Reklama

Wszystkie pouczenia na temat modlitwy tworzą rodzaj teorii. W każdej dziedzinie ludzkiej aktywności teoria i praktyka winny iść w parze. Mówi się, że nie ma niczego bardziej praktycznego niż dobra teoria. Tak jest również w odniesieniu do modlitwy, choć modlitwa – ze swej natury – jest dziecięco prosta.

 

Wstęp

 

Modlitwa to ważna, najważniejsza dziedzina życia. Przeżywamy w niej nasz kontakt z Bogiem. Nie da się żyć bez oddychania, nie da się istnieć bez Boga. Bóg utrzymuje nas w istnieniu i daje nam niezliczoną ilość darów. Jego zaangażowanie w nas jest niezależne od tego, czy my o Nim myślimy i czy jesteśmy Mu wdzięczni. Jest jednak najgłębszą potrzebą osoby, by poznać i komunikować się z Tym, który wymyślił nas od a do z. Jest też pragnieniem Boga, byśmy byli świadomi Jego istnienia, działania i miłości względem nas. I Bóg, i my potrzebujemy kontaktu, wzajemności, spotkań.

 

Gdy myślą i sercem podejmujemy to, co Bóg nam zaofiarowuje, wtedy zmienia się jakość naszego życia, wstępuje w nas radość. Jezus Chrystus wyraźnie powiedział, że chce dla nas radości. Nie jest ona celem samym w sobie, lecz pochodną naszego otwarcia na to, co Jezus nam objawia o Ojcu: To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna (J 15, 11).

 

Refleksji nad modlitwą towarzyszą zwykle różne uczucia: jedne zachęcają do zajęcia się modlitwą, inne odstraszają. Oprócz nadziei na polepszenie swego kontaktu z Bogiem i radości z przypomnienia sobie udanych z Nim spotkań – odczuwamy też na ogół pewną obawę, że oto zostaną nam postawione jakieś nowe wymagania, że staną nam przed oczyma (liczne) zaniedbania i cała nieporadność w „organizowaniu” modlitwy. Jak w każdej ważnej sprawie, tak i tu należy zadecydować po rozeznaniu swych uczuć i po namyśle. Jedno jest pewne, że kto szuka pomocy, by móc się dobrze i coraz lepiej modlić, ten w skarbcu Kościoła znajdzie wiele cennych pouczeń.

 

Wszystkie pouczenia na temat modlitwy tworzą rodzaj teorii. W każdej dziedzinie ludzkiej aktywności teoria i praktyka winny iść w parze. Mówi się, że nie ma niczego bardziej praktycznego niż dobra teoria. Tak jest również w odniesieniu do modlitwy, choć modlitwa – ze swej natury – jest dziecięco prosta. Słusznie można ją porównać z prostotą gestów w miłującej się rodzinie. Okazuje się jednak, że i w rodzinie, i w modlitwie napotykamy na różne trudności. Skutki grzechu pierworodnego dotknęły i skomplikowały każdą sferę naszego życia na Ziemi, także nasze kontakty z Bogiem. Stały się one trudne. Łatwo je porzucić. – Żeby odzyskać dziecięcą prostotę w odnoszeniu się do Boga, trzeba się sporo natrudzić. Trzeba podjąć świadome staranie, by stworzyć odpowiednie warunki dla modlitwy, dla spotkań z Bogiem.

 

Warunki modlitwy

 

Jednym z warunków dobrej modlitwy jest jej przygotowanie.

 

Brak przygotowania wielu autorów nazywa „kuszeniem Boga” (por. Syr 18, 23). „Ludzie, którzy uważają modlitwę za ważny, doniosły akt, starają się do niej przystępować z takim przygotowaniem, jakiego wymaga każde ważne zadanie” – zauważa o. Špidlik. Do modlitwy trzeba siebie odpowiednio dysponować. Trzeba dbać o stałą i codzienną dyspozycję do modlitwy.

