2. Zaangażowanie uczniów

Po kontemplacji inicjatywy Jezusa w życiu uczniów zwróćmy uwagę na ich zaangażowanie i posłuszeństwo. Uczniowie zaraz wsiedli do łodzi i zaczęli się przeprawiać na drugi brzeg. Kiedy oddalili się znacznie od brzegu, nagle zerwał się przeciwny wiatr, który miotał łodzią.

Kontemplujmy w modlitwie tę niebezpieczną sytuację, w jakiej znaleźli się uczniowie. Zauważmy podnoszący się przeciwny wiatr, przyglądajmy się wzrastającym falom, dostrzeżmy zapadające ciemności nocy. W sercach uczniów budzi się niepokój, lęk i zwątpienie. Nie przestają jednak płynąć na drugi brzeg, zgodnie z życzeniem Jezusa. Zmagają się zarówno z żywiołami przyrody, jak i z wewnętrznymi odruchami niepewności, lęku i niewiary.

Oddanie Jezusowi inicjatywy w naszym życiu nie oznacza bynajmniej naszej bierności i bezczynności. Aby przyjąć zbawcze działanie Jezusa i dostosować do niego nasze życie, konieczne jest nasze zaangażowanie, nasz wysiłek, nasza wola walki. Jezus odsłania uczniom swoje plany, wysyła ich z misją, ale sam oddala się na górę, jakby chciał się wycofać. Zostawia uczniom pole działania.

Jezus zawsze daje uczniom pole do działania. Chrystus nie traktuje ich jak marionetki, których każdy gest został szczegółowo zaplanowany i wyreżyserowany. Posłuszeństwo Jezusowi w naszym życiu ma zrodzić naszą inicjatywę, nasze zaangażowanie, naszą wolę zmagania.

Wola walki konieczna jest szczególnie wówczas, kiedy napotykamy na trudności, przeszkody i niepowodzenia w wypełnianiu zadań danych nam przez Jezusa. Nasza postawa w takich właśnie chwilach najpełniej objawia nasze zaangażowanie w realizację inicjatywy Jezusa.

Obraz uczniów przeprawiających się na drugi brzeg jeziora pośród ciemności nocy, pośród wzburzonych fal i przeciwnego wiatru może być nam bardzo bliski. Ta metafora wiernie oddaje nasze życie, nasze codzienne zmagania, trudy i walki.

W obecnej kontemplacji chciejmy sobie przypomnieć nasze najważniejsze zmagania wewnętrzne i walki duchowe w historii naszego życia. Przypomnijmy sobie szczególnie te walki i zmagania, które wydawały się być naszym bezsilnym wiosłowaniem bez wiary w dopłynięcie do brzegu, wszystkie doświadczenia smutku, zniechęcenia, zwątpień czy może nawet rozpaczy. Przywołajmy w pamięci te momenty, w których czuliśmy się jak człowiek zagubiony pośród nocy, który zapomniał, iż niebawem nadejdzie ranek.

Przypomnijmy sobie także wzburzone fale naszych nieuporządkowanych uczuć i namiętności uderzających w łódź naszego życia: wewnętrzny gniew, złość, osamotnienie, smutek, bezsilną irytację, poczucie krzywdy, odrzucenia, niezrozumienie innych, różnorodne pożądania i głody zmysłowe itp.

Zauważmy, że w tych trudnych sytuacjach dalszy wysiłek, walka i trud wydawały się nam nieraz bezsensowne i bezowocne. Skłonni byliśmy wówczas zaprzeczyć obecności Jezusa. W duszy rodziła się pokusa zwątpienia i ucieczki. Zapytajmy siebie, czy byliśmy w tych trudnych chwilach wytrwali? Czy nie rezygnowaliśmy łatwo z dalszych zmagań i wysiłku? Czy byliśmy wierni? Przepraszajmy Jezusa za naszą małą wiarę, z powodu której ulegaliśmy być może uczuciom niepokoju, zwątpienia i lęku o siebie.

3. Wyszedł na górę, aby się modlić

Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Gdy uczniowie wysłani przez Jezusa zmagali się z ciemnościami nocy, ze wzburzonymi falami, z przeciwnym wiatrem, z własnymi lękami i zwątpieniem, On sam udaje się na modlitwę. Modli się całą noc, aż do czwartej straży nocnej.

