Dla Boga, który jest poznawany i przeżywany jako wciąż większy, Ignacy jest gotów opuścić i utracić nawet pociechy obcowania z Bogiem, łzy radości i uniesienia, gdyby umniejszały jego zdolność służby ku większej chwale umiłowanego ponad wszystko Majestatu Bożego[56]. Znamienna jest jego rozmowa z o. Laynezem na ten temat. Pewnego razu zapytał Ignacy Layneza, co gotów jest wybrać: czy natychmiast śmierć z pewnością zbawienia, czy ryzyko i niepewność zbawienia przy równoczesnej możliwości wybitnej służby dla pomnożenia chwały Bożej i dobra dusz. Laynez wybrał bez wahania pierwszą część alternatywy. Ignacy opowiedział się zdecydowanie za drugą. Jego miłość nie dała się ograniczyć nawet względem na radość posiadania Boga w niebie (non coerceri maximo), lecz chciała za wszelką cenę, nawet za cenę rozumnego ryzyka, dawać więcej, służyć więcej. Ryzyko, jak zaznaczono, było rozumne. Przecież Ignacy był z Bogiem zjednoczony we wszystkim (unitus cum Deo in omnibus), dlatego mając już Boga przez wiarę, miłość i łaskę, był gotów zaryzykować ryzykiem miłości i służby, jeśli za cenę tego ryzyka jego Umiłowany mógłby być więcej chwalony. Wybierając służbę zamiast odpoczynku w radości Pana Ignacy nie bał się swego ryzyka. Zbyt wysoko cenił szlachetność i wierność Boga, zbyt mu ufał. Jeżeli światowi władcy bywają wierni i hojni dla swych sług oddanych im bez reszty, to cóż dopiero Bóg! Si hoc faciunt homines, quid sperare debemus a Deo![57]
Do rzeczy będzie tu przytoczyć wypowiedź Ignacego przekazaną nam przez o. Nadala. Dotyczy ona życia czynnego, oddanego służbie Bożej, która zmusza do „opuszczenia Boga dla Boga”; przecież sam Jezus, posyłając Magdalenę do braci, zmusił ją do oderwania się od niego (por. J 20,17). „Król ma dwóch synów. Jednego posyła do załatwiania najważniejszych spraw królestwa, na trudne wojny, drugiego zaś trzyma przy sobie. Tamten pierwszy ma większą nagrodę u ojca. Podobnie jest z tym, kto oddaje się trudnym uczynkom miłości; ma pierwszeństwo przed kontemplatykami. Zdaje się, dodaje Nadal, że powiedział to z wewnętrznego odczucia; ja zaś tak tę wypowiedź rozumiem, że chodzi tu o życie czynne wyższe (vita activa superior)”[58].
Ale ta miłość Ignacego, sięgająca poza wszelkie granice ku bezgranicznemu Bogu, opuściwszy wszystko i gotowa wyrzec się nawet słodyczy obcowania z Bogiem dla większej jego chwały, odnajduje Boga we wszystkim i wszystko w Bogu, kocha Boga we wszystkim a wszystko kocha w Bogu[59]. Żadne stworzenie nie jest godne miłości samo dla siebie, żadne nie jest wartością absolutną, ale każde, będąc stworzeniem Boga, godne jest miłości w swoim Stwórcy i Panu wszech rzeczy. W swej szczytowej fazie miłości ku Bogu Ignacy nadal jest obojętny wobec świata, względem wszystkich stworzeń „na obliczu ziemi”, ale ponieważ świat i stworzenia, a przede wszystkim człowiek, są darami miłości twórczej Boga, są umiłowane przez Stwórcę, są znakami jego miłości, obecności i działania, przeto Ignacy ogarnia je miłością w Bogu – w prawdzie ich istnienia, w ich najgłębszej rzeczywistości – w Chrystusie, in quo omnia constant, w którym wszystko ma istnienie i całą swą rzeczywistość (Kol 1,17)[60].
Bóg, Stwórca świata i człowieka, przyszedł na ten świat w postaci ludzkiej, aby ten świat zdobyć i złożyć pod stopy Ojca i tak – wraz ze światem, z ludzkością – wejść do chwały Ojca[61]. Dlatego Ignacy, opanowany miłością Bożą sięgającą poza granice świata, nie odwracając się od Boga ogarnia świat swoją miłością i pragnie pomagać światu w jego powrocie do Źródła, z którego wyszedł – do Boga. Tu tkwi korzeń jego apostolskiego powołania, tego – jak się sam wyraził – królewskiego posłannictwa polegającego na niesieniu pomocy stworzeniom w ich powrocie do Boga-Stwórcy[62]. Tu tkwi korzeń jego Kontemplacji o miłości Bożej zdobywanej, uzyskiwanej w świecie i przy pomocy nie tylko łaski Bożej, ale i wszystkich stworzeń jako darów miłości Bożej[63]. Teraz, kiedy Ignacy kocha bezgranicznie Boga i tylko Boga, Boga dla niego samego, może bezpiecznie i prawdziwie ukochać świat i człowieka jako dar i obraz Boży[64].
