Emocjonalne stany duchowe
Drugim kluczowym rozróżnieniem w świecie naszej emocjonalności jest podział stanów uczuciowych, „duchowych nastrojów”, na okresy pocieszenia i strapienia. Zarówno pocieszenie, jak i strapienie ma trzy konstytutywne elementy: uczucie – emocję (na przykład pokój czy zagubienie); źródło tego uczucia (na przykład Bóg, zły lub dobry duch, ludzie czy wydarzenia) i konsekwencje tego uczucia w ukierunkowaniu swego życia (na przykład zbliżanie się lub oddalanie od Boga). Pocieszenie dla św. Ignacego oznacza obecność uczucia lub grupy uczuć przynoszących pokój i (lub) inne pozytywne emocje, które zbliżają człowieka do Boga przez wzrost wiary, nadziei i miłości. Strapienie zaś dotyczy obecności uczuć smutku, przygnębienia, zaniepokojenia, bezradności, lęku, które odgradzają człowieka od Boga oraz wspólnoty i kierują go ku „sprawom ziemskim”. Te „duchowe” stany emocjonalne mogą być odróżnione od zwykłych emocjonalnych nastrojów przez odwołanie się do przeżywania i oceniania ich w relacji do Boga, który komunikuje się z ludźmi przez dynamikę wewnętrznych poruszeń. Pocieszenie nie jest więc tożsame ze szczęściem, a strapienie duchowe z depresją. Z drugiej zaś strony, przyjemne uczucia mogą prowadzić do złych wyborów i (lub) błędnie potwierdzać decyzje uznane za zgodne z wolą Bożą, a więc nie być autentycznym pocieszeniem. Trudne uczucia, przeżywane jako oddalające od Boga, mogą prowadzić do szczęśliwego zakończenia i błędnie mogą być utożsamiane ze strapieniem. Emocjom bowiem towarzyszy postrzeganie sytuacji w sposób selektywny, wybiórczy i tendencyjny.
Emocje nie tylko selekcjonują to, co zauważamy, ale także wpływają na sposób interpretacji zdarzeń i zachowań. Ilekroć bowiem można ocenić sytuację w różny sposób, pojawia się w nas skłonność do takiego jej ujmowania, które umożliwi nam redukcję kosztów emocjonalnych. Oznacza to, że mamy naturalną tendencję do określania i wyjaśniania zdarzeń tak, by zabezpieczyć się przed przeżywaniem trudnych, kosztownych emocji, takich jak żal, wstyd czy poczucie winy. Wszyscy podjęliśmy w życiu takie decyzje, które wywoływały w nas poczucie dyskomfortu, a czas dowiódł, że okazały się one dla nas dobre. Kiedy indziej zaś zaczęliśmy wcielać w życie decyzje, które były dla nas źródłem dobrych uczuć, a rezultat naszego postępowania okazał się katastrofalny. Czy w takim razie odczuwanie pocieszenia lub strapienia może być wyłącznym albo najlepszym drogowskazem w ocenie naszych uczuć i potwierdzania decyzji?
Emocjonalny kompas
Św. Ignacy, będąc mistykiem codzienności, w podejmowaniu decyzji kładł silny akcent na integrację myśli i uczuć. Wybór powinien być ponadto umiejscowiony w kontekście religijnego doświadczenia jednostki. Św. Ignacemu zależało bowiem na tym, aby przez proces podejmowania decyzji zwiększyć wrażliwość osoby na działanie Boże. W książeczce Ćwiczeń duchownych Ignacy opisał trzy sposoby lub pory, w których Bóg może kierować człowiekiem stojącym w obliczu wyboru. Geniusz psychologiczny św. Ignacego polegał na tym, że w proces ten wpisał dynamiczny sposób oddziaływania uczuć i nakłaniał osoby do szukania emocjonalnego potwierdzenia danego wyboru.
Pierwszy czas – gdy Bóg „tak porusza i pociąga wolę, iż pobożna dusza nie wątpiąc ani też nie mogąc powątpiewać, idzie za tym, co jej ukazano” (Ćd 175) – charakteryzuje się pełną zgodnością serca, intelektu i woli. Drugi czas na podjęcie decyzji to ten, kiedy uczucia kierują nas w jedną lub drugą stronę. W sytuacji takich wyborów, aby odkryć wolę Bożą, człowiek musi polegać na swych afektywnych stanach pocieszenia lub strapienia. Trzeci czas podejmowania decyzji wiąże się z procesem rozumowego ważenia racji.
