Transdukcja
Transdukcja to przeniesienie jednego rodzaju bodźców na drugi. Kiedy wpatrujemy się w obraz, do siatkówki oka dociera określony zestaw plam, które są tam przekodowywane na impulsy nerwowe. Nasz system poznawczy przez ogromną ilość mechanizmów radzi sobie z interpretacją i przetwarzaniem docierających impulsów, co kończy się kolejną transdukcją. Tym razem impulsy nerwowe zostają przekształcone na odpowiednie pobudzanie na przykład włókien mięśniowych lub gruczołów, które sprawiają, że w odpowiedni sposób się zachowujemy.
W przypadku transdukcji mamy więc do czynienia ze zjawiskami z pogranicza różnych dziedzin (przykładem takiej nauki „pogranicza” jest biofizyka, w której patrzy się na komórkę właśnie z fizycznego punktu widzenia). W związku z transdukcją narzuca się pytanie: w jaki sposób Bóg ingeruje w człowieka w trakcie odbywania rekolekcji ignacjańskich? Czy możliwa jest bezpośrednia transdukcja bodźców pochodzących od Boga do naszego systemu poznawczego? Czy obok bodźców fizycznych dociera do nas inny rodzaj bodźców, taki, który opisują mistycy?
Pisząc o transdukcji w kontekście Ćwiczeń duchownych, warto pamiętać, że dotyczy ona wszystkich podstawowych zmysłów: wzroku, słuchu, dotyku, węchu, smaku, równowagi. Ćwiczenia duchowne skupiają się głównie na słowie, warto jednak pamiętać, że system poznawczy przetwarza bodźce ze wszystkich zmysłów. Każdy z nas pamięta zapach domu rodzinnego, podobnie dzieje się z zapachem domu rekolekcyjnego. Bukiet kwiatów w sali nie musi wcale odwodzić uwagi od rekolekcji, zapewne bardziej uczyni to skrzypiące krzesło lub odrapana ściana. Obok podstawowych zmysłów w całym naszym ciele są ogromne ilości różnego rodzaju komórek wyspecjalizowanych w odbieraniu różnego rodzaju bodźców chemicznych i fizycznych. Zapach jadalni, smak potraw, ale także ich zawartość – to wszystko tworzy specyficzną dla danego domu atmosferę.
Skupiając się silnie na treści Ćwiczeń, podawanej świadomie przez rekolekcjonistę, warto pamiętać, że równolegle odbywa się przetwarzanie ogromnej ilości innego rodzaju bodźców. Nie bez znaczenia jest także na przykład szczególne obciążenie systemu wegetatywnego po posiłkach. Obniżenie energii i poobiednia senność mogą stanowić pewne utrudnienia dla wysiłku intelektualnego, z którym wiąże się uczestniczenie w niektórych praktykach rekolekcyjnych.
Automatyzacja i pamięć robocza
Gdyby zapytać, co, z poznawczego punktu widzenia, stanowi podstawę sukcesu Ćwiczeń duchownych, zapewne byłaby to selektywność uwagi. Zanim dojdzie do budowania nowych konstruktów pojęciowych, wpierw określone bodźce muszą dotrzeć do naszego systemu poznawczego. Tymczasem nasza uwaga ulega silnym procesom automatyzacji. Ogromna ilość codziennych czynności automatyzuje się, schodzi z pola uwagi, ale na swój sposób cały czas na nas oddziałuje. Najlepiej widać to w czasie prowadzenia samochodu, kiedy to prawie nie zdajemy sobie sprawy ze zwykłej sytuacji drogowej, a jednak skręcamy, zwalniamy, przyspieszamy wtedy, kiedy trzeba. Nasza uwaga bywa wówczas skierowana albo na rozmowę ze współpasażerem, albo na rozmyślanie o tym, co nas czeka tam, gdzie jedziemy.
Choć automatyzację najłatwiej ukazać na prowadzeniu samochodu, dotyczy ona wszystkich aspektów naszego życia: relacji z najbliższymi, stylu pracy, rozkładu dnia, relacji z Bogiem, zachowania w Kościele. Te automatyczne czynności, które adaptują nasz system poznawczy do otoczenia, budowane są przez długie lata i solidnie „wyżłobione” w mechanizmach fizjologicznych. W toku Ćwiczeń duchownych dochodzi do swoistej „rewolucji poznawczej” w zakresie naszych automatyzmów (zwanych w języku rekolekcji „rozproszeniami”). Nie wolno i nie trzeba mówić (wyłączone są więc automatyzmy związane z mową i relacjami społecznymi), nie trzeba pracować, nie ogląda się telewizora i nie czyta gazet, nie trzeba się odnosić do żadnych wydarzeń, nie słucha się radia ani muzyki. Nie trzeba nigdzie wychodzić i dla nikogo się stroić. Oczywiście nie jest to wszystko „wyzerowane” (tak jak robi się to czasami w badaniach), ale redukcja zwyczajnych działań jest na tyle znacząca, że tworzy się ogromną przestrzeń uwagi, która może być na różne sposoby wypełniona.
Po pierwszym szoku i zaskoczeniu nasz system poznawczy stara się oczywiście na swój sposób zrównoważyć braki w bodźcach. Czyni to po pierwsze przez uszczegółowienie naszej percepcji i aktywniejsze poszukiwanie bodźców. W normalnych warunkach nie zauważylibyśmy nawet jakiegoś szczegółu na ścianie, podczas rekolekcji natychmiast staje się to przedmiotem naszego żywego zainteresowania. Po korytarzach domu rekolekcyjnego snują się więc „poszukiwacze bodźców”, którzy oglądają ściany i czytają wszystkie teksty i ogłoszenia. Zachodzi proces podobny do tego, który ma miejsce, gdy siedząc w poczekalni u dentysty czytamy gazety, jakich na co dzień nie wzięlibyśmy do ręki.