W naszej kontemplacji chciejmy przedstawić sobie Jezusa przebywającego w samotności na górze. Wsłuchajmy się w ciszę nocy przerywaną odgłosami wydawanymi przez zwierzęta prowadzące nocne życie. Wyobraźmy sobie, jaką postawę ciała przyjmuje Jezus. Chciejmy wsłuchać się w słowa Jego modlitwy. Prośmy, aby dane nam było sercem i myślą towarzyszyć Jezusowi w Jego modlitwie zanoszonej za uczniów, którzy w tym samym czasie zmagają się na pełnym jeziorze. W czasie naszej kontemplacji chciejmy nasycić się, chciejmy ucieszyć się pełnym sercem obrazem Jezusa modlącego się za nas na górze w nocnych ciemnościach.

Chrystus modlący się na górze za uczniów podobny jest do Mojżesza, który modli się za swój lud, gdy ten walczy z Amalekitami. Gdy ręce Mojżesza były wyciągnięte ku górze, Izrael zwyciężał. Gdy jego ręce ze zmęczenia opadały, zwyciężał nieprzyjaciel. Jezus nie tylko naucza uczniów i daje im przykład doskonałej służby Ojcu i ludziom, ale także nieustannie modli się za nich.

Modlitwa za uczniów zanoszona podczas Ostatniej Wieczerzy jest ukoronowaniem tej modlitwy, którą Jezus zanosił za nich całe swoje życie. Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno. Dopóki z nimi byłem, zachowywałem ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, i ustrzegłem ich, a nikt z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia (J 17, 11–12).

Kontemplujmy Jezusa, który nieustannie modli się za swoich uczniów; modli się w nocy na górze, modli się w Świątyni Jerozolimskiej, modli się w Wieczerniku, w Ogrójcu, modli się na krzyżu. A teraz nieustannie modli się za nas siedząc po prawicy swojego Ojca.

Dziękujmy Mu za Jego wierne trwanie dla nas i za nas przed swoim Ojcem. Prośmy, abyśmy doświadczyli wewnętrznie, iż jesteśmy nieustannie obecni w Jego modlitwie zanoszonej do Ojca. Prośmy także o głęboką ufność w moc Jego wstawienniczej modlitwy.

Modlitwa Jezusa nie ogranicza się jedynie do krótkiego pobożnego westchnienia do Ojca, ale jest długim wiernym trwaniem w Jego obecności. Patrząc na Jezusa, trwającego przed Ojcem, prośmy o pragnienie modlitwy rozumianej jako wierne trwanie przed Bogiem. Swoim wiernym trwaniem przed Ojcem w nocnej samotności Chrystus uczy nas wytrwałej, przedłużonej modlitwy.

Szczególnym miejscem, w którym spełnia się nasze bycie uczniami Jezusa, jest właśnie modlitwa. Modlitwa, niezależnie od formy i metody, jest naszą najważniejszą czynnością. G. Bernanos w dramacie Dialogi karmelitanek wkłada w usta starej przeoryszy słowa skierowane do kandydatki: Moja córko, nie jesteśmy przedsiębiorstwem umartwienia, ani przybytkami cnót, jesteśmy domami modlitwy. Tylko modlitwa usprawiedliwia nasze istnienie. Kto nie wierzy w modlitwę, może nas uważać jedynie za oszustki albo pasożyty. Gdybyśmy to powiedziały szczerze bezbożnikom, zrozumieliby nas lepiej.

Jezus to pierwszy dom modlitwy, namiot spotkania dla tych, którzy pragną zbliżyć się do Ojca. To właśnie w Jezusie, przez Niego i w Nim my również stajemy się domami modlitwy, stajemy się namiotami spotkania z Ojcem.

Kontemplujmy Jezusa modlącego się za nas na górze. Prośmy o wielkie pragnienie naśladowania Go. Prośmy o głęboką świadomość, że istota życia chrześcijańskiego realizuje się w mozolnym i wytrwałym trwaniu na modlitwie.

Nasze trwanie przed Bogiem na wzór Jezusa nie może być jednak ucieczką od życia; nie może być szukaniem błogiego spokoju. Trwanie przed Bogiem na modlitwie nie rozwiązuje bynajmniej automatycznie naszych wewnętrznych trudności, lęków i niepokojów.

G. Bernanos we wspomnianym dramacie mówi ustami jednej z sióstr zakonnych: Nasz dom nie jest domem pokoju. To dom modlitwy. Osoby poświęcone Bogu nie gromadzą się, aby zażywać pokoju, lecz starają się wyjednać go dla bliźnich. Nie mamy czasu radować się tym, co dajemy.

Towarzyszenie Jezusowi na modlitwie, naśladowanie Go w dialogu z Ojcem zrodzi w nas odwagę naśladowania Go w całym Jego życiu, także w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia (ĆD 98).