Modlitwa psalmami to obok innych elementów, jak rozmyślanie, duch ascezy i ofiary oraz dobre uczynki, najlepsze przygotowanie do Eucharystii i jej dopełnienie. Łącząc Ofiarę zbawczą Jezusa z ofiarą chwały składaną Bogu Jego słowami, chrześcijanin uczestniczy pełniej w kapłańskim urzędzie Jezusa i przyczynia się do tego, by wszelkie ciało wielbiło Jego święte Imię zawsze i na wieki.

 

W Starym Przymierzu Bóg Stwórca przypominał niejednokrotnie Izraelitom, że to On jest Panem wszystkich istnień i wszystko do Niego należy i od Niego zależy. Wyrazem tej zależności było składanie Bogu w ofierze części dóbr materialnych, których z łaski Boga człowiek używał. Dokonywało się to według dokładnie przepisanego rytuału. Wśród wielu składanych ofiar najważniejszymi były poranna i wieczorna. Towarzyszyły im modlitwy chwalebne, dziękczynne, błagalne i przebłagalne. Pobożni Izraelici, którzy w czasie składania ofiar nie mogli być w świątyni czy – później – w synagodze, uwielbiali wtedy Boga tam, gdzie przebywali, akcentując zwłaszcza modlitwę poranną i wieczorną. W ten sposób do ofiar ze zwierząt i płodów roli składano Bogu w ofierze także część czasu, który w całości i tak jest Jego własnością. Także Jezus, zawsze spełniający wolę Ojca, modlił się według świadectwa Ewangelistów szczególnie rano (por. Mk 1, 35), wieczorem (por. Mk 6, 46), a także w nocy (por. Łk 6, 12). Apostołowie ujęci Jego modlitwą, prosili Go: Panie, naucz nas modlić się… (Łk 11, 1). Nauczył więc ich i nas modlitwy Pańskiej i powiedział nadto, że zawsze powinniśmy się modlić (por. Łk 18, 1), czyli – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – trwać w duchu modlitwy. A o swojej postawie trzeba niejako „dawać znać” (i to często) Bogu i ludziom .

Po Wniebowstąpieniu i Zesłaniu Ducha Świętego Apostołowie z całym pierwotnym Kościołem uwielbiali Boga wspólnie wiele razy na dzień, trwając na modlitwach według zwyczaju ludu wybranego Starego Przymierza w świątyni i w synagogach, a potem i w domach prywatnych. Modlitewne czuwania miały też miejsce w nocy z soboty na niedzielę dla uczczenia Zmartwychwstania, a z biegiem czasu, gdy nasiliły się prześladowania za wiarę, przy grobach męczenników w rocznicę ich śmierci, czyli narodzin dla nieba.
Od wieku IV, gdy Kościół mógł oddawać publiczną cześć Bogu, wierni gromadzili się wokół biskupa w katedrze, a z biegiem czasu i w innych świątyniach, z reguły głównie dwa razy dziennie oraz na wspomniane już nocne czuwania – Wigilie.
Częściej gromadziły się na modlitwę wspólnoty ascetyczne męskie i żeńskie. W ich modlitwach uczestniczyli też nierzadko wierni świeccy.
Z czasem (między innymi na skutek utrzymania języka łacińskiego w oficjalnej modlitwie Kościoła, która się rozwijała i formalizowała), w modlitwie tej zanikł udział wiernych świeckich. Obowiązek i potrzebę wspólnotowego oddawania czci Bogu wypełniano przez udział w rozmaitych nabożeństwach. Nazywano je pobożnością ludową w odróżnieniu od oficjalnej, liturgicznej. Stara tradycja wspólnej modlitwy porannej i wieczornej przetrwała ostatecznie głównie w dni niedzielne i świąteczne. Ukształtowała się ona w ten sposób, że rano lub przed południem uroczyście uczestniczono we Mszy świętej, doskonałej zbawczej Ofierze, która zastąpiła ofiary starego porządku, po południu zaś w jedynej ocalałej dla ogółu wiernych modlitwie kanonicznej w języku ojczystym, w Nieszporach. Mszę odprawiano w języku łacińskim, a więc tylko specjalnie przygotowane grupy mogły w niej z pełnym zrozumieniem uczestniczyć. Ogół wiernych zwykle „nabożnie słuchał” według drugiego przykazania kościelnego, które brzmiało wówczas: „Mszy świętej w niedziele i święta nabożnie słuchać”. Często podczas Mszy świętej śpiewano pieśni, które nawiązywały do poszczególnych jej części, ale zdarzało się też, że śpiewano po prostu godzinki lub odmawiano różaniec, przerywając tylko na Podniesienie. Nieszpory natomiast, choć nie miały charakteru oficjalnego, wyrażały śpiewem psalmów i hymnów w języku ojczystym więź człowieka wierzącego z Bogiem, Stwórcą i Odkupicielem i przez długie wieki wierni gromadzili się na nich licznie.
Kościół odczuwał jednak anachronizm podziału służby Bożej na oficjalną liturgiczną i ludową, która zresztą coraz częściej przybierała formy paraliturgiczne. Rodziły się więc rozmaite inicjatywy oddolne i odgórne, zmierzające do tego, by przywrócić pierwotną modlitwę liturgiczną całego ludu Bożego. Sobór Watykański II w Konstytucji o liturgii podsumował istniejące tendencje i wytyczył kierunki reformy wspólnotowej modlitwy Kościoła. Wprowadzenie języka narodowego do całej liturgii zmieniło i pogłębiło udział wiernych we Mszy świętej, natomiast możność sprawowania Eucharystii o każdej porze zminimalizowała rangę Nieszporów jako modlitwy wieczornej Kościoła lokalnego.
Dziś powoli w wielu ruchach i wspólnotach odradza się wspólne odmawianie poszczególnych godzin modlitwy liturgicznej, ale daleko chyba do tego, by stało się to powszechną praktyką duszpasterską. Niektóre zgromadzenia zakonne próbują nieśmiało zachęcać świeckich do pełnego udziału w sprawowanej przez nie Liturgii Godzin. Natomiast zrozumienie sensu liturgicznego uświęcania czasu wyraża się między innymi i w tym, że coraz bardziej upowszechniają się tak zwane brewiarze dla świeckich, wykorzystywane także w modlitwie indywidualnej dla ściślejszej łączności z modlącym się Kościołem, który pragnie, by ten rodzaj modlitwy stał się modlitwą całego ludu Bożego.

