2. Pod względem przeżyć duchowych najtrudniejszy był dla mnie tydzień trzeci, w którym towarzyszymy Jezusowi w Jego cierpieniach i umieraniu. To coś innego niż przygotowanie i wygłoszenie pasyjnego kazania. Tydzień trzeci to prawdziwe towarzyszenie Jezusowi w Jego agonii. Dobrze, że rekolekcje nie zakończyły się na tym etapie.
Ważne było dla mnie także wcześniejsze rozmyślanie o dwóch sztandarach oraz wołanie Króla Przedwiecznego. Uświadamiają one rekolektantowi, że Chrystus zaprasza nas pod swój sztandar, a Lucyfer – pod swój. To treści, wobec których nie można przejść obojętnie. Trzeba zająć stanowisko, dać Bogu wyraźną odpowiedź. Jezus zaprasza do naśladowania Go, do pójścia drogą krzyża. Podejmując na rekolekcjach decyzję o podążaniu za Ukrzyżowanym, zastanawiałem się, na ile jestem szczery i na ile prawdziwie gotowy do tego. Wiem, że decyzja pójścia za Jezusem, wyrzeczenie się siebie nie może być odruchem sentymentalnym. To musi być decyzja całego człowieka, zwłaszcza jego woli. Wyjeżdżając na rekolekcje, przeczuwałem, że jeżeli jestem szczery i autentyczny, to zły duch nie da mi spokoju, a i sam Pan Bóg zechce mnie doświadczyć.
Nie myliłem się. Szybko zostałem ogołocony z tego, co w ostatnich paru latach było dla mnie osobiście ważne. Bóg nie żartuje. Traktuje człowieka poważnie. Zaproszenie pod sztandar Jezusa to łaska. Jeżeli człowiek tej łaski się domaga, to Bóg nie odmawia, jest hojny. Doświadczyłem w czasie rekolekcji łaski ogołocenia i dzięki niej odkryłem prawdę o sobie. Wydawało mi się, że jestem ubogi i pokorny, a jednak pycha była cały czas ukryta w moim sercu. Szukałem bogactwa, choć nie tego materialnego – zdobywałem względy i uczucia ludzi wbrew Bogu. Szukałem siebie. A przecież ktoś, kto kocha ludzi więcej niż Jezusa, tak naprawdę – jak mówi Ewangelia – nie kocha ani Jezusa, ani bliźnich, tylko najpierw siebie. Dopiero kiedy człowiek zostaje ogołocony, staje się wolny. Równocześnie jednak przeżywa ból. Pycha już nie jest karmiona, stąd cielesny człowiek cierpi.
Rekolekcje uświadomiły mi także, iż wielu sądzi, że bogactwo jest dla nich źródłem życia. A Jezus mówi przecież, że życie nie zależy od tego, co posiadamy (por. Łk 12, 15). Prawdą jest, że po przeżyciu ogołocenia człowiek traci grunt, zaczyna „umierać”, ale tak naprawdę dzięki temu „umieraniu” rozpoczyna żyć na nowo.
3. Ćwiczenia duchowne pokazują, że życie Jezusa, Jego męka i śmierć stają się drogowskazem i wsparciem. W ofiarowaniu się Chrystusowi trzeba liczyć na Jego łaskawość i hojność. Chciałbym przywołać w tym miejscu dialog Jezusa z Piotrem nad brzegiem Jeziora Galilejskiego, po Zmartwychwstaniu. Piotr musi odpowiedzieć na pytania o miłość, ale już wie, że nie może liczyć na siebie. Parę dni wcześniej zaparł się przecież Jezusa, choć gorąco zapewniał, że do tego nie dojdzie. Teraz więc odpowiada, mówiąc tylko: Panie, Ty wszystko wiesz (J 21, 17). W czasie rekolekcji prowadzący je mówił: „Pytanie o miłość musi być postawione w kontekście grzechu, słabości, aby człowiek już nie liczył na siebie, ale na Chrystusa”. Tylko wówczas jesteśmy w stanie dać odpowiedź w każdej sytuacji ludzkiego serca.
Jeżeli więc nie liczymy na siebie, ale na Jezusa, możemy spokojnie odmówić przed obliczem Boga i Jego dworu modlitwę św. Ignacego: „Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobroci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej i wszystkimi świętymi dworu niebieskiego, [oświadczając], że chcę i pragnę i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie tak zewnętrznym, jak i duchowym, jeżeli tylko najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia” (Ćd 98).
Na koniec rekolekcji Pan Bóg dał miły zewnętrzny znak. Gdy w przedostatni dzień udawaliśmy się na Mszę świętą do kaplicy Matki Bożej na Jasną Górę, ujrzałem wieżę sanktuarium otoczoną wspaniałą tęczą – znakiem przymierza.