Tadeusz Hajduk SJ

Wstęp

Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli są duchową drogą, która krok po kroku prowadzi do wydania się w ręce Boga. Stopniowo dojrzewamy do powierzenia siebie Bogu. Powoli dociera do nas to, że Bóg naprawdę stwarza nas i zaprasza do wspólnoty miłości. Wcielenie Syna Bożego jawi się nam coraz dobitniej jako uzyskanie śmiałego przystępu do Kogoś najwspanialszego, do Ojca Przedwiecznego. (por. Ef 2, 18; 3, 12) W czasie Ćwiczeń ignacjańskich oswajamy się z tym, jak drodzy i cenni jesteśmy dla Boga; On nie tylko nazywa nas swymi dziećmi, ale rzeczywiście przybiera nas za swe dzieci. (por. 1 J 3, 1) Trójca Boskich Osób niecierpliwie czeka, kiedy się uśmiechniemy i rozradujemy z powodu naszej godności. Jako ochrzczeni już uczestniczymy w Życiu Trójcy Boskich Osób. Każde nowe sakramentalne spotkanie z Chrystusem uświęca nas coraz bardziej i zakorzenia w samym Bogu.
Ważne jest jednak, byśmy do naszych sakramentalnych spotkań z Jezusem przydali spotkania modlitewne. Słusznie mówimy o różnych rodzajach czy sposobach modlitwy. Pamiętajmy jednak o tym, że w każdej autentycznej modlitwie jedno jest najważniejsze: zwrot serca do Boga i otwarcie serca na udzielanie się samego Boga nam.
Czy trudno jest się modlić? Czy trudno jest spotykać się z Bogiem? – I tak i nie! Modlitwa z jednej strony wiąże się z codziennym zmaganiem, choćby tylko o czas. Z drugiej jednak strony jest ona czymś dziecięco prostym. Dla maleńkiego dziecka nie ma niczego prostszego i bardziej miłego niż trwanie w ramionach rodzica i gaworzenie z nim. W naszej dziecięcej relacji do Boga Ojca jest bardzo podobnie!
Trzeba jednak przyznać, że nie brak nam trudności i przeszkód, i to wielkich, gdy chodzi o nasze ufne i radosne przestawanie z naszym Stwórcą i Ojcem. W pokonywanie tych przeszkód zechciał zaangażować sam Ojciec, Jego Syn, a także Duch Święty. Bądźmy spokojni! Bóg wystarczająco, ponad wszelką miarę, angażuje się w szukanie kontaktu z nami. Trzeba zatem tylko jednego, byśmy i my dali z siebie wszystko, na co nas stać.
Z bezcenną pomocą przychodzą nam także Święci żyjący na przestrzeni wieków. Są oni z łaski Ducha Świętego wielkimi mistrzami modlitwy. Wiele się od nich uczymy, stając się uważnymi uczniami w ich szkole modlitwy.
Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli zasadnie można nazwać szkołą modlitwy. Wśród kilku podstawowych sposobów modlitwy zaproponowanych w Ćwiczeniach jest medytacja(1). W pierwszym tygodnia Ćwiczeń praktykujemy ją kilka razy na dzień (4-5). Medytacja ignacjańska to – dość dokładnie określony ciąg działań, w których staramy się być zarówno uważnymi słuchaczami Boga jak i Jego rozmówcami.
W opisie ignacjańskiej metody medytacji uderzy nas być może pewna wielość działań i stała ich kolejność. Nie powinno nas to dziwić ani być przeszkodą w praktykowaniu medytacji; czyż nie jest tak, że wszystko, co istnieje, ma swój ład i rygorystycznie podlega określonym prawom? We Wszechświecie i na Ziemi raczej niewiele jest miejsca (jeśli w ogóle) na tzw. improwizację i „przypadki”. Podobnie jest w relacjach między osobami i w więzi z Bogiem. Nasze życie, mimo anarchistycznych zapędów, dzieje się, by tak rzec, według pewnego ceremoniału. Ma swój ceremoniał sakramentalna liturgia w Kościele. Mają swój określony przebieg zaślubiny małżonków. Nie inaczej jest z wydarzeniami – artystycznymi, patriotycznymi, towarzyskimi itd. To oczywiste, że „rzecz” tak ważna jak nasza modlitwa – od ustnej poczynając na mistycznej kończąc – rządzi się pewnymi regułami i przebiega według pewnego schematu, ujęta jest w pewne ramy. Dopóki nie ujrzymy Boga „twarzą w twarz”, dopóty nasza modlitwa będzie się odwoływać do Słowa Bożego i wspierać się o różne pomocne metody. Taka modlitwa wiąże się niewątpliwie z trudem, ale jest to trud błogosławiony. Sam Bóg nagradza go różnymi darami i Sobą! (por. CD 15, 20) Ufnie zatem przyjmijmy wymogi wpisane w metodę medytacji, by – za każdym razem – tym pewniej i szybciej wyrwać się z siebie i przejść w Boga. (św. Ignacy) Z nadzieją praktykujmy modlitwę medytacyjną, wiedząc, że wielu chrześcijanom pomogła ona pokonać skoncentrowanie na sobie (egocentryzm) i skłonność do mówienia jedynie ze sobą o sobie.

