W hymnie do Chrystusa, do Jedynego, tak pisze:
„…jak Mistrz (wędrując po ziemi)
niczym spętany orzeł, ku niebu wzbił się w powietrze,
podobnie pojmana jest dusza bohaterów.
Poeci muszą, nawet uduchowieni,
być światowi”[30].
 
Ideałem dojrzanym w proroczej prawie wizji Hölderlina jest urzeczywistnić w sobie tajemnicę Boga-Człowieka, przeżyć w sobie jedność nieba i ziemi, uzgodnić je w miłości, pogodzić Boskie i ludzkie, wielkie i małe. Jest to ideał duszy bohaterskiej. Ideał ten przekracza siły samej natury i ludzkiej kultury. Ideał ten widzimy w świętych. Św. Ignacy od nawrócenia swego (1521 r.) do swej śmierci (1556 r.) jednego pragnął: Poznać coraz więcej, umiłować coraz goręcej i naśladować coraz wierniej Jezusa Chrystusa (Exer 104). W Ignacym to, co było duchowe, stało się także światowe, powiada Rahner, bo umiał on bezgraniczność swej miłości i tęsknoty ograniczyć miłością do tego, co ziemskie, aby Boga szukać i znajdować we wszystkich rzeczach, by go miłować we wszystkich jego stworzeniach, a wszystkie jego stworzenia w nim[31].
 
Przyjrzyjmy się teraz, jak ideał Hölderlina zawarty w formule non coerceri maximo, contineri tamen a minimo dvinum est urzeczywistnił się w Ignacym, stając się sekretem jego osobowości i wielkości. Tak o nim mówi Rahner: „Ten zapalny i trzeźwy zarazem Bask, ten ukryty w rzymskiej celi zdobywca świata jest człowiekiem pogodzonych przeciwstawień”[32]. Przeciwstawienia te, uchwycone trafnie przez autora elogium sepulcrale, są nam już znane: Duch – ciało, niebo – ziemia, kolisko świata – ciasnota grobu. Innymi słowy: boskość i ziemskość, wieczność i doczesność, bezgraniczność miłości i roztropna praktyczność konkretnie realizowanych dzieł tej miłości, najogólniej – wielkość i małość.
 
Dzięki czemu udało się Ignacemu osiągnąć taką pełnię równowagi? Dzięki harmonijnemu uzgodnieniu sił natury i łaski. Łaska padła na grunt z natury szczęśliwie przygotowany. Posłuchajmy, jak o. Polanco określa naturalne uzdolnienia Ignacego: „Były w nim pewne naturalne dary Boże niepospolite; był bowiem pełen zapału do podejmowania rzeczy trudnych, wytrwały w ich przeprowadzaniu, a roztropny w kierowaniu nimi. Dał tego dowód w owym czasie [jeszcze przed nawróceniem] w wielu sprawach, choć były to sprawy światowe. A chociaż młodzieńcem był, już wtedy miał sprawność w kierowaniu sercami ludzi… Ogólnie rzecz biorąc, gdy do czegoś przykładał rękę, zwykł był sprawę pilnie doprowadzać do pożądanego skutku; oczywista, z powodu nieznajomości rzeczy Bożych talentu tego od Boga otrzymanego niekiedy niedobrze używał. Skłonny był do rzeczy wielkich i odznaczał się tężyzną umysłu i ciała”[33].
 
Nadal w dziele Dialogi pro Societate (z 1563 r.) tak nam przedstawia naturę Ignacego, zanim go nawiedziła łaska: „W domu był po szlachecku wychowany, ale do nauki się nie przykładał; pod wpływem jakiejś wielkodusznej pobudki… poświęcił się całkowicie już to wysługiwaniu sobie łaski u króla i książąt, już to zdobywaniu sławy wojennej. Wielka w nim była ambicja, wielka żądza sławy. Zarówno wielkość umysłu i roztropność, jak i wrodzona wybitna moc ducha popychały go zawsze do rzeczy wielkich, niekiedy nawet ponad jego możność; a nie miał upodobania w żadnej rzeczy niskiej, prostackiej i pospolitej”[34].
 
