanowiło ono bowiem nieodłączną część ich codzien­nego życia. Ale w XIII wieku powstają nowe zakony, o charakterze apostol­skim. Ich członkowie są często poza klasztorem, w podróżach, nocują w hos­picjach, głoszą kazania, rozmawiają z ludźmi. Nie dziwnego, że dla wielu z nich trudno było się w modlitwie skupić. Pisano więc dla nich tzw. industriae. wskazówki, jak postępować przy modlitwie. W XV wieku rozpowszechniły się tzw. Scalae, serie tygodniowych i miesięcznych rozmyślań; ich ce­lem było pogłębienie życia duchowego za pomocą podkreślenia pewnych głównych myśli. Piękną wskazówkę, jak odprawić godzinną medytację, dał swoim zakonnikom w Padwie ich opat Ludwik Barbo (+1443).

Tzw. devotio moderna w Niderlandach propaguje raczej indywidualne rozmyślanie niż wspólną modlitwę w chórze. Przedmiot rozmyślania zaczyna się tu ściśle rozdzielać na „punkty”, z oznaczeniem przy każdym punkcie, co ma czynić rozum i wola. Z tego czasu pochodzi tzw. Rosetum exercitiorum (Rosarium ćwiczeń duchownych) augustianina Jana Mombaera (+ 1502), prawdziwa encyklopedia życia duchowego, jakiego autor nauczył się od Oj­ców i pisarzy średniowiecznych. W Hiszpanii odpowiada (temu Exercitatorio. które napisał Garcia de Cisneros, opat z Montserrat. W dziele tym widzą niektórzy bezpośredni wzór Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli.

Zapiski mistyka

Koncepcja „metody św. Ignacego” wydaje się łatwa. Ale właśnie takie koncepcje wprowadzają niekiedy w błąd co do osobowości ich autora. Tutaj metoda sprawia wrażenie racjonalnej, oschłej, scholastycznej, gdy tym­czasem osobista modlitwa św. Ignacego była zupełnie inna. Relacja P. Ribadeneiry, który go dobrze znał, pozwala sądzić, że mamy tu do czynienia z je­dnym z wielkich mistyków Kościoła. W Jego żywocie własnym czytamy rze­czywiście o pewnych wielkich objawieniach, np. Trójcy Przenajświętszej, Boga Stwórcy (tu chyba ma swoje źródło schemat rozmyślania o używaniu rzeczy stworzonych), Jezusa w Hostii. Były to wizje częste. Chrystusa Pana jako osobę widział Ignacy bodaj trzy razy.

Oprócz tego stałą wizją mistyczną było to, co sam o sobie napisał w trze­ciej osobie: „Czuł, że mu się otwarty oczy duszy… i przenikał sens wszyst­kich rzeczy, świętych i świeckich, z taką jasnością, jak gdyby wszystko stało się nowe”.

Nawet zewnętrzna obserwacja pozwalała wnioskować, że jego modlitwa miała charakter głównie afektywny. „Trzecią część nocy poświęcał modli­twie. Przez chwilę stojąc, uświadamiał sobie Bożą obecność, potem głęboko się pochylał i oddawał adoracji. Następnie trwał na klęczkach, dopóki miał siłę, albo siadał na niskim stołeczku w postawie pełnej czci i pokory. Gdy tylko się skupił, zaczynały mu z oczu płynąć łzy”.

Na cóż była potrzebna „metoda rozmyślania” takiemu mistykowi, który nie mógł się oderwać od myśli o Bogu? Odpowiada się na to, że swoją meto­dę układał dla innych, nie dla siebie. Przyczyna jest wszakże głębsza. Wie­my, że św. Ignacy umiał na tyle panować nad swymi wizjami, iż prowadził życie normalnego kapłana i przełożonego, którego uwagi nie uszedł żaden drobiazg. Potrafił też swoje wielkie wizje i przeżycia duchowe ująć w kilka zwięzłych notatek. Zorientował się bowiem, że nawet wzniosłe widzenia nie ustrzegą człowieka przed złudzeniem i omyłką. Również mistyk powinien panować nad sobą, być posłuszny, rozważny, użyteczny Kościołowi i innym ludziom, aby nie popaść w iluzję i bezpłodne fantazjowanie.

Suchych i schematycznych uwag św. Ignacego nie możemy uważać za teo­retyczną instrukcję, ułożoną z zamiarem jej urzeczywistnienia. Są to jedynie skąpe zapiski, służące do nadania prostego kształtu bogatym przeżyciom we­wnętrznym. Dlatego nawet i dziś jeszcze potrafią je ocenić tylko ci, którzy ich trafności doświadczyli na sobie samych. Można odnieść do nich to, co ich autor napisał o wszystkich instrukcjach życia duchowego: „Nie nasyci duszy obfitość wiedzy, trzeba bowiem rzeczy wewnętrznie czuć i kosztować” (por. ĆD 2).

 Nim się przyjrzymy poszczególnym elementom metody ignacjańskiej, podamy ich schematyczny przegląd.