3. Pierwszy tydzień pokazał mi, że do poznania pewnych grzechów i wyznania ich dorasta się latami. Jezus naprawdę jest Panem czasu i pozwala na ten powolny, ale jakże leczący proces. Doświadczyłem własnej niemocy i skruchy serca, kiedy budziła się we mnie nowa świadomość grzechu i miłości Boga. Podjęcie w tym czasie małych wyrzeczeń pomogło mi zobaczyć, że skupiam się na nieistotnych sprawach, nie dostrzegając najważniejszych. Jak nigdy w życiu zaczęła przemawiać do mnie mądrość ukryta w regułach św. Ignacego.

Każda rozmowa, szczere wypowiedzenie tego, co przeżywałem, wzmacniało mnie i naprowadzało na właściwy tor poszukiwań i wewnętrznych wysiłków. Miałem wrażenie, jakby ktoś stawiał mnie przed lustrem, abym mógł poznać prawdę i skonfrontować z nią swoje życie. Napięcia, jakie zostały ujawnione w rozmowie z ojcem towarzyszącym, pokazały mi własne zaplątanie i skupienie na sobie, a nie na Jezusie. Spowiedź kończąca pierwszy etap drogi pomogła mi oddać Bogu nie tylko pojedyncze grzechy, ale przede wszystkim utrwalane latami grzeszne postawy, to, z czym sam nie potrafiłem dalej iść, lecz przewracałem się albo dreptałem w miejscu.

 

Zrozumiałem, że wszystko, co w życiu przeżywam bardziej po ludzku, sam, o własnych siłach, jeszcze bardziej pogłębia moje słabości. Jedyne rozwiązanie tych problemów to szczera miłość do Jezusa, który wie, jak sobie poradzić ze mną i z moimi trudnościami.

Gdy kończyłem pierwszy etap Ćwiczeń, wydawało mi się, że wszystko zaczynam od nowa. Czułem się jak świeżo nawrócony, miałem świadomość grzeszności, która szalenie boli i zawstydza, ale daje zarazem niesamowitą ulgę. Rozmył się we mnie idealny wizerunek samego siebie, a słowa z pewnego kazania, że „można się dużo modlić, ale skupiać na sobie” i że to „życie sprawdza, na ile modlitwa jest autentyczna”, zapadły mi głęboko w sercu. Stały się one przewodnią myślą w refleksji nad dotychczasowym stylem życia.

Drugi tydzień był odpowiedzią na wszystkie moje pytania typu „Dlaczego?” i „Po co?”. Spotkanie z Jezusem, przypatrywanie się, smakowanie, ponowny zachwyt i wybór Jego stylu życia uciszyły moje rozdrażnione i zalęknione serce. Rodziło się we mnie nowe pragnienie miłości do Jezusa, poznania Go i miłowania w taki sposób, jaki On chce. Dużo modliłem się o szczerą miłość do Jezusa i wewnętrzną wolność. Czułem się jak bezbronne dziecko, które może tylko wołać o pomoc i czekać, aż nadejdzie. Przez cały czas wracały do mnie słowa „wszystko jest łaską” i świadomość, że tylko spotkanie z Jezusem i Jego miłość mogą mi pomóc. Wejście w ewangeliczny świat Jezusa dodało mi odwagi, by wejść w świat, w którym żyję i pracuję. Zobaczyłem, że muszę przestać się izolować, że nie mogę dać się osaczyć przeciwnościom.

 

Ten etap drogi pomógł mi zobaczyć, na ile mój styl życia jest Jezusowy i autentyczny, a na ile tylko wydaje mi się, że taki jest. Uświadomiłem sobie, że szczera modlitwa słowem Bożym doprowadza do poznania prawdy. Zakończenie tego etapu pobudziło mnie do poważnej refleksji nad codziennymi wyborami Jezusa oraz konsekwencjami ich braku. Zastanawiałem się, co robić, by nie poruszać się tylko w świecie pobożnych życzeń i marzeń, jakiej zmiany i reformy życia potrzebuję aktualnie.

Trzeci tydzień, a nawet samo przygotowanie do niego, pomógł mi zobaczyć ślady męki Jezusa w teraźniejszości. Czas modlitwy budził we mnie zachwyt nad godnością Jezusa. Rodziła się we mnie świadomość, że wszystko po ludzku mogę stracić, ale tego, kim jestem w oczach Boga, bez mojej woli nikt mi nie odbierze. Ponownie dziękowałem Jezusowi za proces uzdrowienia wewnętrznego, który rozpoczął się wiele lat wcześniej i nadal się we mnie dokonuje. Słowa: W Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53, 5) stały się dla mnie wyzwoleniem i nadzieją na uleczenie ze słabości. Rozważania męki Jezusa zrodziły we mnie poczucie własnej niewystarczalności. Namacalnie poczułem, że sam już sobie nie poradzę, że potrzebuję spotkania ze Zmartwychwstałym. Byłem zagubiony i stęskniony obecności Jezusa. Chyba właśnie tak czuli się uczniowie po Jego śmierci.

Bardzo mocno przeżywałem dzień interstycji pomiędzy trzecim a czwartym tygodniem, który przeznaczony był na mały odpoczynek i osobiste przeżycie Wielkiej Soboty na modlitwie z Matką Najświętszą. Doświadczenie męki Jezusa, własnej słabości i zawstydzenia powaliło mnie na kolana w dziecięcym wołaniu o pomoc. Nigdy wcześniej nie czułem tak mocno własnego ograniczenia i bezradności duchowej, a przy tym głębokiego pragnienia Boga, od którego czułem się bardzo oddalony.