Mamy tu już zapowiedź późniejszego Ignacego: Wielkość umysłu i roztropność. Duch rwący się z zapałem do rzeczy wielkich, szlachetnych i trudnych, a równocześnie roztropność umiejąca wcielać ów zapał w konkretne czyny i stałość w dążeniu do raz zamierzonego celu. Nie ma w nim ani przyziemnej, małodusznej miernoty, ani donkiszoterii porywającej się do walki z wiatrakami. Był przecież rycerzem z Guipuzcoa a nie z La Manczy. Był Baskiem a nie Kastylijczykiem.
 
W Manresie dokonało się oczyszczenie natury i przygotowanie jej na przyjęcie łaski. Oczyszczenie to było też dziełem łaski. Łaska przyniosła ze sobą miłość, ale miłość roztropną – caritas discreta – która zapał do większej chwały Boga umiała wcielić w służbę duszom, w apostolski program życia: Pomagać duszom[35]. Odkąd Bóg-Człowiek objawił się Ignacemu, odkąd Ignacy zapragnął go naśladować i zaciągnąć się pod jego sztandar krzyża, odtąd miłość Ignacego ku osobie Jezusa Chrystusa dokonała w nim integracji, zjednoczenia wszystkiego. Od oświecenia nad Cardonerem (magna illuminatio) Ignacy zaczął patrzeć nowymi oczyma na rzeczywistość Boską i ludzką. Stał się, jak sam to wyznał, innym, nowym człowiekiem[36]. Poznał nie tylko tajemnice wiary i ich wzajemny związek, ale nadto stosunek natury do łaski, środków naturalnych do celu nadprzyrodzonego. Jego mistyka będąca w swej istocie mistyką miłosnej służby Bogu w ludziach, objawiła mu Boga, ale Boga w świecie, w stworzeniach, w duszach ludzkich. Wychodząc z siebie, wyzuwając się z miłości wszystkich stworzeń dla nich samych, umiłował tylko Boga, ale ten Bóg objawił mu się jako Stwórca świata, objawił mu się w człowieku jako w obrazie Bożym. I dlatego ignacjańska mistyka, tak dogłębnie teocentryczna, jest równocześnie mistyką der Weltfreudigkeit – życzliwości względem świata, jak to wykazał Karol Rahner[37].
 
O. Nadal tak nam przedstawił ten rys Ignacego wraz z jego konsekwencjami: „Bóg w swej nieskończonej dobroci działa na Ojca Ignacego szczególnymi łaskami. Działaniem tym Majestat Boski, roztaczający swą Opatrzność nad Kościołem i światem, osiąga dwa rezultaty: z jednej strony spotkanie się wiedzy i życia duchownego; z drugiej zaś zastosowanie do apostolstwa tak zjednoczonych z sobą wiedzy i życia duchownego. Dawniej można było spotkać w niektórych ludziach wiedzę bez życia duchownego, w innych znów – prostych i pobożnych – życie duchowne bez wiedzy; a choć niektórzy posiadali równocześnie kulturę i życie duchowne, do rzadkości należeli tacy, którzy by posługiwali się wiedzą do służby Bożej i do niesienia pomocy duchownej bliźnim”[38].
 
Te słowa Nadala są jakby komentarzem do znanych zaleceń Ignacego w Konstytucjach, gdzie każe harmonizować używanie środków nadprzyrodzonych i naturalnych, i choć przyznaje pierwszeństwo nadprzyrodzonym, nie pozwala lekceważyć naturalnych[39]. Owszem, umiejętne stosowanie jednych i drugich uważa za konieczny warunek do zachowania i rozwoju Towarzystwa oraz do jego skutecznej działalności apostolskiej. O ile bowiem nadprzyrodzone środki jednoczą nas z Bogiem i czynią nas podatnymi narzędziami w jego ręku, o tyle naturalne dysponują nas dobrze względem ludzi i pozwalają znaleźć wspólną z nimi platformę porozumienia, a tym samym oddziaływania na nich.
 