Waga psalmów

Przed kilkudziesięciu laty jeden z propagatorów świeckiej piosenki religijnej, o. Aimé Duval SJ, słuchając, o czym śpiewają młodzi ludzie we Francji, zapragnął, by wśród opiewania piękna i dramatu ziemskiej miłości oraz rozważania jasnych i ciemnych stron doczesnego bytowania, zacząć śpiewać też i o Bogu. Hasło: „Bóg ma być obecny także w piosence śpiewanej poza świątynią” rozszerzyło się szybko w Kościele, a sam o. Duval znalazł rychło naśladowców, zwłaszcza wśród konsekrowanych mężczyzn i kobiet. Twórczość tego rodzaju, zresztą na ogół dość udaną, prezentował w swoim czasie w Polsce śpiewnik ks. Stanisława Sierli Śpiewajmy Panu. Piosenki przyjęły się szybko wśród młodzieży nie znającej już łaciny, a niezbyt przekonanej do często archaicznych w formie pieśni śpiewanych dotychczas w świątyniach. I stało się coś, co nie leżało zapewne w zamiarach o. Duvala i jemu podobnych. Nie tylko Bóg wszedł do piosenki, ale piosenka weszła też do świątyni. I gdyby była to jeszcze piosenka wartościowa! Namnożyło się jednak, jak grzybów po deszczu, twórców bardzo miernych tekstów i często niemal szlagierowych melodii, które stały się chlebem powszednim naszych nabożeństw, z Eucharystią włącznie. Przy nie zawsze wysokiej kulturze muzycznej duchownych nie słuchano zaniepokojonych głosów tych, którym na sercu leżała ranga sacrum w liturgii. Piosenki, które doskonale spełniają swą rolę na pielgrzymce, na katechizacji czy przy ognisku, najczęściej nie potrafiły wprowadzić pogłębienia zrozumienia sacrum w kulcie.
Nie można było jednak poprzestać tylko na krytyce. Należało stawiać kompozytorom i wykonawcom ambitniejsze zadania, a autorom tekstów zwrócić uwagę na konieczność sięgnięcia do źródeł naszej pobożności publicznej i prywatnej. Na ponowne odkrycie czekały psalmy. Mimo wszystkich reform przetrwały one spokojnie w odnowionej Liturgii Godzin, niezależnie w jakim kierunku ona poszła. Nie można sobie wyobrazić godzin kanonicznych bez psalmów.

Skąd płynie tak wielka waga psalmów? Przede wszystkim są to teksty natchnione! W psalmach zawiera się cała historia miłości Boga do człowieka. Została ona objawiona w księgach Starego i Nowego Testamentu. To, co w Starym Testamencie jeszcze jest jakby nie do końca powiedziane, staje się jasne, gdy skonfrontuje się je z przesłaniem Nowego. W języku biblistów nazywa się to „latet – patet”, to znaczy: „ukryte” (w Starym)
– „jawne” (w Nowym).

Izraelici, naród grający i śpiewający, widzieli, jak psalmy powiązane były z resztą Biblii. Odpowiadali nimi na czytanie Tory w synagogach. Wyśpiewywali w nich chwalebne i niechwalebne dzieje swego narodu oraz problemy konkretnego człowieka. Niektórzy z pewnością wczytywali się w treści prorocze (potwierdzone przez Jezusa słowami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach (Łk 24, 44), oczekując z tęsknotą przyjścia Mesjasza. Księga Psalmów nie była zresztą dla nich tylko podręcznikiem do modlitwy, ale także opisem i świadectwem modlitewnego doświadczenia przodków. Każdy psalm, jeśli nawet nie zwracał się wprost do Boga, o Nim mówił albo był wypowiadany wobec Niego czy wreszcie wobec ludzi, którzy potrzebowali Bożego pouczenia.