Kto dziś wychowuje?

 

Jose Ortega y Gasset na to prowokacyjne pytanie dał prostą odpowiedź: „Każdy, kto rządził na tej ziemi, opierał swe rządy w głównej mierze nie na czymś innym, lecz na opinii publicznej” – przyrównał oczywistość tej prawdy do prawa grawitacji. Ta odpowiedź – skądinąd spójna z naszą wcześniejszą myślą o uznaniowym charakterze władzy i autorytetu – rodzi jednak kolejne oczywiste pytanie: Kto dziś rządzi opinią publiczną? I odpowiedź jest równie oczywista: mass media. A media w sprawie autorytetu i władzy bywają bardzo ambiwalentne i koniunkturalne. Dobitnie przekonuje o tym jeden ze znanych dziennikarzy, Maciej Iłowiecki. Wiąże on kwestię upadku autorytetów z rosnącym wpływem mediów i tym, że to one tworzą obraz rzeczywistości w większości ludzkich umysłów. I trudno się z tym nie zgodzić.
Dziś wychowaniem młodych ludzi – obok archaicznej trójcy: rodzina, szkoła i Kościół – zajmują się właśnie media, a głównie telewizja. Statystyki nie pozostawiają złudzeń. Choćby to, że w Polsce przeciętne dziecko przed ukończeniem siódmego roku życia spędza przed szklanym ekranem od dwóch do trzech tysięcy godzin, czyli minimum godzinę dziennie, nierzadko więcej niż z rodzonym ojcem. Dziecko w wieku od pięciu do dwunastu lat już od trzech do czterech godzin dziennie. Literatura przedmiotu obficie zaś opisuje takie zjawiska jak „elektroniczna niania”, „pacyfikator” dzieci czy różnego rodzaju medialne uzależnienia. Media stały się pedagogiem numer jeden, a prawda ekranu – prawdą czasu!
Tworzy to dość delikatną sytuację. Zdaniem Iłowieckiego media są zdolne zarówno do tworzenia pozornych autorytetów, jak i do niszczenia prawdziwych. Środki „załatwiania” w mediach kogoś są kwestią doskonale znanej wszystkim techniki, zwłaszcza w telewizji. Z drugiej jednak strony, bez pośrednictwa mediów prawdziwe autorytety też nie mogą zaistnieć: ktoś nieznany szerszej opinii publicznej przestaje być autorytetem albo jest nim na własny użytek. Tertium non datur.

Do tej pory opisywaliśmy tytułowe pojęcia niejako „od dołu”, tj. szukając ich naturalnych podstaw. Zrodziło to więcej pytań niż odpowiedzi, ale widać temat jest nośny, a im głębiej w las, tym więcej drzew. Na koniec spróbujmy jeszcze rzucić okiem na ten sam temat „od góry”, inspirując się Objawieniem zawartym w Ewangelii. Czytamy w niej słowa Jezusa: Ci, którzy uchodzę za władców narodów, uciskają  je, a ich wielcy daję im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługę waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich (Mk 10,42-44). Prostota tego przesłania jest jednocześnie urzekająca i porażająca: władza, która jest służbą, i autorytet, który jest uniżeniem. I co więcej, źródłem jednego i drugiego jest Bóg Ojciec: Nauka, które słyszycie, nie jest
moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca (J14, 24); czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczę o Mnie (J10,25). Tytułowa triada pojawia się więc znowu razem, lecz w zupełnie innym kontekście, we wnętrzu tajemnicy Trójcy Świętej. Nie ma to nic wspólnego z naturalnym ojcostwem, władzą czy autorytetem, które odruchowo podłożyliśmy pod tytułowe pojęcie.
Niewielu ludzi czy instytucji w historii zdołało ucieleśnić ten ideał, jakby paradoks w nim zawarty predestynował bardziej do rozminięcia się z nim niż jego realizacji. To nie znaczy, że zupełnie brak jest przykładów pozytywnych. Przeciwnie, przykładami są ludzie powszechnie znani i to z pierwszych stron gazet: Mahatma Gandhi, Matka Teresa z Kalkuty czy Jan Paweł II, wielcy przywódcy duchowi i światowe autorytety. Co jednak charakterystyczne, nieodzownym ich atrybutem była świętość życia.

W eseju pt. Czym jest autorytet? Hannah Arendt podkreśla, że słuszniej byłoby pytać, czym był autorytet. I sięgając do źródeł naszej cywilizacji, precyzyjnie uzasadnia swoje zdanie. Dziś wielu myśli podobnie, choć nie na skutek wnikliwych studiów, lecz ulegając zwykłemu pesymizmowi. Tylko nieliczni potrafią spojrzeć z nadzieją w przyszłość. Jednym z nich jest cytowany Ricoeur, który w obecnym kryzysie widzi szansę dla wspólnot chrześcijańskich, by bez kompleksów wzięły udział we współfundowaniu autorytetu i władzy, i to restytuując autorytet tekstów biblijnych i instytucji kościelnych. Chrześcijaństwo ma jeszcze wiele do dania światu, a ściślej wszystko, bo Ewangelia jak ziemia dziewicza jest wciąż otwarta dla nowych zdobywców. I ufamy, że po pokoleniu Kolumbów nastąpi nowe pokolenie, które być może ktoś nazwie dzisiejszą nazwą: pokoleniem Jana Pawła II.