Tenże Nadal, mówiąc o ostatnim, najbardziej dojrzałym etapie życia Ignacego, określił go w dwóch słowach:. In actione contemplativus – kontemplatywny w działaniu. Stwierdziwszy, że był to szczególny dar Boży w duszy Ignacego, dodał, że dzięki temu darowi Ignacy „odczuwał obecność Boga i doznawał uczucia wielkiej pobożności we wszystkich rzeczach, czynnościach i rozmowach, tak iż był w samym działaniu kontemplatywny (tj. modlitewnie z Bogiem zjednoczony); zwykł był to objaśniać w tych słowach: Trzeba znajdować Boga we wszystkich rzeczach. I widzieliśmy, dodaje Nadal, jak ta łaska i światłość jego duszy przejawiała się jakby jakimś blaskiem na jego obliczu oraz jasnością i pewnością w działaniu w Chrystusie, co budziło w nas wielki podziw i wielką pociechę w naszych sercach; czuliśmy też, że coś z tej łaski i na nas spływa”[40].
 
Nadal uchwycił tu trafnie owo ignacjańskie non coerceri maximo, contineri tamen a minimo:Z jednej strony miłość bezgraniczna, zanurzająca się w głębiny Trójcy Św. (mistyka trynitarna), z drugiej zaś strony szukanie i odnajdowanie tego nieskończonego Boga i jego miłości we wszystkich, nawet najdrobniejszych rzeczach i sprawach życia codziennego. Ta miłość była źródłem pewności i jasności w praktycznym działaniu, nie słabnąc w swym nasileniu, dzięki czemu i samo działanie było kontemplacją i modlitewnym zjednoczeniem z Bogiem. Jest to rys najwyższego stadium życia mistycznego, odpowiednik tego, co teoretycy mistyki określają jako unio transformans albo matrimonium spirituale, choć u Ignacego nie ma ten stan wyrazu mistyki nupcjalnej[41].
 
I znów słowa Nadala są komentarzem Konstytucji, gdzie Ignacy zaleca Towarzystwu nowy poniekąd w Kościele styl życia polegający na zjednoczeniu Marii i Marty, kontemplacji i działania. Jest to unio cum Deo tam in oratione quam in omnibus actionibus – zjednoczenie z Bogiem tak w modlitwie jak i we wszystkich czynnościach[42].
 
Ten styl życia nowy, wyższy zdaniem Nadala od samego życia kontemplatywnego i od samego życia czynnego[43], porównuje Ignacy do życia aniołów, w czym znów ujawnia znamienny rys swego ducha: umiejętność wcielania najwyższej miłości ku Bogu w konkretne, nieraz skromne w zewnętrznym aspekcie, działanie apostolskie. Według świadectwa o. Manare i Ribadeneiry Ignacy pragnął, żeby „ludzie należący do Towarzystwa tak byli urobieni, by na wzór aniołów oddawali się całkowicie, z miłością i zapałem, staraniom o zbawienie i postęp duchowy bliźnich… Aniołowie bowiem, nie doznając żadnej namiętności ani zakłócenia, choć nie zaniedbują niczego, czym mogliby nieść pomoc dla naszego postępu duchownego, zachowują zawsze najwyższą pogodę i spokój, oglądając oblicze Ojca niebieskiego, zawsze nim się radując bez żadnego zakłócenia i nieładu”[44].
 
Wzór aniołów uczy nas według Ignacego dwu rzeczy: Po pierwsze utrzymywania kontaktu z Bogiem wśród rozlicznych prac apostolskich, a po drugie spokoju i równowagi ducha w niepowodzeniach. Ta vita angelica – życie anielskie – jest tylko innym ujęciem tej samej postawy zawartej w określeniu Nadala: Contemplativus in actione, i w tym zaleceniu Ignacego, że trzeba być zjednoczonym z Bogiem zarówno w modlitwie, jak i w działaniu.
 