Artyści mogliby nam powiedzieć, na czym polega ich dyspozycja, np. do śpiewania. Wiedzą też, co mają czynić (lub czego unikać) przed występem, by być „w formie”, gdy zacznie się spektakl. – My próbujmy ustalić, co dysponuje nas do modlitwy, a co przeszkadza.

 

Św. Bernard określa dyspozycję do modlitwy negatywnie. Wylicza on „cztery główne przeszkody, jakie musimy pokonać przed modlitwą. Są to: niedostateczne zainteresowanie, troska o inne sprawy, wyrzuty sumienia, nawał wyobrażeń cielesnych. Bardziej systematycznie można by owe główne przeszkody do modlitwy wymienić w takiej oto kolejności:

 

1) Pierwszą z nich są oczywiście grzechy – nie tylko ciężkie, ale również tzw. lekkie. W modlitwie mamy się bowiem zjednoczyć z wolą Bożą. Jak może się to udać komuś, kto się od niej świadomie dystansuje?

 

2) Na drugim miejscu znajdują się wszelkie złe skłonności i namiętności. […] Modlitwa ma skłonić serce ku dobremu. Wszystkie złe skłonności są bardzo uporczywe. Na pierwszym miejscu jednak wymienia Orygenes gniew. Niemiłe wspomnienie doznanej krzywdy może nas tak przy modlitwie prześladować, że bardziej myślimy o tym kimś drugim niż o sobie i wstajemy od modlitwy w złym humorze i zniechęceni. W związku z tym przypominane bywają słowa Pisma Świętego: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5, 23-24).

 

3) Na trzecim miejscu wymienia się pilne prace i troski. Również praca powinna mieć swoje miejsce i swój czas. Kto nie potrafi nawet na chwilę się odprężyć i stale się lęka, że o czymś zapomniał, nie może też spokojnie się pomodlić. Św. Jan Klimak mówi, że czysta modlitwa uwalnia się od trosk „nierozumnych i rozumnych”.[…]Czasami właśnie przy modlitwie aż się roi w głowie od pomysłów i inicjatyw. Zapomnijmy o nich! Bóg ześle nam dobrą myśl w odpowiednim czasie.

 

4) Moralną i psychologiczną przeszkodą w modlitwie jest też niestałość i przelotność myśli. Fale morskie niosą statek, ale mogą też nim miotać albo nawet go zatopić. Podobne są też fale wyobraźni .

 

Wymienionym czterem przeszkodom odpowiadają cztery pozytywnie określone dyspozycje do modlitwy: l) czystość sumienia; 2) poskromienie namiętności; 3) wielkoduszność w stosunku do Boga, tak aby być gotowym zapomnieć i uznać za nieważne wszystko, co nie jest stycznością z Nim; 4) uwaga i skupienie.

 

Która z wymienionych przeszkód najbardziej utrudnia nam podejmowanie owocnej modlitwy? Które z nabytych sprawności pomagają nam modlić się? – Nie tylko w medycynie potrzeba dobrej diagnozy, by leczyć. Nie sądźmy jednak, że pokonanie w sobie głównych przeszkód i wypracowanie pozytywnych dyspozycji dokonuje się łatwo i szybko. Potrzeba tu długotrwałego wysiłku, a także postawy czuwania, odnawianej co dzień, przez całe życie. Dla ważnych racji Jezus tak nas zachęca i przestrzega: Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe (Mk 14, 38).

 

W kolejnym punkcie powiem o potrzebie i znaczeniu osobistego przygotowania modlitwy. To nie na samej medytacji (jeśli mówimy o tym rodzaju modlitwy) należy się zastanawiać, co chcę rozważać; należy to uczynić odpowiednio wcześniej, np. w przeddzień wieczorem czy po prostu w jakimś osobnym czasie, przeznaczonym właśnie na przygotowanie samej modlitwy medytacyjnej. (Nie jest to, oczywiście, wymóg absolutny, ale coś, co czyni czas modlitwy bardziej owocnym.)

