A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: Pokój wam! Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich. Potem rzekł do nich: To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach. Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma, i rzekł do nich: Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie, w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego (Łk 24, 36-48).

 

Ewangeliści milczą na temat spotkania Jezusa zmartwychwstałego z Maryją. Podejmuje go natomiast cała Tradycja Kościoła. Niewątpliwie Maryja nie potrzebowała fizycznego objawienia. Dla Niej głos serca i oświecenie były pewniejsze niż zmysły. Stąd ukazanie się Zmartwychwstałego Syna Maryi miało charakter bardziej osobisty, prywatny. Było dopełnieniem uczuć miłości i umocnieniem w wierności na dalsze dni, po jego odejściu do Ojca. To spotkanie Jezusa zmartwychwstałego i Jego Matki musiało odbyć się w sposób bardzo zwyczajny; spotkała się światłość i miłość. Radując się, że świat jest ocalony, a śmierć zwyciężona (B. Martelet). 

            Bł. Katarzyna Emmerich opisuje spotkanie Maryi z Jezusem chwalebnym, pozbawionym ran, w otoczeniu patriarchów: Wtem pojawił się Najświętsze Pannie anioł z poleceniem, by wyszła do furtki Nikodema, bo zbliża się Pan. Radość napełniła serce Maryi. Nie wspominając nic innym niewiastom otuliła się płaszczem i pospieszyła do furtki w murach, którą wychodziło się do ogrodu Józefa. Była może godzina dziewiąta wieczorem. Najświętsza Panna szła spiesznie we wskazanym kierunku, gdy wtem już w pobliżu furtki zatrzymała się nagle i z zachwyceniem radosnym zaczęła spoglądać w górę ku wysokim murom miejskim. Spostrzegła bowiem jak powietrzem płynęła ku Niej świetlista najświętsza dusza Jezusa bez żadnego śladu ran, otoczona licznym orszakiem dusz praojców. Jezus, zwróciwszy się ku patriarchom, wskazał na Najświętszą Pannę i rzekł: „Oto Maryja, Matka moja!”. Po czym, jak mi się zdawało, uścisnął Ją i zniknął. Najświętsza Panna upadła na kolana całując w uniesieniu miejsce, w którym Jezus dopiero co stał.

            W inny sposób wyobraża sobie to spotkanie współczesny pisarz Roman Brandstaetter. W swojej książce Jezus z Nazarethu pisze: Gdy Miriam, która już drugą noc spędziła z niewiastami na modlitwach – siedziały na ziemi, zawodziły, śpiewały żałobne kinoth – oparła się plecami o ścianę i zmęczona usnęła, Mariamme z Magdali, Hana, Mariam, matka Jaakowa, i Salome, matka synów Zebadii, wyszły na palcach z izby i udały się pustymi ulicami, jeszcze pogrążonymi w jasnych ciemnościach księżycowej nocy, do Bramy Ogrodów, aby natychmiast po jej otwarciu – a było już do świtu niedaleko – pójść na Golgothę i uświęcić grób Jeszuy ben Josef wonnościami zakupionymi wczoraj wieczorem u znajomego sprzedawcy balsamu. Miriam ocknęła się. W kącie izby dopalała się oliwna lampka, której płomyk był teraz ledwo widoczny w jasnych płomieniach świtu. Niewiasta rozejrzała się po izbie. Poszły do grobu. Nie zbudziły jej. Jak długo spała? Chciała z nimi iść. A one poszły same. Prawdopodobnie chciały, żeby nieco wypoczęła. Ale właściwie po co chce iść do grobu? Ten grób dźwiga w sobie, pod sercem. Jak ongi dźwigała Jeszuę w swoim macierzyńskim łonie, tak samo teraz dźwiga w sobie Jego grób. W łonie. Pod sercem. O , jak ciężkie jest to żałosne brzemię! Z Jego śmiercią dobiegło końca jej życie. Nie ma już czego szukać na tym świecie. Tak…tak… wiedziała, że ją bardzo kochał, ale poszedł w świat, cały oddany Elohim. Ojca więcej kochał niż ją… Tak powinno być… Tak powinno być… Słowa te powtarzała wciąż od wielu, wielu lat i za każdym powtórzeniem przynosiły jej wielką ulgę. A teraz Syn nie żyje. Czy nie mogła umrzeć przed Nim? Na pewno była do czegoś potrzebna, skoro Pan kazał jej żyć i przeżyć śmierć Syna. Może życiem w cieniu miała świadczyć o prawdziwości cienistego Zwiastowania? Może jej obecność potrzebna była pod krzyżem? Może Pan chciał, aby martwa głowa Jeszuy spoczęła na jej łonie? Dobrze jest tak, jak jest. Wszystko spełniła, co Pan jej kazał spełnić. Była posłusznym narzędziem Jego woli, chociaż nie wszystko po dzień dzisiejszy jest dla niej zrozumiałe i jasne. Niech się dzieje według Jego słowa. O , jak ciężki jest ten grób, który w sobie dźwiga! Czy to jest naprawdę grób? Czy to brzemię jest naprawdę martwym ciałem jej Syna? Jej niebieskie, głęboko osadzone oczy pod czarnymi łukami brwi zabłysły łagodnym światłem, jak wtedy, gdy będąc nazarethańską dziewczyną w domu rodziców ujrzała w sobie postać nieznanego Męża idącą ku niej z głębi półmrocznej izby.

            Upadła na twarz, objęła rękami Jego nogi i spytała:

            – To Ty? Mój Synu Najukochańszy?

            Usłyszała odpowiedź.

            Milczała, bo nie mogła z siebie wydobyć głosu.

Różnorodność opisów spotkania, które nie zostało utrwalone na kartach Biblii, wskazuje jak trudno jest wyrazić słowami to doświadczenie; zwłaszcza uczucia, jakie mogły towarzyszyć Matce i Synowi. Podczas gdy Katarzyna Emmerich podkreśla duchową mistyczną radość, Roman Brandstaetter akcentuje zadziwienie, zaskoczenie, milczenie i adorację. Głęboka, duchowa, mistyczna radość jest trudniejsza do wyrażenia, niż ból i cierpienie.

Kościół w antyfonie wielkanocnej zachęca do radości z Maryją w taki sposób:

Królowo nieba, wesel się, alleluja!

Bo ten, któregoś nosiła, alleluja!

Zmartwychwstał, jak powiedział, alleluja!

Raduj się i wesel, Panno Maryjo, alleluja!

Bo zmartwychwstał Pan prawdziwie, alleluja!

Wobec faktu zmartwychwstania Maryja jawi się jako wierząca i ufająca. Dzięki wierze ma wyczucie i dostrzega bliskość Zmartwychwstałego, który przenika całe Jej życie. Dlatego nie widzimy Jej przy złożeniu Syna do grobu, nie widzimy również, by wczesnym rankiem, jak inne kobiety, z niecierpliwością i bezradnością biegła namaścić ciało Jezusa (por. Łk 24, 1nn). Maryja, która nieustannie nosiła w swym sercu słowa Jezusa i rozważała je, co więcej nosiła w swym sercu samego Jezusa, z prostotą i wiarą bez cienia wątpliwości i pokus przyjęła nowy sposób obecności Jezusa, wynikający ze zmartwychwstania.