4. Odwagi, Ja jestem!
Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!
Apostołowie zaangażowani w walkę z przeciwnym wiatrem, ze wzburzonymi falami, z ciemnościami nocy nie rozpoznali Jezusa przychodzącego do nich po wodach jeziora. Zbliżającego się do nich Mistrza uznali za zjawę budzącą strach. Ponieważ całą otaczającą ich rzeczywistość odbierali przez pryzmat własnych obaw, również na Jezusa patrzyli poprzez własne lęki. Okrzyk, jaki wyrwał się z ich ust, nie był wyrazem radości i zachwytu, ale obawy i przerażenia.
W obecnej kontemplacji chciejmy wpatrzeć się w Jezusa kroczącego po falach wzburzonego jeziora. Zauważmy, jak Chrystus stąpa po wodzie, a ona Go nie pochłania, ale unosi. Zwróćmy także uwagę na fale i silny wiatr, którym Jezus stawia czoła idąc po wodach jeziora. Przypatrzmy się lękowi uczniów, który zrodził w nich na widok zbliżającej się postaci. Chciejmy wsłuchać się w ich okrzyki pełne niepokoju i przerażenia.
Człowiek, który żyje w lękach i poddaje się im, fałszywie odczytuje całą otaczającą go rzeczywistość. Przykrawa ją do subiektywnie przeżywanych zagrożeń. Człowiekowi pogrążonemu we własnych lękach, wszystko zagraża. Zagrożeniem wydaje mu się także sam Bóg. Jezus przychodząc do swoich uczniów pragnie rozproszyć ich obawy i lęki: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!
Czego nie mamy się lękać? — pyta Jan Paweł II w swojej książce Przekroczyć próg nadziei. I odpowiada: Nie mamy się lękać prawdy o nas samych. Tę prawdę zobaczył naocznie Piotr pewnego dnia i powiedział do Jezusa: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny (Łk 5, 8).
Nie mamy się lękać prawdy o nas samych. Nie mamy się lękać prawdy o naszej słabości i ludzkiej ułomności, o naszej małej wierze; nie mamy się lękać prawdy o naszej ubogiej i mało bezinteresownej miłości; nie mamy się lękać prawdy o naszych wielorakich uwikłaniach moralnych, prawdy o naszych nałogach; nie mamy się lękać prawdy o naszych zranieniach i skrzywdzeniach emocjonalnych.
Jezus przychodzi do nas pośród ciemności naszych nocy, aby pomóc nam odsłonić i wyznać prawdę. Najpierw prawdę o naszym zalęknionym i zagubionym sercu, prawdę pisaną przez małe p. Ale ta właśnie prawda — przez małe p — spontanicznie naprowadzi nas na Prawdę pisaną przez duże P. Sam Jezus powie o sobie: Ja jestem Prawdą.
Dopiero prawda o człowieku w łączności z Prawdą o Bogu–Człowieku daje pełne wyjaśnienie naszej sytuacji. Jeżeli odgrodzilibyśmy się od Jezusa i zamknęli w nas samych, wówczas prawda o słabości stałaby się jedynie pół–prawdą, czy nawet wręcz kłamstwem.
Może okazać się rzeczą bardzo niebezpieczną odsłanianie ran ludzkich słabości, jeżeli nie ma w pobliżu lekarza i lekarstwa. Możemy bezpiecznie wyznawać nasze lęki, zagubienie, ułomności moralne tylko w obecności Jezusa. Dostrzeganie słabości i grzeszności bez Jezusa rodzi rozpacz. Człowiek bez Boga staje się dla siebie piekłem. Jezus, odwieczna Prawda, wchodzi w sytuację człowieka i staje się jego siłą, jego odwagą, źródłem jego miłości, źródłem jego nadziei.
Z tą właśnie siłą i odwagą może on pokonać zagrożenia płynące z ludzkiej słabości, grzeszności i lęku. Sam Chrystus jest bowiem mocą człowieka. Krocząc po wzburzonych i niebezpiecznych falach Jezus pragnie przekonać uczniów, że ma moc pokonywania wszystkiego, co zagraża człowiekowi.
W obecnej kontemplacji jeszcze raz wpatrujmy się w Jezusa zbliżającego się do łodzi uczniów. Wsłuchajmy się z wielką uwagą w Jego słowa: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! Chciejmy je usłyszeć jako skierowane bezpośrednio i osobiście do mnie w mojej konkretnej sytuacji życiowej. Nic mi nie zagrozi, jeżeli dam wiarę tym słowom Chrystusa, jeżeli przyjmę je jako obietnicę mojego życia. Kiedy bowiem przyjmiemy Jezusa do łodzi naszego życia i pozwolimy, aby On sam nią kierował, wówczas będziemy świadkami cudu uciszenia burzy naszych wewnętrznych zagrożeń i lęków.
Dzięki obecności Jezusa zrozumiemy, że zwyczajne ludzkie trudności i dramaty, choć mogą być przeżywane boleśnie, nie muszą jednak rozbijać nas wewnętrznie i doprowadzać do egocentrycznego zamykania się w sobie. I chociaż żywioły dalej będą nieraz uderzać w nas, to jednak głęboko przeżywana obecność Jezusa stanie się źródłem pokoju i siły.
W rozmowie końcowej rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą, prosząc Ją, aby wyprosiła nam u Syna łaskę odwagi w chwilach trudnych. Ona, która przyjęła z wiarą słowa anioła: Nie bój się, Maryio, znalazłaś bowiem łaskę u Boga (Łk 1, 30) — niech sama będzie dla nas wzorem odwagi rodzącej się z wiary.
Rozmawiajmy także z Jezusem jak z przyjacielem. Dziękujmy Mu najpierw za Jego Słowa: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! Uznając zaś Jego Bóstwo padnijmy przed Nim i wraz z uczniami wyznajmy wiarę: Prawdziwie jesteś Synem Bożym.
Prośmy także Boga Ojca, aby Jego nieskończona miłość objawiona nam w Jezusie Chrystusie uspokajała nasze zalęknione serca i przekonywała nas, że nasz Stwórca i Zbawca nam nie zagraża.