Pożądanym rezultatem ignacjańskiego podejmowania decyzji jest uzyskanie „niepodzielnego efektu” wypływającego z integracji uczuć i myśli. Osobę, która dokonuje wyboru drogą rozumową, Ignacy nakłania do szukania emocjonalnego umocnienia danej decyzji. W takiej sytuacji chodzi o wsłuchanie się w to, co podpowiada serce, przez uważne przyjrzenie się, jakie uczucia są efektem danej decyzji -czy potwierdzają jej słuszność, czy słuszność tę podają w wątpliwość. Jeśli po dokonaniu wyboru dominują odczucia pozytywne – spokój, radość, nadzieja, ufność – połączenie rozumu i serca jest harmonijne, a potwierdza to stan duchowego pocieszenia. Jeśli natomiast dominują uczucia negatywne – wątpliwości, strach, niepokój, zniechęcenie – wybór mógł zostać dokonany przedwcześnie, na podstawie błędnego rozeznania woli Bożej. Należy wtedy kontynuować proces rozeznawania do momentu zharmonizowania własnych uczuć i przesłanek racjonalnych.
Uczucia są właściwym kompasem w drodze do Boga, gdy pokazują, że intelektualne rozwiązanie, które prowadzi mnie do strapienia, nie jest dla mnie. Może komuś innemu odpowiadać, lecz na tym etapie mojego życia pozostaje dla mnie bezwartościowe. Wybór, który prowadzi we mnie do pocieszenia, jest rzeczywiście dla mnie. Inni mogą się z tym nie zgodzić, ale oni nie mają tego samego serca, co ja. Poleganie na sercu i jego „emocjonalnych rytmach” jest zgodne z nauczaniem ewangelicznym. Jezus wskazuje na serce człowieka jako na źródło, z którego wypływają uczucia, i naucza, że jako ludzie jesteśmy wyjątkowi nie tylko ze względu na inteligencję, ale przede wszystkim z powodu umiejętności głębokiego odczuwania różnych spraw w naszych sercach (por. Mk 7, 21). Psycholodzy odkryli, że ludzie odnoszą w życiu sukcesy dzięki właściwemu wykorzystywaniu swoich emocji oraz intelektu. Obecnie mówi się o istnieniu „inteligencji emocjonalnej”. Żyjący pełnią życia człowiek w inteligentny sposób wykorzystuje zarówno emocje, jak i fakty, z jakimi ma do czynienia. Wbrew pewnym stereotypowym przekonaniom, przenoszonym czasami także na obszar duchowości i rozwoju religijnego, nasze uczucia nie tylko nas nie zwodzą, lecz stanowią cenne źródło informacji niezbędnych dla prawidłowego rozumienia zdarzeń. Nie korzystając z wiedzy, jaką dostarczają nam emocje, lub traktując ją z niedowierzaniem czy pogardą, skazani jesteśmy na podejmowanie decyzji na podstawie niepełnych informacji. Serce kieruje postępowaniem człowieka, ponieważ podstawę wszystkiego, co robimy, stanowią nasze uczucia.
W metodzie ignacjańskiej kładzie się więc silny akcent na ugruntowanie życiowych wyborów w odczuwanej wiedzy, a nie w teoretycznych abstrakcjach. Proces ten obejmuje, jak podkreśla amerykański jezuita John Futrell, jednoczesne zwrócenie uwagi na „ciągłość myśli podczas refleksji, współistniejące z myślami uczucia – potwierdzające bądź kwestionujące kierunek refleksji – i wzrastające rozumienie, które zawiera w sobie zarówno myśli, jak i uczucia – to jest odczutą wiedzę”. Wiara zaś nie zmienia struktury dokonywania wyboru, lecz nadaje mu dodatkowe znaczenie. Jak się okazuje, metoda rozeznawania zaproponowana w XVI wieku przez św. Ignacego z Loyoli nie tylko w tradycji chrześcijańskiej wytrzymała próbę czasu, ale jej psychologiczna mądrość znajduje potwierdzenie w odkryciach współczesnej psychologii.