Posłaniec, marzec 2010
Ryszard Fenigsen
Współczesna medycyna wydłużyła nie tylko przeciętny czas ludzkiego życia, lecz także umierania. Lekarze i rodzina coraz częściej stają wobec dylematu, czy dana forma leczenia i podtrzymywania przy życiu danej osoby służy jeszcze jej dobru, czy też jest formą tzw. uporczywej terapii, przedłużającej niepotrzebnie cierpienie i niepozwalającej na spokojne przejście z tego świata do wieczności. I czy – idąc nieco dalej tym tokiem myślowym – nie powinno się zezwolić w niektórych przypadkach na skrócenie życia człowieka umierającego przez zastosowanie jakiejś formy eutanazji?
Zrezygnować z leczenia
Uporczywa terapia to – mówiąc skrótowo – terapia nieuzasadniona, która nie służy ogólnie pojętemu dobru pacjenta, lecz sztucznie przedłuża proces jego nieuchronnego umierania. Powiększa przez to cierpienia, nie przynosząc pożądanego efektu. Co więcej, często jest wyrazem negacji naturalnego charakteru śmierci oraz próbą oszukania pacjenta w stanie terminalnym oraz jego rodziny przez uciekanie się do interwencji leczniczych i tak z góry skazanych na niepowodzenie. Człowiek nie ma obowiązku poddania się takiej „terapii”, a lekarz nie jest zobowiązany do jej stosowania. Jak bowiem mówi instrukcja Kongregacji Nauki Wiary z 1980 r. Iura et bona: Gdy zagraża śmierć, której w żaden sposób nie da się uniknąć przez zastosowanie dostępnych środków, wolno w sumieniu podjąć zamiar zrezygnowania z leczenia, które może przynieść tylko niepewne i bolesne przedłużenie życia, nie przerywając jednak zwykłej opieki, jaka w podobnych wypadkach należy się choremu. Nie stanowi to powodu, dla którego lekarz mógłby odczuwać niepokój, jakoby odmówił pomocy komuś znajdującemu się w niebezpieczeństwie.
Przekładając powyższą zasadę na szczegółowe przypadki, należy stwierdzić, że w stanie agonalnym i przedagonalnym lekarz winien odstąpić od takich czynności, jak: transport chorego do szpitala (w sytuacji kiedy znacznie nasili on cierpienie i z dużym prawdopodobieństwem może spowodować zgon pacjenta), chemioterapia (gdy okazuje się nieskuteczna, pogarsza stan chorego i nasila jego cierpienie z powodu przykrych objawów ubocznych), nazbyt ryzykowne zabiegi operacyjne, uporczywe wykonywanie upustów płynów z jam ciała w krańcowym stadium choroby nowotworowej, zabiegi endoskopowe, naczyniowe (np. udrażnianie naczyń wieńcowych serca w niektórych ciężkich stanach terminalnych), dializowanie uremików, operacyjne udostępnianie naczyń żylnych w celu podawania pozajelitowo leków, płynów i substancji odżywczych, umieszczanie umierającego na oddziale intensywnej terapii, próba sztucznego przedłużania życia chorego przez podawanie pozajelitowe kosztownych środków odżywczych, reanimacja, stosowanie respiratora, tlenoterapii, kardiowersji elektrycznej i kardiostymulacji w stanie śmierci klinicznej u krańcowo wyniszczonego chorego w stanie terminalnym z powodu choroby o jednoznacznie złym rokowaniu, kiedy istnieje pewność, że działanie takie nie może mu pomóc. Wszystkie te czynności tracą sens w obliczu nieuchronnej śmierci i są wyrazem przemocy wobec bezbronnego pacjenta, któremu aplikuje się uciążliwe i stresogenne działania medyczne, zamiast umożliwić spokojne przechodzenie do domu Ojca. Przykładem zastosowania prawa o odstąpieniu od terapii nieuzasadnionej było umieranie Jana Pawła II, który w ostatnich godzinach swego życia nie wyraził zgody na przewiezienie go do szpitala. W myśl ogólnej zasady człowiek ma bowiem prawo do śmierci we własnym domu, otoczony gronem najbliższej rodziny i przyjaciół.