Rozmowa
Niebezpieczeństwo, którego trudno przy medytacji uniknąć, zawiera się właśnie w tym, co ją najbardziej ułatwia: w zdolności do refleksji. Pewne charaktery mają naturalną skłonność do modlitwy wewnętrznej właśnie dlatego, że są refleksyjne, że chętnie rozważają. Refleksja ta zyskuje jednak czasem taką przewagę, że rozmyślanie zatraca cechy modlitwy i zamienia się w studium. Pewien kierownik duchowy mawiał żartobliwie o studentach, których uczył rozmyślać: „Wiem, że się dotąd przy rozmyślaniu nie modlą; na razie układają tylko religijne eseje. Potrafiliby już pięknie mówić o Bogu, ale nie nauczyli się jeszcze mówić do Boga”.
Św. Ignacy, który jest tego niebezpieczeństwa w pełni świadomy, zaleca refleksję od czasu do czasu przerywać, aby bezpośrednio porozmawiać z Bogiem i ze świętymi. Niekiedy dzieje się to całkiem łatwo, wynika niejako samo z refleksji i ze stanu psychicznego, jaki się wytworzył. Kiedy indziej trzeba się nieco przymusić do tego, aby rozmyślanie osiągnęło ten punkt. Im częściej te bezpośrednie „rozmowy” następują, tym lepiej. Zdaniem św. Ignacego nie powinno ich w każdym razie nigdy brakować na końcu. W różnych wskazówkach co do rozmyślania czytamy, że modlitwa końcowa – tzw. colloquium, rozmowa – powinna trwać około dziesięciu minut.
W Ćwiczeniach znajduje się kilka przykładów tego rodzaju rozmów. Np. po pierwszym rozmyślaniu o grzechu znajdujemy takie oto zalecenie: „Wyobrażając sobie Chrystusa Pana naszego obecnego i wiszącego na krzyżu rozmawiać z nim [pytając go], jak to on, będąc Stwórcą, do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy.
Podobnie patrząc na siebie samego pytać się siebie: com ja uczynił dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystusa? Com powinien uczynić dla Chrystusa? I tak widząc Go przybitego do krzyża rozważyć to, co mi się wtedy nasunie.
Rozmowę końcową, ujmując ją trafnie, należy odbyć tak, jakby przyjaciel mówił do przyjaciela, albo sługa do pana swego, już to prosząc o jaką łaskę, już to oskarżając się przed nim o jakiś zły uczynek. Już to zwierzając mu się ufnie ze swoich spraw i prosząc go w nich o radę. Na koniec odmówić Ojcze nasz”.
W Ćwiczeniach znajdujemy też zachętę do tzw. „trzech rozmów”. Nie stanowią one jedynie pomocy psychologicznej do łatwego wypełnienia czasu. Mają sens głębszy. Jest to wyznanie świętych obcowania i wiary w jedynego pośrednika między Bogiem a ludźmi, Jezusa Chrystusa (por. l Tm 2, 5). Zachodzi tu podobieństwo do modlitw liturgicznych w Kościołach wschodnich przy przystąpieniu do ołtarza, gdzie kapłan całuje ikony i modli się do świętych, następnie do Maryi Panny, do Chrystusa, a dopiero potem staje przed obliczem Boga.
Po rozmyślaniu o „trojakim grzechu” w Ćwiczeniach podany jest wzór takich trzech rozmów: „Rozmowa pierwsza. Skierowana do Pani naszej, aby mi wyjednała u Syna swego łaskę dotyczącą trzech rzeczy:
Po pierwsze, abym miał wewnętrzne odczucie i poznanie swoich grzechów i odczuł wstręt do nich.
Po drugie, abym odczuł nieład swych czynów, a brzydząc się nim poprawił się i uporządkował.
Po trzecie – prosić o poznanie świata, aby czując doń wstręt odrzucił od siebie rzeczy światowe i próżne. Odmówić Zdrowaś Maryjo.
Rozmowa druga. Skierowana do Syna, aby mi to samo wyjednał u Ojca. Odmówić Duszo Chrystusowa.
Rozmowa trzecia. Skierowana do Ojca, aby on sam. Pan odwieczny, udzielił
mi tego samego.
Odmówić Ojcze nasz”.
Rozmów takich może być zresztą nie tylko trzy, ale i cztery, pięć… Możemy się przecież zwrócić do anioła stróża, do świętego, którego dzień wypada aktualnie w kalendarzu, do swego własnego patrona itp. Lepsze są oczywiście takie rozmowy, które odbywają się spontanicznie, własnymi słowami, „jak przyjaciel mówi z przyjacielem”. Nie zawsze jest to wszakże łatwe. W razie trudności lepiej więc odmówić modlitwy znane, zwłaszcza na zakończenie, aby było ono wyraźne i określone.