Byłam tak potwornie zmęczona dotychczasowym życiem. Pamiętam zaskoczenie w sądzie, kiedy na kolejnej sprawie o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad rodziną, powiedzieliśmy (ja i nasz syn), że przebaczamy mężowi i prosimy o umorzenie sprawy. Wszyscy wtedy byli w lekkim szoku; pan sędzia, znajomi, rodzina. A my z Piotrkiem byliśmy szczęśliwi. Spadł nam kamień z serca. Pamiętam, ile we mnie było jeszcze niedawno nienawiści, niechęci, złości do męża i do całego świata. Pamiętam jak strasznie przygniatała mnie świadomość „przegranego życia” i dobrze pamiętam, że kiedy zaprosiłam do swojego życia JEZUSA, te wszystkie negatywne uczucia jakie miałam w sercu znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki . „ Przyjdźcie do mnie wszyscy którzy utrudzeni i umęczeni jesteście a ja was pocieszę .”.Poczułam niemal fizycznie głęboką prawdę tych słów. Zrozumiałam, że każde wypowiedziane przez Jezusa słowo jest PRAWDĄ, jest ŻYCIEM -jest DROGĄ. Jeżeli chcemy aby Jego Słowo odmieniało nasze życie, to musimy je traktować jak instrukcję, której należy dokładnie przestrzegać, którą należy precyzyjnie zastosować. Tak jak apostołowie, którzy łowili całą noc i nie złowili nic a kiedy zarzucili sieć dokładnie w tym miejscu i tak jak polecił im JEZUS – sieć, aż rwała się od nadmiaru ryb. Zrozumiałam, ze drugiego człowieka, choćby był nie wiem jak podły, zły, zepsuty…możemy zdobyć, zmienić, tylko miłością. JEZUS właśnie tego mnie uczył i tego ode mnie oczekiwał. Zrobiłam coś, do czego nie byłabym nigdy zdolna, gdyby nie JEGO moc. Przebaczyłam i pojednałam się z mężem. Im bardziej poznawałam Jezusa tym bardziej byłam Nim zauroczona, zachwycona. To najbardziej niezwykła i czysta moralnie Postać jaką znał świat. Tak bardzo chciałam iść w Jego ślady i być chociaż odrobinę do Niego podobna, bo w zachwycie jest zawsze chęć naśladowania. Poprosiłam męża o wybaczenie wprawiając go tym w osłupienie i zaczęłam na niego patrzeć inaczej, jak na brata w wierze. Zaczęłam szukać w nim dobra bo ono jest w każdym człowieku i zaskoczyłam go tym totalnie. On z kolei zauważył jak się zmieniłam i zaczął chodzić ze mną na Mszę św., po kilkunastu latach (ostatnio był u spowiedzi kiedy zmarł jego ojciec) przystąpił do Sakramentu pokuty, chodzimy razem na sobotnie Eucharystie we wspólnocie. Zmieniły się jego relacje z synem, jest bardziej odpowiedzialny, bardziej opanowany, spokojny. Nie pije alkoholu trzeci rok. Z szacunkiem mówi o posłudze Kapłanów. Wiele rzeczy robimy wspólnie, dużo rozmawiamy (właśnie kończy w tej chwili malowanie całego naszego mieszkania i robi to super). I ja to doceniam. Troszczy się i jest serdeczny w stosunku do mnie. Oto co otrzymałam w zamian za powiedziane Jezusowi „tak, ja chcę”. Chcę się zmieniać, chcę żyć na co dzień zgodnie z Twoim Jezu… nauczaniem.
