Jesteśmy przez chwilę tylko biednymi
kobietami, słabymi i kruchymi
(fot. slayerphoto / flickr.com)

Powiecie mi, że wiele z tych rzeczy zawdzięczamy tym, które wiele lat temu, z niemałym wysiłkiem, wywalczyły dla kobiet znaczne prawa obywatelskie, o których dzisiaj już nawet się nie dyskutuje. Macie rację. I dlatego irytują mnie ci, którzy z pewną pobłażliwością mówią o wczorajszych i dzisiejszych feministkach, używając, kiedy są w dobrym humorze, określenia „histeryczki”. Bez tych „histerii” Emmeline Pankhurst prawa wyborcze kobiet czekałyby znacznie dłużej na swoją realizację (we Włoszech pozwolono nam głosować dopiero w 1945 roku!), a bez „histerii” feministek z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych pozycja kobiet w społeczeństwach zachodnich nie osiągnęłaby tego poziomu, na jakim jest dzisiaj. Popierajmy więc takie „histeryczki”, którym udaje się walczyć o słuszną sprawę.

Niestety, często same kobiety stają się swymi największymi przeciwnikami. Chodzi mi tutaj o ten ekstremalny feminizm, który widzi w wiecznej walce przeciwko mężczyźnie i wszystkiemu, co on reprezentuje, jedyny cel i sens swojej działalności. To walka, która powoduje, że wpadają one w wiele zasadzek, ponieważ idea równouprawnienia nie jest przedstawiana jako potrzeba równych możliwości, ale jest groteskową próbą współzawodnictwa z mężczyznami na każdym polu i za każdą cenę. A taką postawę ja odrzucam zdecydowanie, domagając się pełnym głosem prawa do odmienności. Naśladowanie mężczyzn w ogóle mnie nie interesuje.

Kilka lat temu Manuela Gretkowska zaproponowała mi wstąpienie do nowo powołanej Partii Kobiet. Odmówiłam z dwóch powodów: jeden miał charakter ideologiczny (nie podzielam formułowanych tam postulatów w kwestii aborcji), drugi zaś miał charakter dla mnie podstawowy: byłam i jestem przeciwna zamknięciu sprawy kobiet do „getta” jednej formacji; inaczej mówiąc: kobiety we wszystkich partiach, a nie jedna partia kobiet.

Nie dajcie sobie, moje kochane, zawrócić w głowie utartymi sloganami i innymi komunałami, ani też tym, którzy będą powtarzać, że mężczyźni są tacy, a kobiety inne. Podchodźcie do frazesów typu: kobiety są z Venus, a mężczyźni są z Marsa, czy innych podobnych, z odpowiednim dystansem. Każda osoba, czy to mężczyzna, czy kobieta, jest zdolna do czynienia rzeczy wielkich lub nikczemnych. Im dłużej żyję, tym mniej wierzę w te cechy, które podobno nas wyróżniają, jak owa słynna „kobieca intuicja”. Zdolności intuicyjne istnieją niezależnie od płci, albo się je ma, albo nie. Sama często ulegałam stereotypom, że mężczyźni nie są w stanie zrozumieć kobiet i vice versa. Wiele razy załamywałam ręce na faktem, że mamy inne poczucie czasu, inną wrażliwość, inne potrzeby. Ile razy mówiłam, że istnieje zupełnie podstawowa różnica odczuwania pomiędzy kobietą i mężczyzną. Ale z czasem doświadczenie nauczyło mnie, że brak porozumienia i wszelkie różnice nie są związane z płcią, ale są cechą osobniczą i specyficzną, występującą pomiędzy różnymi osobami, a nie przedstawicielami przeciwnych płci.