Boża obecność
Tzw. trzecia addycja ignacjańska wyrażona jest w Ćwiczeniach następującymi słowami: ,.Przez czas jednego Ojcze nasz stanąć na jeden lub dwa kroki od miejsca, gdzie mam kontemplować lub rozmyślać, a wzniósłszy umysł ku górze rozważać, jak Bóg. Pan nasz, patrzy na mnie itd. i wykonać akt uszanowania lub u niż e nią się przed Bogiem” (ĆD 75).
Ściśle według tej wskazówki postępował św. Jan Berchmans, jak czytamy w jego dzienniku: „Kiedy przychodzi czas rozmyślania, zapytuję sam siebie: Dokąd idziesz? – Do Pana Boga. – A co tam będziesz robił? – Będę z Nim rozmawiał. – Potem żegnam się wodą święconą. Gdy odezwie się dzwonek, robię znak krzyża, staję o krok lub dwa przed klęcznikiem, wzbudzam w sobie myśl, że Jezus Chrystus jest przede mną i że patrzy na to, co mam czynić. Okazuję Mu cześć jakimś zewnętrznym aktem pokory, potem postępuję naprzód, klękam i mówię: Panie Boże, proszę Cię, prowadź wszystkie moje myśli, kieruj wszystkimi mymi czynami, aby wszystko we mnie było poświęcone Twojej służbie i chwale, Twemu majestatowi. – Następnie swoją pamięcią, rozumem, wolą zwracam się ku przedmiotowi rozmyślania”.
Chodzi tu więc o krótkie, ale intensywne przeżycie Bożej obecności. Święci mówią często o tym, jak ważną jest rzeczą, abyśmy wszystko czynili „na oczach Boga”. „Zważ, że istnieje ktoś na wysokościach, kto z góry spogląda na ludzkie sprawy” – pisze św. Bazyli. Radzi on, abyśmy tę myśl mieli zawsze na uwadze, przy czym szczególnie żywa powinna ona być właśnie przy modlitwie. Ta „rozmowa duszy z Bogiem” stanie się bowiem natychmiast nudnym monologiem, jeśli zapomnimy, że zwracamy się do kogoś, kto nas widzi i słyszy.
Ale przeżywanie Bożej obecności nie jest tak łatwe, jak by się zdawało. Występuje tu pewna trudność psychologiczna. Wydaje się, że myśl o Bogu rozdwaja uwagę i nie możemy się skupić na tym, co mamy robić. Na wątpliwość tę odpowiada św. Joanna Franciszka de Chantal następującym rozróżnieniem: „Moim zdaniem czym innym jest żyć w Bożej obecności, a czym innym uświadomić sobie Bożą obecność. Aby człowiek znalazł się w ten sposób wobec Bożej obecności, musi odwrócić swoją uwagę od wszystkiego innego i skupić musi na fakcie, że Bóg się tu znajduje. Skoro się jednak raz wobec tej obecności Boga znajdziemy, to już tam pozostaniemy”.
Rzecz ma się tu podobnie jak w kontakcie z ludźmi. Najpierw muszę sobie uświadomić, że do kogoś przyszedłem. Wymaga to pewnej uwagi. W następnej chwili mogę się już jednak skupić na tym, co do tego kogoś mówię. Świadomości jego obecności łatwo nie tracę.
Dlatego św. Ignacy uważa, iż aktowi temu wystarczy poświęcić krótki czas na początku modlitwy – mniej więcej tyle, ile potrzeba na odmówienie jednego Ojcze nasz. Aby przeżycie to było skuteczne, zaleca uklęknąć, skłonić się lub uczynić jakiś inny zewnętrzny gest szacunku – jak gdyby pozdrowić Tego, przed którym znaleźliśmy się.
Dużo uwagi poświęca temu „bezpośredniemu przygotowaniu do rozmyślania” metoda sulpicjańska. Według niej powinno ono trwać przez kwadrans i składać się z następujących aktów: należy uświadomić sobie Bożą obecność, uznać, że jesteśmy niegodni znaleźć się wobec tak wielkiego majestatu i że z powodu swych grzechów nie zasługujemy na to, byśmy zostali wysłuchani, wyznać grzechy, poprosić o przebaczenie, odmówić Confiteor (spowiedź powszechną); ponieważ zaś nie sposób modlić się bez łaski Bożej, wzywać Ducha Świętego.
Obecność Boża zewnętrzna lub w sercu
Dosyć interesujący jest również problem, z jakim wyobrażeniem łączy się świadomość Bożej obecności. Wiemy wprawdzie wszyscy, że Bóg jest duchem, że jest wszędzie. Pomimo to jednak my sami – abyśmy mogli o Nim myśleć – musimy Go sobie wyobrazić jako osobę albo przynajmniej pod jakąś postacią symboliczną. Ulubionym wyobrażeniem św. Ignacego jest to, jakie znał z życia dworskiego swoich czasów: Pan na tronie, w otoczeniu swych świętych. Stajemy przed nim i padamy na kolana.
W liście do biskupa z Osma, będącym jakby małą rozprawą o rozmyślaniu, św. Teresa Wielka pisze: „Należy uczynić znak krzyża, a potem wyznać przed Bogiem nawet najmniejsze przewinienia popełnione od ostatniej spowiedzi. Trzeba się przy tym starać oderwać od wszystkiego, tak jakbyśmy mieli w tym właśnie momencie umrzeć… Następnie powiedzieć tak: Wyobrazić sobie wewnętrznymi i zewnętrznymi oczyma ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa, patrzeć na Niego, obserwować Go we wszystkich szczegółach, z duchowym pokojem i miłością…”
Natomiast tzw. metoda hesychastów nie ufa żadnemu zewnętrznemu wyobrażeniu Boga. Oddala ona bowiem, jak twierdzą, od prawdziwego poczucia Bożej obecności. Jeśli pomimo to mamy sobie Boga jakoś wyobrażać, to lepiej myśleć o tym, jak mieszka On w naszym sercu, czuć miejsce, gdzie Bóg jest, utożsamiać się z Duchem Świętym, który tu woła: „Abba, Ojcze!” (Ga 4,6).
Tak np. Symeon Nowy Teolog pisze: „Święci Ojcowie porzucili na koniec wszystkie inne formy pobożności i poświęcili się jedynie skupieniu w sercu. Pracowali na tym polu i stali się godni spożywać w sercu Bożą mannę”.