W tej miłości dokonuje się pogodzenie przeciwstawień: Boga i świata, nieba i ziemi, wieczności i czasu. W sercu Ignacego dokonało się to, o czym marzył Hölderlin: Miłość Boska stała się ludzka, a to co było najbardziej duchowe i uduchowione, stało się także światowe; nieograniczona niebiańska wielkość dała się zawrzeć w granicach ziemskiej i ludzkiej małości. A stało się tak dlatego, że Ignacy poznał, umiłował i upodobnił się do Jedynego – do Boga-Człowieka, a tym samym zjednoczył i pogodził w sobie Boskie i ludzkie. Miłość jednocząca w Jezusie Chrystusie obaliła wszelki mur niezgody i rozdarcia, scalając wszystko w jedność harmonijną – za cenę krzyża – i rodząc pokój.
Była to równocześnie przedziwna prostota i najwyższa kultura ducha, za którą tak tęsknił Hölderlin. Tę postawę duchową Ignacego tak scharakteryzował o. Laynez: „Ignacy posiada głębokie poznanie rzeczy Boskich i wielki pociąg ku nim, i to tym większy, im bardziej one są oderwane i odłączone [od wszystkiego, co stworzone]. Nadto ma dar udzielania rad i roztropność w działaniu, dar rozeznania duchów, wielką moc i wielkoduszność w prześladowaniach, wielką też prostotę, objawiającą się w tym, że nikogo nie potępia wszystko na dobre tłumacząc, wybitny dar załatwiania spraw i wciągania tak siebie samego jak i innych do służby Bożej”[65].
W tym świadectwie Layneza uderza nas właśnie to pogodzenie rzeczy najbardziej Boskich i najbardziej codziennych, praktycznych, jak roztropność w działaniu i umiejętność załatwiania spraw. I nie jest to przypadkowa zbieżność, ale właśnie te pierwsze – Boskie – objawiają się w tych drugich – ludzkich i warunkują je. Zwrócił na to, jak widzieliśmy wyżej, uwagę o. Nadal[66].
Taka postawa przenikająca do głębi całą osobowość Ignacego rodziła w nim przedziwny pokój. Ludzie, którzy z nim przestawali, doświadczali na sobie tego pokoju, promieniował on bowiem na otoczenie. Oto świadectwo kardynała Kaspra de Quiroga: „Znaliśmy go [Ignacego] zawsze jako człowieka prawdziwie pokornego; łagodny, cierpliwy, pełen miłości, gorliwy o chwałę Bożą i o zbawienie dusz, gardził światem, był roztropny i wielkoduszny. We wszystkich zmiennościach życia, w dobrej i złej doli, w powodzeniu i w przeciwnościach znajdowaliśmy go ku naszemu podziwowi zawsze jednako pogodnego, pełnego poważnego pokoju i świętej godności, tak że widziało się na jego twarzy tę równość usposobienia i pokój”[67].
Contineri tamen a minimo.
„W najmniejszym objawia się największe” – powiedział Hölderlin. W jakiej mierze ujawnia się w Ignacym ta druga część sentencji nagrobnej?
Ten człowiek, który powiedział o sobie: „Widziałem, odczułem i pojąłem wszystkie tajemnice wiary chrześcijańskiej”, widział Boga w najdrobniejszych rzeczach, nawet w liściu krzewu pomarańczowego[68]. W jego Dzienniku Duchownym czytamy pod dniem 19 lutego 1544 r. notatkę potwierdzającą ten fakt. Oto idąc ulicami Rzymu, ilekroć ujrzał trójkę osób, zwierząt czy rzeczy, tyle razy stawała mu przed oczami Trójca Święta, napełniając go wewnętrzną radością[69]. Oto co znaczy znajdować Boga we wszystkim, a wszystko widzieć w Bogu.
Nic zatem dziwnego, że Ignacy przywiązywał wielką wagę do rzeczy małych, do szczegółów, co nieraz ludzi raziło i wydawało się manią drobiazgowości. Wystarczy tu wspomnieć jego troskę o schludność w domu zakonnym, o smaczne i czyste przygotowanie potraw, o nienaganną czystość zastawy stołowej, o ochędóstwo stroju i izb mieszkalnych, o jak najdalej posuniętą poprawność listów, które nieraz kilkakrotnie przepisywał itp.[70]. Małe rzeczy były dlań ważne, bo w nich objawia się wielkość Boga-Stwórcy i wielkość naszej ku niemu miłości. Ślad stóp wstępującego do nieba Zbawiciela wyciśnięty wedle legendy na kamieniu na Górze Oliwnej pociąga go ku sobie równie mocno jak najbardziej wewnętrzne porywy łaski[71].
