Łzy kobiety, która umiała kochać
Epizod usprawiedliwionej i kochającej grzesznicy rzuca nowe światło na podwójne znaczenie wylewanych łez. W Ćwiczeniach ów epizod jest zamieszczony jako tajemnica do kontemplowania (por. Ćd 282) i choć tę ewangeliczną historię kierujący rekolekcjami chętnie przedstawia w pierwszym tygodniu, to przecież wchodzi ona w dynamikę drugiego tygodnia, kiedy rekolektant jest zachęcany do wejścia w relację zażyłości z Panem Jezusem, by Go lepiej poznać, bardziej ukochać i z większym porywem serca za Nim iść: stanąwszy z tyłu u Jego stóp, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego stopy i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem (Łk 7, 38).
Jaka jest natura tych łez i jakie jest ich źródło? Czy, jak się to powszechnie interpretuje, u podstaw tej emocjonalnej reakcji był tylko ból skruchy? Przypowieść o wierzycielu, który miał dwóch dłużników (por. Łk 7, 41-43), określa precyzyjnie to, co się kryje w sercu kobiety i w sercu Szymona – w obydwu przypadkach – grzeszników. Miarą odwdzięczającej się miłości jest wielkość Bożego przebaczenia: im więcej przebaczenia, tym więcej w zamian miłości. W postawie Jezusa względem grzeszników, w Jego słowach pełnych miłosierdzia, kobieta dostrzegła Boże przebaczenie ofiarowane tym wszystkim, którzy je przyjmują. Czuje się obdarowana uprzedzającą miłością miłosierną Boga, wylaną na nią z tym większą szczodrością, im liczniejsze są jej grzechy. Dlatego ona ze swej strony tak bardzo umiłowała (Łk 7, 47). Czy płakała już jako skruszona, gdy wydobywała ze szkatułki flakonik z perfumami, dowiedziawszy się o Nauczycielu przy stole faryzeusza? O łzach nie ma mowy w chwili, gdy wchodziła do stołowego pokoju, ale dopiero później. Naczynie z olejkiem przynosi tak jak kobiety przybyłe z Jezusem z Galilei przyniosą wonności i olejki do Jego grobu. To jest gest czci, gest bezwarunkowej miłości i Jezus się tu nie myli. Oto ona łzami oblewa nogi Mistrza. W jej gestach skrucha i wdzięczność mieszają się razem, jak sól łez miesza się z balsamem olejku. Łzy tej kobiety to oznaka bólu, że nie jest zdolna lepiej wyrazić miłości, która ją spala. Są to łzy wywołane obecnością Jezusa, jak można sądzić tą obecnością cielesną, która przywraca owej kobiecie jej kobiecą godność i czyni ją czystą we wszystkich relacjach. Łzy, „które ją unoszą ku miłości”, bardziej jeszcze podsycają jej oczyszczone już odtąd pragnienia.
Ewangelista Łukasz kontynuuje swą opowieść: scena z włosami, pocałunkami i zapachem olejku już nudzi Szymona, bo Szymon „mało miłuje”. Wydarzenie to gorszy go, ponieważ Nauczyciel ma do czynienia z „jakąś grzesznicą”, piętnuje jednak także jego obojętność względem Jezusa. Oczywiście, Szymon nie jest mężczyzną wylewającym łzy, ale ponieważ uważa, że mało jest w nim tego, co potrzebowałoby przebaczenia, nie wie, iż przez to zamknął się na podstawowe doświadczenie, jakim jest możliwość otwarcia w sobie szczeliny, przez którą może wejść miłość.
Czy Ignacy miał na uwadze obraz tej, którą, idąc za tradycją swojej epoki, nazywa Magdaleną, kiedy w swoim opisie działania dobrego ducha umieszcza łzy wśród tego wszystkiego, co powoduje radość? „Właściwością ducha dobrego jest dawać odwagę i siły, pocieszenie, łzy, natchnienia i odpocznienie” (Ćd 315). A więc są nie tylko łzy boleści, ale i pocieszenia. I rzeczywiście, bo czy można by naprawdę bez dwuznaczności szukać uporczywie łaski łez, gdyby nie niosła ona z sobą rzeczywistej słodyczy, rzeczywistej przyjemności? Czego Ignacy chce nas nauczyć w tym przedmiocie w swoich Addycjach [pomocnych] do lepszego znalezienia tego, czego się pragnie, gdy odprawiający Ćwiczenia jeszcze tego nie znalazł, na przykład łez czy pocieszenia (por. Ćd 89)? Czy nie jest to poszukiwanie łaski, poszukiwanie przynoszącego poczucie pełni daru, którego trzeba umieć oczekiwać jako całkowicie darmowej inicjatywy ze strony Boga, ponieważ należy zawsze pamiętać, „że nie w naszej mocy jest zdobyć i zatrzymać wielką pobożność, silną miłość, łzy czy też inne pocieszenie duchowe” (Ćd 322)?
Łzy uczłowieczające
Jest jasne, że łzy są różnego rodzaju, ponieważ mają one swoje źródło w całkowicie różnych stanach duszy. Łzy starego Tobiasza, tryskające z jego co dopiero uzdrowionych oczu na widok syna (por. Tb 11, 14), nie mają żadnego odniesienia do łez Dawida opłakującego śmierć Jonatana, Absaloma czy syna Batszeby (por. 2 Sm 1, 12; 19, 1; 12, 21). Charakterystyczne dla łez jest to, że są one jakby „z tej strony” słowa. Płacz przeszkadza w użyciu słów. Może on jednak być również ostatecznym sposobem wyrażania się człowieka bardzo chorego, pozbawionego wszelkich możliwości ruchu i mowy. U osoby pogrążonej w modlitwie łzy są widzialnym uzewnętrznieniem tego, co rozbrzmiewa w niej wewnętrznie przy spotkaniu z Bogiem żyjącym.
Pada deszcz. Wielka beczka umieszczona pod rynną dachową zbiera deszczówkę i wkrótce się zapełnia. Ale deszcz ciągle pada obficie i beczka się przepełnia, atakowana ze wszystkich stron przez wodę: tę spadającą gwałtownie z dachu i tę, która się z niej wylewa, bo jest zbyt mała, by pomieścić wszystko, co leci z nieba. Ta sama woda przepełnia beczkę i wylewa się z niej, ponieważ jest nadmiernie obfita. Jeśli beczka przed deszczem nie była czysta, będzie powoli coraz czystsza od wewnątrz i na zewnątrz. Gdy człowiek przy spotkaniu z Panem doznaje pocieszenia, wtedy całe jego jestestwo jest jakby skąpane owym pocieszeniem i łzy wyrażają wówczas jego nadobfitość w duszy, która nie może już pomieścić tego potoku pełni życia przepływającego całkowicie darmowo.
Łzy w modlitwie pozwalają w ten sposób zrozumieć nieco proces unifikacji wszystkiego, co jest w człowieku, poprzez autentyczne doświadczenie duchowe, ubogacające jego człowieczeństwo: serce może bić szybciej, mowa przechodzi w śpiew, „kości skruszone” rwą się do tańca… Kiedy „dusza wylewa łzy”, owładnięta miłością swego Pana, powstaje wówczas ukryta strefa ludzkiego bytu, który się jednoczy w „rezygnacji” z samego siebie. Rzeczywiście, łzy świadczą o jakimś utraceniu samodzielności w kierowaniu własnym życiem, owładniętym przez Ducha Świętego, a równocześnie ukazują stokrotne ziarno daru łaski. Im więcej serce człowieka daje się ogarnąć i wypełnić obecnością Boga, tym bardziej staje się ludzkie.