Ten sam Ignacy, który w Konstytucjach zakonnych podał normy wyboru prac apostolskich, zalecając przede wszystkim te, które są trwalsze w skutkach i o większym zasięgu działania, bo „dobro im powszechniejsze, tym bardziej Boskie”[45], w czym bez wątpienia ujawnia się duch miłości pragnącej wciąż więcej dawać i czynić, miłości przekraczającej granice ścisłego obowiązku, a tym bardziej miernoty i małoduszności, ten sam Ignacy nie gardził wcale tak pozornie małymi osiągnięciami, jak powstrzymanie od grzechu choćby tylko przez jedną noc jakiejś prostytutki rzymskiej…[46]
 
Zobaczmy teraz, jak w życiu Ignacego realizowały się konkretnie oba człony tej sentencji, która tak zachwyciła Hölderlina.
 
Najpierw non coerceri maximo. Od czasów Manresy, kiedy przeżył mistycznie tajemnicę Boga, był porywany miłością wciąż większą ku Trójcy Przenajświętszej: „ku niej [Trójcy] był niesiony, z nią był jednoczony całym sercem”[47]. Sam wyznał, że gdyby doskonałość polegała na pragnieniach miłości, to nie dałby się nikomu z żyjących prześcignąć[48]. Wszystkie jego prace i osiągnięcia były niczym w porównaniu z tym, czego pragnął dla Boga dokonać. To, co przeżywał wewnętrznie jako mistyk, było niezwykłe, a przecież wydawało mu się jeszcze małe i sądził, że w życiu świętych musiały dziać się większe rzeczy. Oto jego wypowiedź: „Jeśli w życiu świętych nie zachodziły większe rzeczy niż te, o których czytałem w ich żywotach, to nie chciałbym się z nimi zamienić tym, co Bóg mi darował i co dał mi przeżyć, choć nie jestem świętym, ale grzesznikiem i nędznym człowiekiem”[49].
 
Obcując z Bogiem przeżywał bezgraniczną wielkość Boga, przekraczającą wszelkie granice. Bezgraniczność ta udzielała się i jego miłości i stawała się pragnieniem dawania, ofiarowania (oblaciones)wciąż więcej, znoszenia coraz więcej cierpień dla miłości Boga. Do pewnej pani, która użalała się nad nim, kiedy był więziony w Salamance (1527 r.), tak się odezwał: „W całej Salamance nie ma tyle krat więziennych, kajdan i łańcuchów, ile bym pragnął dźwigać dla większej miłości Bożej”[50]. W liście do króla portugalskiego, Jana III, opisując swe prześladowania, a było ich niemało, zaznacza, że cieszy się z tego, że ich doznał, i dodaje, że pragnie doznawać nowych dla większej chwały Boga[51]. Jest to postawa człowieka niesytego dowodów i wyrazów swej miłości, a zarazem postawa najwyższej wolności ducha w obliczu cierpienia przyjmowanego z miłości. Rozumiał tę postawę geniusz Hölderlina i dał jej wyraz w tych słowach: „I to jest wspaniałe, że dopiero w cierpieniu doznajemy wolności ducha”[52].
 
Skutkiem i przejawem tej miłości nie znającej granic jest ignacjańska obojętność jako nieprzywiązywanie się do niczego, nawet do najbardziej drogich sercu i ze służbą Bożą związanych spraw. Nawet rozwiązanie i zniweczenie umiłowanego Towarzystwa, które przecież założył dla większej chwały Boga, nie mogłoby go zmartwić i pozbawić spokoju ducha na dłużej niż na kwadrans; pomodliwszy się przez 15 minut odzyskałby swobodę i równowagę duszy[53]. Bóg jest zawsze większy niż wszystko – Deus semper maior! Prawda ta jest tak głęboko wyryta w sercu Ignacego, że do niczego prócz Boga nie jest przywiązany, a swej miłości do Boga nieskończonego nie chce stawiać żadnych granic. Niech idzie jak najdalej, bo i tak Bóg jest większy i godzien jeszcze większej miłości[54]. Tak pojęta obojętność i dynamizm miłości jest równocześnie najwyższą wolnością i swobodą duszy. „Zachowaj we wszystkim wolność duszy. W niczym nie kieruj się względem ludzkim, ale zachowaj swego ducha w takiej wewnętrznej wolności, żebyś zawsze mógł robić coś wręcz przeciwnego niż to, co teraz robisz. Nie pozwól sobie odebrać tej wolności. Nigdy nie powinieneś jej utracić”[55].