 

Przygotować kilka punktów

 

W czasie rekolekcji to rekolekcjonista wykonuje znaczną część pracy przygotowawczej. Pomaga nam wczytać się w Słowo Boże. Daje też wskazania metodyczne. W życiu codziennym pracę przygotowawczą wykonujemy sami. Oczywiście, zawsze można sięgnąć po odpowiedni komentarz, by pewniej odkryć to, co Bóg chce nam powiedzieć w danym fragmencie Pisma Świętego.

 

Podkreślmy od razu, że u samych podstaw owocnego przygotowywania modlitwy leży (z wiary płynące) przekonanie, że to Bóg Ojciec zwraca się do nas przez słowa Pisma Świętego, a Duch Święty – jako główny Autor tych słów – jest gotów wspierać nas we wczytywaniu się w zbawcze znaczenie Słowa Bożego. Otwieramy się na większą pomoc Ducha Świętego, gdy prosimy Go, choćby jednym westchnieniem, by raczył nas oświecać, i by pomógł nam przyjąć rozważane Słowo Boże jako Boże Orędzie, skierowane osobiście do nas, tu i teraz.

 

Ważnym elementem naszej wewnętrznej dyspozycji (i to już na etapie przygotowywania medytacji) jest świadome przyzwolenie, by Pan dotykał nas, jak chce i kiedy chce. Jest to ważne, gdyż często, poniekąd bezwiednie, słuchamy Boga, stosując jednocześnie różne „filtry”. Są one dziełem „starego człowieka” w nas, który broni swoich interesów. – Jest na te filtry jeden sposób: trzeba bardzo świadomie przyjąć postawę „bezbronności” przy słuchaniu słowa Bożego. Trzeba też świadomie otworzyć się nie tylko na duchową słodycz, (która nieraz pojawia się na modlitwie), ale i na to, co może w Słowie Bożym zaboleć, zasmucić czy zawstydzić…

Gdy przyswoimy sobie powyższe postawy, to Słowo Boże niechybnie okaże swą zbawczą skuteczność. Już w fazie przygotowywania medytacji zauważymy, że Słowo Boże olśniewa i budzi całą gamę uczuć; a bywają one nieraz bardzo silne, czasem silniejsze w czasie przygotowania niż podczas samej medytacji. W tych pierwszych olśnieniach i uczuciach rozpoznajemy sygnały, poprzez które Bóg komunikuje nam bardzo konkretnie, o czym chce z nami rozmawiać.

 

Przygotowując medytację, warto określić kilka punktów, które chcemy przemodlić. Nie znaczy to jednak, że należy te punkty traktować jako coś do „przerobienia” czy do odrobienia. Na czas samej medytacji św. Ignacy daje w książeczce Ćwiczeń duchownych [odtąd w skrócie: ĆD] cenną radą: „W punkcie, w którym znajdę to, czego szukam, zatrzymam się i spocznę, i dopóki się tu nie nasycę, nie będę niespokojny o przejście do innego punktu” (ĆD 76). Sens powyższej rady objaśnia inna uwaga św. Ignacego: „nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadawala i nasyca duszę” (ĆD 2). – Jest oczywiste, że wewnętrzne odczuwanie i smakowanie „rzeczy Bożych” dokonuje się we wnętrzu osoby modlącej się i jest jej własnym dziełem. Nikt tu nikogo nie wyręczy. To (zasadniczo) dzięki własnemu (osobistemu) rozważaniu i rozumowaniu każdy znajduje to, co mu „lepiej pomaga do zrozumienia lub przeżycia danej historii” biblijnej. Upragniony smak i duchowy owoc zdobywamy bardziej „dzięki własnemu rozumowaniu” i „dzięki mocy Bożej oświecającej” umysł, niż za sprawą wielu cudzych wyjaśnień (por. ĆD 2).