Jak zwracać się do Boga?
Dziennik Ignacego naświetla pewien fragment Ćwiczeń, który komentatorzy zazwyczaj zaniedbują lub ignorują. Tymczasem cały paragraf poświęcony jest słowu jako przedmiotowi ogólnego rachunku sumieniu, „w celu oczyszczenia się i lepszego odbywania spowiedzi” (Ćd 32). Ignacy serio traktuje słowo, szczególnie słowo przysięgi z powołaniem się na Boga, i wymaga, by tym słowem posługiwano się zgodnie z prawdą i z uszanowaniem (por. Ćd 38). Stąd rozróżnienie, które czyni między przysięganiem na Stwórcę – przez przyzywanie na świadka Boga – i przysięganiem na stworzenie, a więc na jakąś rzeczywistość stworzoną jako dzieło Boże.
Ignacy zauważa, że osobom znajdującym się na wyższym szczeblu doskonałości można łatwiej pozwolić przysięgać na stworzenia niż tym, które są niedoskonałe. Jego zdaniem przysięganie na stworzenie niesie ze sobą ryzyko, że się nie wyrazi wystarczająco uszanowania i czci Stwórcy jak wtedy, gdy się przysięga na samego Stwórcę i Pana (por. Ćd 39). Osoby bowiem doskonałe, które umieją dostrzec w każdym stworzeniu obecność Stwórcy, mogą bez uszczerbku dla prawdy i dla szacunku względem Boga przysięgać na stworzenia, w przeciwieństwie do niedoskonałych, które nie potrafią kontemplować tej obecności Stwórcy w stworzeniu. Ignacy, podobnie jak i jemu współcześni, o wiele łatwiej identyfikuje słowo z rzeczą, którą oznacza. Dlatego też nie tylko imię Boga przyzywa Jego obecność, ale również słowo zwrócone na stworzenie przypomina o obecności Stwórcy.
Powyższy fragment Ćwiczeń, który możemy bezwiednie przeoczyć, ponieważ wydaje się obcy naszemu sposobowi myślenia, stanowi wprowadzenie do kontemplacji Boga we wszystkich rzeczach. Widzieć Boga we wszystkich rzeczach, to widzieć Go także w słowie, które objawia Boga. Takim sposobem ten mały traktat o słowie przy okazji omawiania ogólnego rachunku sumienia nie jest bynajmniej obcym wątkiem w książeczce Ćwiczeń, lecz jej integralną częścią, zapowiadającą kontemplację Ad amorem i drugi sposób modlitwy.
Drugi sposób modlitwy
W drugi sposób modlitwy Ignacego wkomponowany jest mechanizm słowa: znaczenie każdego słowa modlitwy, porównywanie go z innymi słowami, konotacje smaku i pociechy. Żeby objaśnić tę drogę modlitwy terminami lingwistycznymi, za punkt wyjścia trzeba wziąć fakt, że słowo rzadko jest jednoznaczne treściowo. Ignacy definiuje sens używanych przez siebie słów: „Pod tym mianem «ćwiczenia duchowne» rozumie się…” (Ćd 1). Bez tej definicji słowo „ćwiczenia” mogłoby równie dobrze oznaczać przechadzkę, marsz czy bieg, jak i medytację, kontemplację bądź modlitwę. Podobnie jak wyrażenie „ćwiczenia duchowne”, w kontekście słów: „by znaleźć wolę Bożą w takim uporządkowaniu swego życia…”, mogłoby oznaczać monastyczną modlitwę kontemplacyjną.
By nabrać pełnego znaczenia i w pełni funkcjonować, słowo musi być osadzone w polu semantycznym, które nadaje mu sens poprzez grę współzależności i przeciwieństw. Jedno słowo więc pociąga za sobą inne słowa, które stworzą mu jego mały świat. Piękny przykład w tym względzie dają nam Ćwiczenia. Ignacy zwraca uwagę na doniosłość pójścia za wezwaniem dobrego króla, bo „jakże bardzo byłby godny nagany i potępienia ze strony wszystkich jako rycerz przewrotny i tchórzliwy” ten, który by na to wezwanie nie odpowiedział. W wyrażeniu un perverso caballero mamy przeciwieństwo absolutnej lojalności i odwagi rycerza szlachetnego. Jednak tłumacze Ignacego zacierają wyrazistość środowiska społecznego. Przekład z 1548 roku proponuje: „tchórzliwy żołnierz”, ale to wyrażenie nie kojarzy się ze światem rycerskim, lecz ze środowiskiem wojskowym, gdzie nie oczekuje się brawury i lojalności, ale wypełnienia obowiązku. Przekład zwany prima do słowa „żołnierz” dołącza słowo „poddany”: „Byłby uważany za godnego nagany taki poddany i żołnierz” (por. Ćd 94). Przez użycie słowa „poddany” nie ma już mowy o samym tylko środowisku wojskowym, podkreśla się natomiast, że żołnierz ma być poddanym i wykonywać rozkazy. W ten sposób jesteśmy jeszcze dalej od wzniosłego wizerunku rycerza rozmiłowanego w służbie swego króla.