Ten ostatni, drobny na pozór, epizod objawia nam całą duszę Ignacego, tak inną w swym nastawieniu do ziemskich śladów Jezusa od duszy Erazma z Rotterdamu[72]. Tu właśnie Ignacy ze czcią doświadcza i całuje ślad Boga wyciśnięty w materii świata, wielkość Boga objawiająca się w małości i lichocie stworzenia. Erazm, zbyt był „uduchowiony”, żeby się tym przejmować. Ignacy był bardziej wrażliwy na Wcielenie Boga niż uczony tłumacz Nowego Testamentu. Zbyt długo i zbyt głęboko wpatrywał się Ignacy w Boga wcielonego, żeby mógł lekceważyć to wszystko, co Słowo odwieczne, uwięzione „jak orzeł” w materii świata, uświęciło i podniosło do nowej wartości. Jak Syn Boży ukrył swą Boskość pod osłoną ziemskości, tak Ignacy – rozmiłowany w nim naśladowca – dostrzegał pod osłoną małości stworzenia wielkość Stwórcy. Kochał Boga w gwiazdach, w kwiatach, w muzyce i w śpiewie[73]. Było to w nim tak proste, że o. Fruzjusz nie wahał się powiedzieć, iż „łaska była w nim jakby czymś konnaturalnym”[74].
Szczególnym dowodem i wyrazem tego contineri tamen a minimo było liczenie się Ignacego z konkretną rzeczywistością, dar adaptacji do ludzi i sytuacji, umiejętność rozpoznawania niewidocznych dla innych zmian zaszłych w tym samym pozornie stanie rzeczy[75]. Jego zasadą było, że trzeba naginać się do rzeczy i sytuacji, a nie czekać, aż się rzeczy do nas nagną. Przełożonym niższym zostawiał dużą swobodę, bo – jak sam mówił – „człowiek daje urząd i zadanie, ale Bóg udziela rozeznania i roztropności. Trzeba zatem działać nie tylko wedle rozkazów i reguł, ale także wedle okoliczności”. Ileż szerokiego umysłu i zdrowego rozsądku mieści się w tej radzie, jaką dał o. Manareusowi jako rektorowi w Loreto: „Szyj, Olivierze, ubrania według sukna, jakie masz”[76]. Lepiej po polsku: Tak krawiec kraje, jak mu materii staje…
Pięknym wyrazem uzgodnienia wielkiej, wprost bezgranicznej ufności w Bogu z małością ludzkiego wysiłku jest to świadectwo Ribadeneiry o Ignacym: „We wszystkich rzeczach, które podejmował dla chwały Bożej posługiwał się do celu wszystkimi ludzkimi środkami z taką starannością, jakby od nich zależał cały wynik. Ale zarazem tak ufał Bogu i dawał się kierować Opatrzności Bożej, jakby ludzkie środki były bez żadnej mocy i skuteczności”[77].
Ale najpiękniejszym chyba rysem umiłowania przez Ignacego rzeczy małych była jego pokora. Pokora stworzenia przed majestatem Stwórcy, grzesznika przed świętością trzykroć świętego Boga. Wyrywając się do śmierci, aby być zjednoczonym na zawsze z Bogiem, pragnął równocześnie, aby ciało jego było porzucone gdzieś w polu psom na pożarcie…[78] Wiemy, że umierał prosto i cicho, nie czyniąc dokoła swej osoby żadnego szumu, cofając się w cień, bez wiatyku i olejów św., bez błogosławieństwa papieskiego, które Polanco przyniósł już za późno… Duch jego odszedł do Boga, a ciało pochłonęła ciasnota grobu.
Ignacy nie będąc poetą urzeczywistnił to, o czym marzył poeta – Hölderlin: „Poeci, nawet uduchowieni muszą być światowi”. I to, co Klemens Aleksandryjski powiedział o gnostyku (mędrcu) chrześcijańskim: „Żyje on na tym świecie, ale jest wzniesiony ponad ten świat”[79]. Ignacy nie znał chyba tych słów Klemensa, ale znał słowa Chrystusa: Jakoś Ty mnie posłał na świat, i ja ich posłałem na świat… nie są ze świata, jak i ja nie jestem ze świata… Nie proszę, żebyś ich zabrał ze świata, ale żebyś ich zachował od złego… (J 7,14- 18). Oblókłszy się w Chrystusa umiał Ignacy wyjść ze świata, przełamując jego ciasne granice, a równocześnie umiał odnaleźć Boga w świecie, a świat w Bogu. Umiał nadać swej miłości kształt większy niż świata kolisko, a równocześnie zamknąć tę miłość w najmniejszej nawet rzeczywistości widzialnego świata. Transcendencja i immanencja Boża, wielkość Bóstwa i małość człowieczeństwa Syna Bożego objawiły się w życiu Ignacego w sposób swoiście doskonały. I dopiero zrozumienie tej prawdy daje nam klucz do zrozumienia prawdziwej osobowości i wielkości Ignacego, do wniknięcia w jego ducha i w jego dzieło.