W ciągu tych 3 ostatnich lat ciągłego nawracania się, przeżyłam poważne załamanie. Mąż nie pracował, a we mnie dojrzewał zamiar wniesienia wniosku o separację. Już nie o rozwód tylko separację. Chodziło o sprawy finansowe, materialne, o uregulowanie pewnych kwestii prawnych, było mi bardzo ciężko. Chciałam to załatwiać po ludzku, po swojemu. Jednak podczas Mszy św.(to był pierwszy piątek miesiąca) poczułam, że muszę iść do spowiedzi, po prostu jakaś siła mnie pchała. Właśnie wtedy spotkałam się z tak niesamowitą życzliwością ze strony Kapłana z naszej parafii – ks. Adama, że nie wątpię już ani odrobinę w działanie Ducha Świętego w Sakramencie pokuty. Wspaniały Kapłan, którego znałam i darzyłam ogromnym szacunkiem, poradził pojechać na rekolekcje małżeńskie do Wesołej k/ Warszawy . Rekolekcje– Kana-2007. Dał adres, skontaktował z ludźmi, którzy uczestniczyli w takich rekolekcjach
w poprzednich latach. To było niesamowite ale mąż się zgodził. Tuż przed samym wyjazdem piętrzyły się trudności; znajomi z uśmiechem twierdzili, że to szatan działa i chce nam przeszkodzić. Mieliśmy ich modlitewne wsparcie i udało się. Było cudnie – błogosławiony dla nas czas. Wspaniali ludzie. Czuło się, że Duch Święty jest wśród nas. Takie niezwykłe poczucie jedności, serdeczności. Duchowej i fizycznej jedności, bo wszystko robiliśmy wspólnie (posiłki, modlitwa, konferencje, sprzątanie), mnóstwo czasu na bycie ze sobą; rozmowy, wspomnienia. Rozmowy, jakich z mężem nie prowadziliśmy od lat; nasze pierwsze pocałunki, pierwsze „kocham”, co w sobie ceniliśmy najbardziej, gdzie zawiedliśmy ….. To było okrywanie siebie – od nowa. To tam, w gronie Przyjaciół Jezusa z Nazaretu, zrozumieliśmy czym jest małżeństwo sakramentalne, czym jest bycie ze sobą na dobre i złe i czym jest miłość w małżeństwie. Ponownie i tym razem świadomie, zaprosiliśmy do swojego życia Jezusa, a ON dokonał cudu, jak w Kanie.
Naszym marzeniem jest aby nasz syn widział w nas ludzi odmienionych przez Boga. Serdecznych i życzliwych dla siebie i innych. Ludzi żyjących Ewangelią. Jest w tej chwili w Anglii ale mamy ze sobą kontakt. Wiem jak bardzo się cieszy, że między nami wszystko się, z Bożą pomocą, poukładało.. Modlimy się za niego a on często nas prosi o modlitwę, bo wie jak wielka jest jej moc. Myślę, że nasze świadectwo, nasz przykład jest dla niego najbardziej wiarygodnym znakiem, dowodem istnienia
i działania BOGA. Podnieść się z takiej sytuacji w jakiej byliśmy jako rodzina, jest możliwe tylko z Bogiem. „Jarzmo moje jest słodkie” mówi Jezus. Dokładnie tak jest. Myśmy tego doświadczyli. Myśmy doświadczyli głębokiej prawdy słów Jezusa „Zadbajcie najpierw o Królestwo Boże …a reszta będzie wam dana”. Zadbaliśmy o życie duchowe a ON pobłogosławił na również w życiu codziennym, materialnym Rozumiemy, co jest naprawdę ważne i bezcenne w życiu. Bóg, rodzina, serdeczne, ciepłe relacje z drugim człowiekiem – bliźnim.
Jest w tej historii „wątek Maryjny”. Moi Rodzice, zawsze bardzo przeżywali problemy mojego małżeństwa, szczególnie Mama. Była dobrym, kochającym Jezusa człowiekiem. Kiedy zmarła, bardzo za nią tęskniłam, bardzo. Zaznaczam, że wcześniej nie modliłam się na różańcu, nie czułam niezwykłości Maryi, nie rozumiałam kultu jakim otaczana jest jej postać. Dokładnie 6 miesięcy po śmierci, moja mama przyśniła mi się. Była w kuchni naszego rodzinnego domu; piękna, młoda, uśmiechnięta; trzymała w rękach dużą, okrągłą tacę a na niej kilkanaście takich drobiazgów z kamionki. Kiedy zaciekawiona wpatrywałam się w tę tacę zobaczyłam obrazek oparty o jeden ze stojących na niej drobiazgów. To był obrazek Matki Boskiej z Medugorje. Jak rozumiałam ten sen ?. Moja Mama wskazuje mi postać Matki Boskiej, naszej „niebieskiej” Matki. Mam się do niej modlić i za nią podążać. I dokładnie tak robię. Jest codzienny różaniec, udział w nabożeństwach majowych i październikowych, jest z mojej strony (już 3 rok) uczestnictwo w środowych nabożeństwach do Matki Nieustającej Pomocy. Ja dopiero teraz zrozumiałam niezwykłość Maryi. Przeczytałam na Jej temat wiele książek. I wiem, że za Jej pośrednictwem otrzymałam wiele łask.