Jednak autor Ćwiczeń niejednokrotnie ogranicza semantyczne pole słów. Chodzi zwłaszcza o słowa modlitewne w sakralnych tekstach takich modlitw jak Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wierzę itp. W czasie godzinnego rozmyślania medytujący może się zatrzymać na danym słowie „tak długo, jak długo będzie znajdywać [różne] znaczenia, porównania, smak i pociechę w rozważaniach odnoszących się do tego słowa” (Ćd 252). Mechanizm lingwistyczny, będący nośnikiem drugiego sposobu modlitwy, został wyraźnie wskazany przez terminy: znaczenia i porównania, smak i pociecha. Tekst literacki, który nam się podoba, poemat, który nas zachwyca, sprawiają nam przyjemność w czytaniu. Czytający jednak nie jest nigdy w pełni pasywny w stosunku do tekstu, lecz jest jego współtwórcą w tym znaczeniu, że sens lektury to rezultat współtworzenia czytanych słów i rozumienia ich przez czytającego.
Większość tekstów Ćwiczeń zapisanych jest w trzeciej osobie, są jednak i takie, w których użyto pierwszej bądź drugiej osoby w celu zaangażowania w dialog czytelnika. Wszystkie teksty, proponowane przez Ignacego dla drugiego sposobu modlitwy, zapraszają do rozmowy między ja i ty.
Modlący się powinien pamiętać, że rozważane słowo modlitwy nie jest wyrazem ze słownika, ale narzędziem komunikacji. Ignacy uprzedza, by „nie pozwalać sobie chodzić tu i tam” i „nie starać się iść dalej”, gdy się znajdzie w jakimś słowie smak i pociechę, ponieważ wieloznaczność słów może łatwo prowokować rozproszenia. Nie byłoby jednak wskazane stosowanie procedur lingwistycznych, żeby dotrzeć do wszystkich znaczeń jakiegoś wyrazu, na przykład chcieć się zatrzymać na czasowniku „wierzę” z wszystkimi przyimkami, jakie mogą mu towarzyszyć. Ta uwaga oznacza, że drugi sposób modlitwy zakłada u modlącego się pewną wiedzę, przede wszystkim wiedzę biblijną, by na przykład napotkawszy w modlitwie słowo „godzina”, nie zatrzymywał się na owych sześćdziesięciu minutach, które to słowo oznacza, ale objął myślą całą rozpiętość „godziny”, znanej nam z przekazu św. Jana o wydarzeniu Męki Pańskiej.
Ignacy nie zadowala się tylko znaczeniami słowa, ale dokonuje także porównań. Ponieważ cały sposób omawianej tu modlitwy związany jest ściśle z lectio divina, porównania te często wywodzą się z Biblii. W Ojcze nasz Ojciec może być porównywany z ojcem marnotrawnego syna bądź z ojcem Izaaka czy Absaloma, nie wyłączając ojca znanego nam z osobistego doświadczenia. To są właśnie te znaczenia i porównania w rozmyślaniach, które winny ożywiać spotkanie i dialog z Panem, nawet jeśli ów dialog jest w dalszym ciągu słuchaniem tego, co Bóg ma nam do powiedzenia.
Stwierdziliśmy uprzednio wielkie zaufanie Ignacego do słowa, które może stać się miejscem obecności Boga. Znamy z doświadczenia przyjemność czerpaną z lektury tekstu. Z przyjemnością czytamy pierwszy czy kolejny raz książkę, czasopismo bądź fragment listu czy dziennika. Jan Gerson – któremu Ignacy przypisywał dziełko O naśladowaniu Chrystusa, swoją ulubioną codzienną lekturę – mówił, że człowiek nie będzie sądzony na podstawie swojej wiedzy, lecz swojego serca i konsekwentnie nie powinien niczego studiować ani czytać, co nie byłoby wprost lub pośrednio przyporządkowane rozpalaniu pobożności. W średniowieczu chętnie powtarzano powiedzenie: Non tam scientiam quam saporem („Nie tyle dla wiedzy, co dla smakowania”).
Ignacy wpisuje się w tę tradycję, ale można łatwo popaść w błąd odnośnie do rozumienia jego myśli. Słowo „smak” sprowadza nas od razu na semantyczne pole wykwintnych potraw, a „pociecha” kojarzy się z odczuwalną ulgą w cierpieniu. Ignacemu jednak niekoniecznie chodzi o sferę fizycznych doznań. Gdy w Bożych słowach odkrywamy serce Boga, nasze spojrzenie na świat, na siebie, na nasze życie zostaje naznaczone wzrostem wiary i nadziei. Wtedy traci na znaczeniu cierpienie fizyczne, obecność bądź nieobecność przyjemności w czytaniu.
Zażyłość ze słowami Boga powoduje za to wzrost pewności, której nic nie może nam odebrać. Jest zatem czymś normalnym, że pociecha w sensie ignacjańskim może stwarzać preferencyjne powiązanie z takim czy innym słowem. Słowo, które jednemu nie mówi nic, dla drugiego może być streszczeniem wszystkich możliwych osobistych doświadczeń z Bogiem. I nie ma w tym nic dziwnego, bo kiedy Bóg pochyla się nad ludźmi, słowo jest dla Niego środkiem, za pomocą którego wyraża swe upodobanie. Stąd trzeba, byśmy szukając spotkania z Bogiem, czynili to słowami Jego Słowa.