III. PRÓBY WIARY
Najmocniejsze próby wiary przeżyje Maryja w czasie publicznej działalności. Jezusa. Proponuję do rozważenia trzy wydarzenia, o których czytamy w Ewangeliach.
1. J 2, 1-11. W wieku trzydziestu lat Jezus rozstaje się ze swoją matką. Maryja szczególnie teraz potrzebowałaby pomocy Jezusa. Po śmierci Józefa jest przecież samotną, starzejącą się wdową. Jednak dla Jezusa najważniejszy jest Ojciec i Jego misja. Dlatego zostawia matkę i idzie wyznaczoną przez Ojca drogą.
W Kanie Galilejskiej Maryja zapewne przeżywa radość ze spotkania z Jezusem. Ucieszona spotkaniem, czuje się w pełni jako matka, która może prosić Syna. Jednak słyszy trudne słowa: Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jezus nie chce z pewnością zerwać więzów miłości, które wynikają z macierzyństwa i które trwają również w dojrzałym wieku. Jednak daje Maryi do zrozumienia, że o Jego misji decyduje nie ziemska matka, ale Ojciec Niebieski. Jeżeli czyni cud, to dlatego, że jest to wolą Ojca. Maryja musi uczyć się odchodzić od mentalności ludzkiej i żyć w optyce Bożej, myśleć w duchu swego Syna.
Maryja w Kanie w jakiś tajemniczy sposób zrozumiała swego Syna. Zwraca się do sług: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie mój Syn. Zwróćmy uwagę na słowo cokolwiek. Maryja akceptuje, że to, co czyni Jej Syn jest najlepsze. Całkowicie ufa Jezusowi.
2. Mt 12, 46-50. W czasie publicznej działalności Jezusa niewątpliwie Maryja słyszy o narastającej niechęci wobec swego Syna, o fatum, które nad Nim zawisło. Któregoś dnia wybiera się z kilkoma krewnymi w drogę, by Go zobaczyć, może trochę pobyć z Nim, albo w jakiś sposób Go chronić. Gdy Jezusa poinformowano o przybyciu Matki, wypowiada znów słowa brzmiące obco i niezrozumiale: Któż jest moją matką, i którzy są moimi braćmi? Kto pełni wolę Ojca mego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.
W tym momencie zapewne znów miecz wnika głębiej w serce Maryi. Z miłością szukała Syna, by być Mu wsparciem wobec wrogości i odrzucenia, a Jezus w zagadkowy sposób jakby odsuwa Ją od siebie. Musi stać na zewnątrz, za progiem, samotnie. Jest w tym podobna do Jezusa, który opuszczony przez przyjaciół i Ojca będzie umierał samotnie na krzyżu.
Matce niewątpliwie trudno jest przekreślić wszystko, czym zapłaciła za wychowanie dziecka, a więc trud, cierpliwość, wyrzeczenia i ofiary. A Jezusa jakby nie obchodzi macierzyństwo cielesne. Decydujące znaczenie ma dla Niego to, czy i w jaki sposób ktoś pełni wolę Ojca. Oczywiście, podobnie, jak w Kanie, jest tu element pozytywny. Maryja przecież pełni wolę Ojca w sposób całkowity i doskonały. Jest więc najbliższa sercu swego Syna.
Maryja musi jednak nie bez bólu wyjść poza macierzyństwo cielesne. Dla Jezusa ważniejsze jest macierzyństwo duchowe. Pełnienie woli Ojca jest ponad węzami krwi. Z tego punktu macierzyństwo Maryi zostaje wydoskonalone. Pierwszeństwo ma życie w łasce Boga.
3. J 19, 13-42. Największe cierpienie w drodze wiary przeżyje Maryja na Drodze Krzyżowej i w czasie śmierci Jezusa. Patrząc na ból Jezusa, ma świadomość, że nic nie jest w stanie dla Niego uczynić. Nie może za Niego umrzeć. Może tylko biernie stać i patrzeć. Maryja musi oddać swego umiłowanego Syna Bogu Ojcu do końca, na śmierć. Żąda się od Niej, by wbrew swemu naturalnemu uczuciu miłości matki, współdziałała w bolesnym planie Ojca. Pod krzyżem Maryja dojrzewa do ostatecznego tak. Jej ofiara zostaje przyjęta. Oddaje Jezusa, a Jej miłości zostaje powierzony Kościół.
Życie Maryi było po brzegi wypełnione ludzkim cierpieniem. Współcierpiąc ze swym Synem, Maryja musiała zapewne niejednokrotnie zmagać się w wierze. Zapewne nie od razu była świadoma wszystkich planów i zamierzeń Boga Ojca. Dopiero stopniowo w nie wnikała, rozważając w sercu. W Nazarecie powiedziała bezwarunkowe tak. Ale przecież ludzkie myślenie, rozumienie nie zawsze nadążało za myślami jej Syna i Ojca. Jednak kierowana Duchem Świętym powoli wśród cierpień i pytań przekraczała siebie i dojrzewała do przyjęcia planu Boga.
Zastanówmy się w tej modlitwie nad naszym tak, które wypowiedzieliśmy Bogu. Jeżeli nawet, jak Maryja, powiedzieliśmy Bogu bezwarunkowe, wielkie tak, to jesteśmy dopiero u początku naszej drogi duchowej. I ta nasza droga wiary będzie prowadzić przez ciemności, noce i cierpienia. Będzie na niej wiele pytań, wątpliwości, niejasności. Uczmy się od Maryi wielkiego zawierzenia Bogu Ojcu i Jezusowi. Zwłaszcza, gdy nie będziemy rozumieć Boga i Jego wskazań.
Prośmy, byśmy w takich sytuacjach nie zniechęcali się, ale jak Maryja, trwali cierpliwie pod krzyżem, u stóp Jezusa i rozważali w sercu Jego słowa.
więcej w książce:
Stanisław Biel SJ