Niewidomy od urodzenia
Św. Jan mówi o nim w rozdziale 9. Tutaj także mamy na początku wzmiankę o rozpaczliwym losie człowieka pozostającego w ciemnościach: losie niewidomego od urodzenia. Sytuacja beznadziejna, z którą on sam i wszyscy inni się pogodzili. Po rozmowie na temat grzechu (uczniowie pytają: „On zgrzeszył? Czy inni zgrzeszyli?”) Jezus, pomijając całą kazuistykę, przejmuje inicjatywę. Znowu to On rozpoczyna dzieło, niewidomy o nic nie prosi. „To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloam»” (9, 6n).
Jezus przejmuje inicjatywę, ale i niewidomemu każe coś uczynić. Jest to typowy dla Jezusa sposób zbliżania się do ludzi, nie poprzez obdarowywanie, nie poprzez rzucanie prezentów z góry, ale poruszenie. Jezus postępuje podobnie jak z paralitykiem, którego chce poruszyć od wewnątrz, pobudzając go pytaniami i zachęcając do rozpoznania najgłębszych pragnień. Niewidomemu również daje coś do zrobienia, żeby stopniowo natchnąć go nadzieją, która go poruszy. Później zaś poprzez ów gest uzdrawia go. Niewidomy istotnie „odszedł, obmył się i wrócił widząc”. Począwszy od 7 wersetu rozpętuje się nowa fala polemik, które ciągną się przez cały rozdział 9. Znowu, jak w rozdziale 5, Jezus, zbliżając się z dobrocią i dokonując dzieła zbawienia, wystawia się na nowe kłopoty, zderza się z reakcją człowieka, który nie chce otworzyć się na wiarę i szuka ciągle nowych wybiegów, nowych sposobów ucieczki przed działaniem Boga.
Zwróćmy uwagę, że pod koniec rozdziału, podobnie jak w przypadku paralityka, Jezus objawia się niewidomemu. Ten jednak, inaczej niż paralityk, z prostotą i pokorą głosi dzieła Chrystusa, uznając Go za proroka; swoją zaś poczciwością (Ewangelista wciąga go tutaj w ironiczną konfrontację) potrafi ten człowiek – który nic prawie nie wie, używa najprostszych słów i mówi najoczywistsze rzeczy – pomieszać szyk rozumowania innym, kiedy mówi: „Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje” (9, 31). Jednym zdaniem, zupełnie oczywistym, niemalże banalnym, zbija argumenty uczonych, którzy chcieliby utrzymywać, że nic się nie wydarzyło, że to przecież niemożliwe. Ten człowiek naprawdę robi, co w jego mocy, chociaż jeszcze nie poznał do głębi Jezusa. Jezus zaś na końcu (werset 35) objawia mu się: „Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz (a więc ten człowiek cierpiał za Jezusa), i spotkawszy go rzekł do niego: «Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?» On odpowiedział: «A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?» Rzekł do niego Jezus: «Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie». On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon. Jezus rzekł: «Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi»” (9, 35-39).
I na tym polega cały sens opozycji między faryzeuszami i Jezusem; sens, który dotyczy także i nas: jest znak Pana, a po nim następuje spotkanie pełne wiary, i ono jest celem działania Jezusa. Jezus poprzez znak zbawienia chciał owego człowieka doprowadzić do tego punktu, i w odpowiedniej chwili to czyni. Człowiek ten zaś, zrozumiawszy, że nie tylko otrzymał łaskę, którą może się cieszyć, ale że otrzymał ją od dobroci profetycznej, przyjmuje zaproszenie i z wiarą otwiera się na Jezusa; natomiast pogłębia się wrogość faryzeuszy wobec Jezusa. Wniosek z tej sceny („Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi”) powinniśmy odnieść do siebie. Jeśli wierzymy, że widzimy, lub przechwalamy sie, że widzimy – to ulegamy złudzeniu i jesteśmy ślepi; jeśli zaś wiemy, że nie widzimy, i prosimy o światło – pozwalamy, aby moc Słowa zbliżyła się do nas i nas oświeciła.