Po drugie – ratunkiem w wypełnieniu naszych automatyzmów działaniem jest także odwołanie się do zasobów pamięci długotrwałej. Każda osoba może czerpać z nich bez końca, przypominając sobie najprzeróżniejsze zdarzenia z niedalekiej przeszłości i przeżywać je na nowo.
Wprawdzie cała oprawa rekolekcji, ich organizacja i zasady mają na celu zwiększenie przestrzeni „roboczej”, ale uczestniczący w rekolekcjach mają zdolność szybkiego jej wypełnienia po swojemu. Rzeczywistą pożywkę do przemyśleń mają stanowić wprowadzenia, religijne lektury, rozmowy z kierownikiem, Msze święte i kazania oraz tak zwane punkta, czyli tematy do przemedytowania. To właśnie one od pierwszych godzin rekolekcji toczą walkę z wynikami działania automatycznych procesów o ograniczone zasoby naszej uwagi.
Struktury pojęciowe i ich zmiana
Po krótkim omówieniu warunków, w jakich odbywają się Ćwiczenia duchowne, warto spojrzeć na wspomniane we wstępie struktury pojęciowe, które odpowiadają za nasze zachowania.
Badania złożonych struktur pojęciowych w celu wykorzystania ich w kształceniu w najszerszym zakresie prowadzi się obecnie w „nauce o kształceniu” (instructional science). Nowoczesny proces kształcenia składa się z etapów. Po pierwsze – chodzi o jasne i ścisłe sprecyzowanie początkowych struktur pojęciowych. W tym celu bada się więc tak zwane naiwne teorie wiedzy. Znając dobrze te naiwne teorie, można z łatwością zrozumieć zarówno wypowiedzi ludzi na różne tematy, jak też ich zachowania. Po drugie – należy ściśle określić, jaki powinien być kształt struktur pojęciowych po odbyciu danego kursu nauczania. Najlepszym wzorcem poziomu do osiągnięcia są
tu eksperci z danej dziedziny. Mówiąc inaczej: definiuje się cel, do którego się zmierza, gdyż dopiero biorąc pod uwagę oba stany – wyjściowy i docelowy – formułuje się sposoby przejścia z jednego stanu w drugi.
Proces kontrolowanej zmiany pojęciowej jest najefektywniejszy, jeśli bierze się pod uwagę nie tylko stan docelowy, ale też naiwne struktury wyjściowe. Na tym polega przełom i rewolucja w nauczaniu. Ponieważ dotąd mało kto badał dotychczasową wiedzę dzieci o świecie, dzieci w pierwszej klasie zamiast rozwijać swoje naiwne teorie (na przykład matematyczne), uczone są wszystkiego od początku. Ich wcześniejsze intuicje traktowane są bardziej jako przeszkoda niż pomoc (piszę tu o ogólnej tendencji, nie o poszczególnych nauczycielach, którzy znając dzieci, w oparciu o swoje doświadczenie, próbują po swojemu adaptować program do ich możliwości).
Każdy z nas ma swoiste, niepowtarzalne teorie na temat Boga, modlitwy, grzechu, Chrystusa, odkupienia, zbawienia. W praktyce grupowego dawania Ćwiczeń specyfika indywidualnych teorii jest brana pod uwagę na trzy sposoby. Po pierwsze – w przydzielaniu uczestników na poszczególne „tygodnie” Ćwiczeń. Po drugie – w krótkiej rozmowie dyrektora domu ze zgłaszającym się rekolektantem, w czasie której przydziela on rekolektantowi kierownika duchowego na czas Ćwiczeń (podczas tej rozmowy dyrektor domu zapewne intuicyjnie stara się dostosować teorie rekolektanta do sposobu pracy kierownika duchowego, którego mu przydziela). Po trzecie – we właściwych działaniach i rozpoznaniu „w boju”, jakie czyni już sam kierownik duchowy w trakcie krótkich rozmów z rekolektantem.
Wszystkie te działania opierają się bardziej na intuicji i zdolnościach niż na jasno sprecyzowanych kryteriach, wynikających z systematycznej analizy naiwnych teorii. Ten tradycyjny sposób podejścia stawia ogromne wymagania wobec wszystkich trzech grup: dyrektora domu, rekolekcjonisty i kierownika duchowego. Stawia to naturalne bariery dla rozszerzania się praktyki rekolekcji bez pogorszenia ich jakości. Sytuacja jest analogiczna do tej, z którą mamy do czynienia w zakresie sztuk i rzemiosł. W sztukach mamy do czynienia z wysokiej klasy działaniem intuicyjnym, które może objąć jedynie elity, zaś w rzemiosłach, dzięki ścisłemu zdefiniowaniu reguł, dawna sztuka staje się dostępna dla mas. Patrząc na niebywale „rzemieślniczą” i pełną reguł książeczkę Ćwiczeń duchownych św. Ignacego, nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby żył dzisiaj, czerpałby całą możliwą wiedzę z badań psychoedukacyjnych, pragnąc, by Ćwiczenia stały się dostępne dla możliwie szerokiego kręgu odbiorców.