 

Dzień modlitwy z Maryją na Jasnej Górze był dla mnie czasem dziecięcego wołania i nasłuchiwania. Nie szukałem taniego pocieszenia i szybkiej ulgi, ale zapragnąłem, aby Matka Boża modliła się ze mną, zaradziła moim głodom emocjonalnym i ludzkiej niemocy. Dość często wracała do mnie także ewangeliczna scena, kiedy św. Piotr, po swoim upadku i zagubieniu, potrafił mówić tylko: „Ty wiesz, Panie…”.

W czwarty tydzień wszedłem z pragnieniem osobistego spotkania z Jezusem i doświadczenia przemiany, której sam nie jestem w stanie uczynić i nie chcę nawet próbować. Bardziej zrozumiała stała się dla mnie sytuacja uczniów po męce i śmierci Jezusa. Łączyłem ją z tym, co sam przeżywałem. Świadomość własnej słabości i kruchości wyzwalała we mnie tęsknotę za osobistym spotkaniem z Jezusem i wolnością. Wolnością, którą tylko On może dać.

 

4. Podsumowując doświadczenie trzydziestu dni Ćwiczeń, mogę dziękować za tak długi czas wyłączenia z codziennego zabiegania, który pomógł mi zobaczyć stan mojego życia. Ośmiodniowe rekolekcje odprawiane przeze mnie wcześniej były czymś głębokim, ale dopiero miesiąc w milczeniu, intensywna modlitwa i zbierane doświadczenia wydobyły to, co najbardziej ukryte. Ten długi czas pomógł mi bardziej rozumieć własne przeżycia, uwierzyć w siebie i bardziej zaufać w tym, co dzieje się tu i teraz. W pamięci noszę wszystkie chwile i próby, jakich wówczas doświadczyłem. Służą mi teraz jako cenne nauki przeżywania tego, co dzieje się w życiu, i nieuciekania z pola walki, jak to dość często czyniłem wcześniej. Miesiąc przedłużonej modlitwy upewnił mnie, że życie to stan nieustannej walki, różnych wewnętrznych przeciwności. Tylko Jezus może mnie przez nie przeprowadzić.

Pierwszym owocem i pragnieniem tych rekolekcji, jakie zauważyłem w sobie, jest troska o większą samotność i ciszę w życiu oraz potrzeba sumiennego rozeznawania. W czasie tych dni zyskałem też wskazówki, jak pośród codzienności można i trzeba radzić sobie z problemami. Otrzymałem pomoc w postaci konkretnej metody pracy nad sobą. Czas ten zachęcił mnie także do dzielenia się tym, co otrzymałem. Dostrzegam ogromną potrzebę towarzyszenia innym i uczenia przedłużonej modlitwy, nawet w zwykłych warunkach pracy parafialnej.

 

Można dobrze przejść przez życie, bez poczucia zmarnowania nawet najkrótszej chwili, można być szczęśliwym, nawet w skromnych warunkach bytowych, można dzięki ciszy i modlitwie poczuć dobry smak codziennych zmagań. Wydaje mi się, że obudziła się we mnie większa miłość do Kościoła i potrzeba odpowiedzialności za Jego wspólnotę. Pragnę bardziej dziękować za wszystko, co mnie w życiu spotkało i spotyka. Wierzę mocno, że nic nie wymyka się Jezusowi spod kontroli i ze wszystkiego mogę wydobyć dla siebie jakąś ukrytą mądrość.

Odkrywam po rekolekcjach coraz większą potrzebę otwartości i miłości do tych zadań, które po ludzku są niewygodne. Rozbudziła się we mnie potrzeba miłości do osób, wśród których Bóg mnie stawia. Uczę się właściwego przeżywania samotności, która karmi ludzką pustkę mojego kapłańskiego serca i tworzy warunki do przedłużonej modlitwy. Wydaje mi się, że w życiu księdza jest tak ogromna potrzeba Boga, że nie zaspokoi jej żadna ludzka działalność ani ukochani ludzie.

 

Owoc Ćwiczeń to także świeża tęsknota za Jezusem, który przychodzi pośród zwykłej codzienności, bez głośnych akcji i widzialnych efektów. Jestem przekonany, że proces odzierania mnie z ludzkich przyzwyczajeń, który rozpoczął się na Ćwiczeniach, trwa nadal i daje o sobie znać. Chociaż codzienność sprowadza mnie na ziemię i doświadczam poczucia własnej kruchości, ciągle mam w sobie pragnienie szczerej miłości do Jezusa. Przyświeca mi nadzieja w sercu i duch cierpliwości, że Jezus będzie nadal porządkował moje życie i uczył szukania woli Ojca. Dość często wracam w pamięci do zdobytych doświadczeń i zdaję sobie sprawę, że nikt nie jest w stanie mi tego odebrać.

W czasie rekolekcji przychodziły mi do głowy różne myśli i plany, które zapisywałem jako światełka do rozeznania. Miałem wrażenie, że otwierały się przede mną nowe horyzonty. Zobaczyłem, jak mogę żyć, w co warto się zaangażować, a z czego można zrezygnować. Wydaje mi się, że odzyskałem dużo wiary w siebie i lepiej wiem, gdzie mam szukać pomocy, do czego wracać, jak służyć innym. Posługa, jaką podejmuję na co dzień, daje mi poznać, że to, co w sobie przepracowałem w czasie Ćwiczeń, pozwala lepiej rozumieć ludzi i dzielić się z nimi zdobytym doświadczeniem.

Jeszcze raz dziękuję Bogu za światło i wskazany cel. Proszę Go, bym nie zmarnował tak cennego daru, jakim były dla mnie trzydziestodniowe rekolekcje. Modlę się jak małe dziecko, aby Jezus mocno mnie trzymał i nie pozwolił mi porzucić metody szukania woli Ojca, jaką otrzymałem dzięki łasce Ćwiczeń.