• Mój świat oferuje mi bogactwo różnorodnych spraw – karierę, miejsce zamieszkania, dobra konsumpcyjne, podróże, wykształcenie. Po odrzuceniu tego, co jest grzechem, jak mam podejmować decyzje, co mam wybrać?  
  • Mógłbym wybierać na kilka sposobów. Po pierwsze, mogę podążać za kaprysem i modą. Pragnąc najnowszych ubrań, rozrywek i podróży, mogę pójść za tym, co wszyscy inni robią w dzisiejszych czasach.
  • Po drugie, mógłbym po prostu podążać za moim własnym wrodzonym smakiem. Jeśli wyrosłem kochając otwarte przestrzenie, to mogę wybrać mieszkanie na przedmieściu, po prostu dlatego, że tak mi się podoba, a nie z żadnych innych powodów. Jeśli moje naturalne preferencje prowadzą do poszukiwania pewnego określonego zawodu, mogę po prostu za tym pójść zakładając, że Bóg nie sprawiłby, bym pragnął czegoś, co miałoby być dla mnie szkodliwe.
  • Po trzecie, mogę określić sobie pewne konkretne cele, które pozwolą mi przekroczyć siebie, osiągnąć spełnienie i uczynić wiele prawdziwego dobra dla innych. Przykładowo, mógłbym mieć ambicję zostać sędzią wojewódzkim lub osiągnąć całkowitą, finansową niezależność czy też dokonać jakiś ważnych odkryć w genetyce. Następnie mógłbym czynić wszystko, aby ten cel osiągnąć.
  • Czwarty sposób będzie trudniejszy. Mogę zacząć od przesłanki, że ja nigdy nie zrobię niczego, co zniszczyłoby moją relację z Bogiem, lecz będę wybierał tylko to, na co pozwala mi moje sumienie. Następnie będę czekał, aby dowiedzieć się, czego Bóg oczekuje ode mnie.
  • Aby osiągnąć takie nastawienie muszę wierzyć, że mogę dowiedzieć się, jakie Bóg ma dla mnie plany i zaufać, że będę potrafił je poznać.
  • Będę również utrzymywał czujną równowagę wobec różnorodności wspaniałych rzeczy, które świat mi oferuje. Nie pozwolę sobie na przywiązanie się do żadnej z nich, aby skłaniała mnie ona do takiej lub innej decyzji. To będzie oznaczało, że nie podążę za pierwszą lub drugą metodą wyboru – robiąc to, co robią inni czy po prostu, idąc za moimi własnymi, wrodzonymi preferencjami – ani również za trzecią – przez określanie swoich własnych życiowych celów, nie pytając się Boga, czego On jako Stwórca oczekuje ode mnie. Mówiąc to innymi słowami: nie będę próbował przekonać Boga do tego, co uczyni mnie szczęśliwym (pozycja sędziego, mnóstwo pieniędzy czy też wspaniała naukowa kariera). Będę czekał, aby dowiedzieć się, jakie Bóg ma nadzieje względem mnie  i żył pełen zaufania, że to właśnie uczyni mnie szczęśliwym.
  • Oczywiście nie mogę być biernym i oczekiwać, że Bóg dotknie mnie w podobny sposób, jak uczynił to z Pawłem z Tarsu. Muszę się modlić, rozważać i korzystać z rady zaufanych przyjaciół. Muszę zwracać uwagę na to, w co obecnie angażuje się Kościół i czego oczekuje, a także na oficjalne nauczanie (Ojca Świętego, biskupów). Muszę próbować tego czy tamtego i zobaczyć, jak się w tym sprawdzam. Zawsze jednak będę miał nadzieję na odkrycie Bożych pragnień we mnie, Boga kształtującego moje życie, Boga urzeczywistniającego Królestwo Boże. Ufam, że dowiem się najpierw, czego Bóg pragnie, a następnie zadecyduję, jak ukształtuję własne pragnienia i jakiego dokonam wyboru.

Utrzymanie tego rodzaju obojętności wobec prawie nieskończonej ilości Bożych darów, czyni osobę wielką siłą dobra. Jaką jest ona potęgą, gdy nie zważa na miejsce zamieszkania, gdy tylko są realizowane oczekiwania Boga. Jaką potęgą jest ten, kto nie zważa na to, czy żyje bogato, czy nie, lecz tylko na realizację Bożej sprawiedliwości. Taka osoba naprawdę znajduje Boga we wszystkich rzeczach – Boga stwarzającego, Boga wprowadzającego pokój i sprawiedliwość we wszystko, Boga zatroskanego o to, aby nikt się nie zagubił, lecz wszyscy zostali doprowadzeni do Królestwa. v