Dieter-W. Allhoff, Waltraud Allhoff / slo

Chyba każdy wie, co znaczy lęk przed mówieniem: czy to podczas publicznych wystąpień, czy na egzaminie, czy w czasie nieprzyjemnej rozmowy z szefem. Jednemu „idzie na żołądek”, drugiemu „trzęsą się nogi”, trzeci ma „sucho w gardle”, komuś serce bije za mocno i za szybko, innemu pocą się ręce i brakuje tchu – te i wiele innych rzeczy się dzieje, kiedy mamy coś powiedzieć, a wszystko to bardzo utrudnia spokojne mówienie.

Trema wynika stąd, że mówienie jest odbierane jako sytuacja stresowa i podlega podobnym psychosomatycznym prawidłowościom, jak każda inna taka sytuacja (niebezpieczeństwo, konflikt itd.). Bodziec wywołujący lęk – nieznana publika albo pies szczerzący kły – mobilizuje w jednej sekundzie cały organizm i nastawia go na poważny wysiłek, a to ma wiele (zrozumiałych w momencie walki i ucieczki!) psychologicznych konsekwencji:

  • zmiana częstotliwości uderzeń serca i pulsu,
  • pocenie się,
  • przestawienie na oddychanie wysiłkowe (oddychanie górne),
  • wydzielanie cukru z wątroby do mięśni,
  • podniesienie poziomu krzepliwości krwi,
  • podniesienie ciśnienia krwi,
  • większe ogólne napięcie mięśniowe,
  •  podniesienie poziomu tłuszczów we krwi (przez wydzielenie kortyzolu)
  • i (niekiedy konieczne w takich przypadkach) zmiany hormonalne.

W kontekście sytuacji, kiedy coś mówimy, należy zwrócić uwagę przede wszystkim na zmiany hormonalne, a w tym wypadku charakterystyczny dla stresu podwyższony poziom adrenaliny i noradrenaliny. Ta zmiana jest m.in. odpowiedzialna za zaburzenia koncentracji i myślenia, co może bardzo utrudniać mówienie: istotne części wypowiedzi mogą wypaść z pamięci (znane zamroczenie egzaminacyjne), wątek się urwie, mówiący ugrzęźnie itd.

Nasze ciało nie potrafi rozróżniać między rozmaitymi sytuacjami bodźcowymi; reaguje prawie zawsze tak, jak w wypadku walki bądź ucieczki. Dlatego też pojawiają się reakcje, które w dużym stopniu utrudniają mówienie. (Medycy mówią o „niedopasowanej reakcji” organizmu). Te szkodliwe dla mówienia reakcje mogą wzmacniać tremę i przez to jeszcze bardziej utrudniać mówienie; do tego stopnia, że po czymś takim nie mamy najmniejszej ochoty na „podobne sytuacje”.

Naszym celem jest, żeby nie wycofywać się z sytuacji mówienia, mimo towarzyszącej tremy – żeby nie mówić wszędzie i zawsze tego samego! – a podczas mówienia (dotyczy to zarówno wystąpień publicznych, jak również egzaminu i rozmowy) trzymać tremę na wodzy, żeby nie doszło do takiego jej nasilenia, że zablokuje ona zupełnie proces myślenia, uniemożliwi „myślenie i mówienie” i zerwie wszystkie wątki wypowiedzi. Jeżeli mówiący widzi, że słuchacze wyłapują jego niepewność, to znaczy, że jego trema się nasila i niebawem przekroczy poziom krytyczny.

Co wtedy robić?


1. Zmienić własne nastawienie

 

Trema – jak widzimy – dotyczy prawie każdego (a przynajmniej tego, kto nie uważa bezkrytycznie, że jest najlepszy). Dla wielu wystarczy sama świadomość, że nie tylko oni mają z tym problem, ale że jest to coś bardziej ogólnego. W rzeczywistości jednak nie jest łatwo mówić we właściwym momencie zawsze to, co trzeba. Dotyczy to zarówno egzaminu, jak i trudniejszej rozmowy. Obawa przed mówieniem nie musi mieć od razu podłoża nerwicowego, ale może być zupełnie realna i uzasadniona.

Pierwszym krokiem w przezwyciężaniu tremy jest zaakceptowanie faktu, że w niektórych sytuacjach będziemy czuli niepewność, i nauczenie się, jak sobie z tym radzić. Nie oznacza to jednak, że należy zaakceptować wszystkie wspominane wyżej wewnętrzne i zewnętrzne reakcje – część z nich może (i powinna) być opanowana i zmieniona. Konieczna jest tutaj znajomość naszej reakcji w sytuacjach stresowych. Udział w kursie retoryki jest w stanie tu pomóc.

Powiedzmy wyraźnie: nigdy do końca nie usuniemy tremy (i nie o to chodzi!), ale możemy nauczyć się mówić mimo niej. Nie mogą nam jednak przeszkadzać w tym przesadne reakcje psychologiczne, dlatego:

2. Trzeba nauczyć się kontrolować reakcje somatyczne

Zostało wymienione wiele psychologicznych konsekwencji tremy. Na większość z nich podczas mówienia nie mamy bezpośredniego wpływu (choćby na nasze „hormony stresu” czy na to, że się pocimy).

Jednak –  mówiący może kontrolować i kierować dwoma obszarami: napięciem mięśniowym i oddechem.

Istnieje wiele znanych technik relaksacyjnych; wiele z nich odwołuje się do treningu autogenicznego (według Schultza) albo do „progresywnego radzenia sobie z napięciem mięśniowym” (według Jacobsona). Z reguły prowadzą one do tzw. głębokiego odprężenia, ale właśnie w retoryce nie ma na to miejsca. Głęboko odprężony mówca to kiepski mówca! Niemniej techniki te, aplikowane we właściwych proporcjach, pozwalają zredukować napięcie mięśniowe, a przez to uśrednić je do poziomu odpowiedniego dla mówienia.

Z pewnością najstarszym środkiem na tremę jest opanowanie właściwej techniki oddychania. U większości z nas w sytuacjach stresowych pojawia się automatyczna tendencja do przechodzenia na oddychanie wysiłkowe bądź płytkie. A oddychanie to przecież proces biologiczny, który przebiega zarówno nieświadomie, jak też może być sterowany świadomością. Medycy są tutaj zgodni: troska o oddech wpływa na wiele innych somatycznych procesów fizjologicznych. W ten sposób można się nauczyć posługiwać oddechem przy regulowaniu własnego poziomu napięcia. Sam oddech, adekwatny do sytuacji mówienia publicznego, pozwala kontrolować także inne męczące symptomy stresu.