A oto przykład innej serii pytań:
1. P a m i ę ć: l) Co już słyszałem, czytałem lub sam rozmyślałem o tekście czy o prawdzie, o których rozmyślam? 2) Zapamiętam sobie przynajmniej jedno krótkie hasło albo kawałek tekstu Ewangelii. 3) Czy coś podobnego występuje w jakiejś pieśni, wierszu, w ogóle w literaturze?
II. R e f l e k s j a r o z u m o w a: 1) Zamykam książkę i powtarzam sobie własnymi słowami, o co w niej chodziło. 2) Która myśl jest najważniejsza? 3) Jak można by to samo wyrazić językiem zwykłego dzisiejszego życia – słowami używanymi w szkole, prasie, poezji, fabryce? 4) Czy jest to prawda ogólnie akceptowana, czy też ludzie patrzą na to inaczej? 5) Jakie jest moje zdanie według tego, co mówię i jak postępuję? 6) Jakie argumenty przemawiają za słusznością tego, co mówi Ewangelia? 7) Dlaczego inne zdania nie są słuszne i co sprawia, że ludzie pomimo to akceptują je?
III. D e c y z j a w o l i: l) W jakich konkretnych sytuacjach mego życia można by urzeczywistnić prawdę, o której rozmyślałem? 2) Czy jest dla mnie rzeczą łatwą, czy trudną żyć według tej zasady? 3) Jakie przeszkody napotykam? 4) Jak można by tę prawdę wprowadzać powoli w życie? 5) Czy znam kogoś, kto popełnia podobne błędy jak ja, kto ma takie same trudności? Co bym mu poradził? 6) Czy dałoby się coś zrobić już dziś? 7) Czy zdolny jestem to zrobić?
Wyobraźnia w modlitwie
Powiedzieliśmy, że główną część i jak gdyby rdzeń rozmyślania stanowi tzw. używanie zdolności: wyobraźni, rozumu, woli, uczuć. Wydaje się jednak, że wyobraźnia w modlitwie bardziej szkodzi, niż pomaga. Jest ona bowiem często niestała, łatwo przeskakuje z jednego przedmiotu na drugi. Według skomplikowanych praw asocjacji, kontradykcji itp. w jednej chwili się przetwarza, zmienia swoją postać niczym jakaś baśniowa istota i przyciąga uwagę. Dlatego jest stałym źródłem roztargnienia przy modlitwie.
Zastrzeżenie to jest uzasadnione. Kto zaczyna odmawiać Ojcze nasz, nie wie jeszcze, ile rzeczy może mu przyjść do głowy, nim modlitwy dokończy. Ale jeździec, siedzący na nie ujeżdżonym koniu, ma dwie możliwości: albo go poskromić i utrzymać w ryzach, albo zeskoczyć z niego i iść pieszo. Dawni Ojcowie Kościoła, którzy przeważnie wyszli ze szkół, gdzie uczono filozofii platońskiej, zalecali raczej to drugie wyjście. Nie sądzili, aby wyobrażenia mogły służyć podniosłości umysłu. Są one bowiem cielesne, mają kształty materialne. Im rychlej duch ich się pozbędzie, tym jest wolniejszy. Rozmyślanie na pustyni miało również tę zaletę, że nie ma tam nic, co by przyciągało wzrok i słuch.
Podobnego zdania jest też św. Jan od Krzyża. Do światła Bożego dochodzi się poprzez „noc zmysłów”. W nocy zaś niczego nie widać. Dlatego cela mnicha powinna mieć gołe ściany. Krzyż w zupełności tu wystarczy, bo nawet święte obrazki mogą przeszkadzać. Hesychaści na górze Athos zalecali siedzieć przy modlitwie w ciemnym kąciku, spuścić głowę, skupić uwagę na sercu i nie wyobrażać sobie żadnych świętych obrazów.
A jednak nie wszyscy chrześcijanie mogli podzielać ten pogląd. Skoro na ścianach kościołów znajdują się święte obrazy, to są one tam przecież po to, aby pomagały w modlitwie, aby pobudzały wyobraźnię i przyciągały ją ku rzeczom świętym.
Myślenie ludzkie nie jest myśleniem anielskim. Zawsze towarzyszy mu jakiś – choćby mglisty – obraz zmysłowy. Również modlitwa opiera się więc na pewnym wyobrażeniu. Zresztą Ewangelia nie jest jakimś zbiorem suchych reguł i zasad, lecz żywą opowieścią o życiu i śmierci Jezusa Chrystusa. Poszczególne sceny są tu ukazane tak, jak je widzieli i jak o nich słyszeli pierwsi świadkowie. W żywym pojmowaniu Pisma Świętego zawsze pomocne były pielgrzymki do Ziemi Świętej. Po tylu stuleciach Katechezy św. Cyryla Jerozolimskiego ciągle jeszcze stanowią interesującą lekturę. Naucza on bowiem swoich uczniów bezpośrednio w miejscu, gdzie Jezus przemawiał, gdzie cierpiał i zmartwychwstał.
Ci, którzy nie mogli się udać do Palestyny, uciekali się do pomocy wyobraźni. Tego właśnie rodzaju jest rada, jakiej udziela św. Ignacy.
Ćwiczenia duchowne podają na początku każdego rozmyślania dwa tzw. wprowadzenia (praeambula), zalecając: l) wyobrazić sobie miejsce akcji; 2) pomodlić się o tę łaskę, która ma być celem rozmyślania. „Oczami wyobraźni widzieć drogę z Nazaretu do Betlejem, przypatrując się jej, jak jest długa jak szeroka, czy idzie ta droga po równinie, czy przez doliny i wzgórza. Patrzeć także na miejsce czyli na grotę narodzenia, czy jest obszerna, czy szczupła, czy niska czy wysoka, i jak jest urządzona” (ĆD 112). Potem „prosić o dogłębne poznanie Pana. który dla mnie stał się człowiekiem, abym Go więcej kochał i więcej szedł w Jego ślady” (ĆD 104).
Również św. Franciszek Salezy mówi o tzw. „trzecim punkcie” rozmyślania: „Niektórzy nazywają go wyobrażeniem miejsca (compositio loci), inni – czytaniem wewnętrznym. Polega ono na tym, że wyobrażam sobie w imaginacji całą tajemnicę, o której mam rozmyślać, tak jakby rozgrywała się ona rzeczywiście przed moimi oczami. Np. kiedy macie rozmyślać o Chrystusie Panu na krzyżu, wyobraźcie sobie, że jesteście na górze Kalwarii i widzicie wszystko, co się owego dnia Męki wydarzyło. Albo też – jeśli wybierzecie metodę odwrotną, która ma taki sam skutek – wyobraźcie sobie, że ukrzyżowanie Pana dokonuje się na tym miejscu, gdzie jesteście, w sposób opisany przez ewangelistów… Skutek takiego wyobrażenia jest ten, że myśl trwa przy tajemnicy, o której mamy rozmyślać, a nie miota się na wszystkie strony, jak ptaszę zamknięte w klatce albo jak krogulec uwiązany na pasku, aby nie uszedł myśliwcowi z ręki”.
Wszystkie te środki pomocnicze mają więc wartość względną. Tylko drogą doświadczenia możemy się nauczyć używać ich ku dobremu, tzn. do tego, aby się modlić całą swoja istotą.