Modlitwa chrześcijańska jest „dziełem Boga” w człowieku (Geneza)
Umowny „poganin” zapytany o genezę modlitwy – o jej źródło i początek – odpowiedziałby: „Ja jestem źródłem swojej modlitwy: w mojej woli i decyzji leży jej początek. Chcę się modlić – i modlę się”.
Zupełnie inaczej odpowie uczeń Chrystusa – świadomy chrześcijanin. Czym bowiem jest modlitwa i co znaczy: modlić się? Tyle różnych sformułowań podano na ten temat: „Przebywanie z Bogiem” (Wschód). „Rozmowa z Bogiem” (Zachód). „Zjednoczenie z Bogiem” (św. Jan Vianney). „Myślenie o Bogu z miłością” (R. Voillaume). „Otworzyć serce Bogu” (K. Rahner) itp.
Aby to wszystko było możliwe, Bóg sam musi pierwszy rozpocząć ten dialog. Chrześcijanin wie, że prawdziwa modlitwa jest możliwa tylko dlatego, iż Bóg pierwszy przemówił, wciąż przemawia i czeka, na odpowiedź człowieka. Autentyczna modlitwa włącza człowieka w ten zbawczy dialog i otwiera go na Boże działanie, które również w modlitwie się ujawnia. A więc modlitwa jest przede wszystkim „DZIEŁEM BOGA” – OPUS DEI. To On ją po prostu „stwarza”, tak jak tworzy całe dzieło zbawienia. Taka świadomość ma wielkie znaczenie dla człowieka: właściwie ustawia nie tylko modlitwę, ale także całe jego życie. W modlitwie dochodzi do głosu zbawczy dialog z Bogiem. A tu – w sprawie zbawienia – człowiek sam jest bezsilny. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” – mówi Chrystus Pan (J 15, 5). „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przez Mnie” – zapewnia (J 14, 6). Źródłem wszystkiego, co ma charakter zbawczy, jest Bóg. Św. Paweł przypomina Filipianom: „Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2, 13). Jeżeli modlitwa jest wyrazem miłości człowieka do Boga („myślenie o Bogu z miłością”), to dobrze wiemy, że „Bóg sam pierwszy nas umiłował” – jak zapewnia w Pierwszym Liście św. Jan Apostoł (lJ 4, 19).
Najważniejszy i najbardziej wyraźny tekst biblijny na ten temat to dobrze znany fragment Pawłowego Listu do Rzymian: „Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, wie, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą” (Rz 8, 26–27). A zatem prawdziwa i dobra modlitwa („tak, jak trzeba”) jest dziełem BOŻEGO DUCHA, działającego w nas. Czytamy wprawdzie, że każdy człowiek, „który wezwie imienia Pańskiego”, będzie zbawiony” (Jl 3, 5; por. Rz 10, 13; Dz 2, 21), ale św. Paweł zapewnia, iż nikt „nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus” (1Kor 12, 3). A w innymi miejscu stwierdza, że „tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych” (1Kor 2, 11–12). Największym darem jest przybrane synostwo Boże, o którym zaświadcza w głębinach naszego ducha sam Duch Święty i to On wzbudza w naszych sercach dziecięcą ufność ku Bogu, tak iż możemy do Niego wołać: „Abba, Ojcze!” (por. Rz 8, 14–17).
Ogólne wprowadzenie do Liturgii Godzin (zawierające znakomitą „rozprawkę” na temat modlitwy chrześcijańskiej nn. l–19) stwierdza po prostu: „Nie ma modlitwy chrześcijańskiej bez działania Ducha Świętego. On jednoczy cały Kościół i przez Syna prowadzi go do Ojca” (LG, I, n. 8, 29).
Chociaż modlitwa chrześcijańska jest przede wszystkim „dziełem Boga” w człowieku, to jednak wysiłek człowieka i jego zaangażowanie jest tu nieodzowne. Ojciec J. B. Lotz SJ w książce Wdrożenie w medytację nad Nowym Testamentem dobrze wyważa tu proporcje: „W medytacji chrześcijańskiej wysiłek ludzki zbiega się z działaniem Bożym. Z jednej strony wysiłek ludzki, związany często z niemałym trudem, jest konieczny; z drugiej strony stanowi on jedynie współdziałanie z działaniem Boga, który w najgłębszym sensie i jako pierwszy daje do medytacji impuls i rozwija ją. Dlatego nie istnieją żadne metody niezawodne i niejako mechanicznie wywołujące medytację. Wszystko jest tu ostatecznie raczej darem łaski, czyli pochylającego się ku nam łaskawie Boga, co dotyczy szczególnie wysokich szczebli medytacji(…) Konkretnie rozbudza w nas medytację Duch Święty. Jest On najbardziej wewnętrznym nauczycielem, który pobudza i zapładnia cały wysiłek medytacyjny i którego impulsom muszą być posłuszni najbardziej choćby doświadczeni nauczyciele ludzcy, jeśli nie chcą zejść na manowce” (Kraków, WAM 1987, 51–52).
Świadomość ta ma także praktyczne znaczenie. Uczy nas pokory i prawdy przed Bogiem. Kardynał C. M. Martini w rekolekcyjnych rozważaniach zatytułowanych „Wyznania Pawła” – radzi: „Ważną jest rzeczą, byśmy zastanowili się nad ową postawą „nie wiemy”, „nie umiemy”: jest ona zawsze użyteczną i nieodzowną, jeśli chodzi o nasz stosunek do Boga. Istotnie – „nie umiemy się modlić tak, jak trzeba” (Rz 8, 26). Często nie udaje się nam dobrze modlić, gdyż zaczynamy modlitwę w przekonaniu, że umiemy się modlić, tymczasem powinniśmy zawsze zaczynać od wyznania: „Panie, nie umiem się modlić; wiem, że nie potrafię się modlić”. Już to jest modlitwą, bo przygotowuje miejsce Duchowi, o którego powinniśmy zawsze prosić” (Kraków, WAM 1987, 63–64).