Prośba stale ponawiana(3)

Modlitwa przygotowawcza: Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały jego Boskiego Majestatu (CD 46).
Ta modlitwa przygotowawcza jest bardzo ważna, ponieważ przypomina nam treść Zasady pierwszej i podstawowej, czyli Fundament Ćwiczeń duchownych (CD 23). Choć zabrzmi to dziwnie, to jednak powiem, że nawet na początku medytacji, czyli modlitwy, dobrze jest przypomnieć sobie prymat Boga! Wrodzony egocentryzm łatwo uwodzi nas i nakłania, byśmy we wszystkim szukali przede wszystkim własnej przyjemności, korzyści i wygody. Zatem to dobrze, że „modlitwa przygotowawcza” niejako stoi na straży i cierpliwie przypomina mi, żebym naprawdę Boga postawił w centrum modlitwy, a nie siebie samego – pod jakimkolwiek pozorem! Chcę więc szczerze tego, żeby z moich odkryć i przeżyć wypłynęło, koniec końców, więcej gotowości do służby Bogu! Pragnę gorąco, aby w owocach decyzji, które podejmę, objawiała się chwała, wspaniałość Boskiego Majestatu!
Św. Ignacy podpowiada nam bardzo zwięzłą modlitwę przygotowawczą. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wypracować sobie własną modlitwę przygotowawczą. Może ona brzmieć np. tak: Panie, spraw, bym był tu dla Ciebie, a nie dla mnie. Chcę podjąć tę modlitwę, by poznać bardziej Ciebie. Chcę to czynić bezinteresownie, tzn. dla Ciebie samego, a nie dla „przysmaków”, które temu poznaniu już nieraz towarzyszyły. To też nie jest najważniejsze, bym od razu otrzymał odpowiedzi, których szukam… Ty, Twoja Chwała i służba Tobie, a także cześć, respekt dla Twej Mądrości – niech będą celem i motywem moich działań na modlitwie! O to szczerze i gorąco proszę! Jestem tu przed Tobą i dla Ciebie, bo Ty jesteś Bogiem, a nie ja!
Zaczynając każdą medytację od takiej prośby, wymadlamy i utrwalamy w sobie przekonanie siebie, że wszystko należy traktować jako relatywne wobec Boga. Nic nie jest ważniejsze od Niego. Niczego nie można wynieść ponad Boga. Inaczej mówiąc, najważniejsze jest, bym liczył się z Bogiem i do Niego przylgnął, natomiast względne jest to, czy i kiedy doświadczę wielkich pociech i oświeceń. Nie jest to najważniejsze, czy w najbliższej medytacji doświadczę smaku „rzeczy Bożych” czy raczej oschłości i jałowości. Istotne jest to jedynie, bym zbliżył się do Boga, który mówi do mnie; bym Go bardziej poznał, umiłował i by w końcu zjednoczyły we mnie dwa pragnienia: moje i Ducha Świętego.
Powiedziawszy to wszystko, nie przeoczmy rzeczy najważniejszej – że akcent w tej modlitwie przygotowawczej pada na prośbę. Stale ponawiamy tę prośbę, ufając, że Bóg da nam to, o co Go tak wytrwale prosimy.

Ustalenie miejsca, obraz (CD 47)

Ustalenie miejsca jakby się je widziało. Tu trzeba zaznaczyć, że w kontemplacji lub w rozmyślaniu o rzeczy widzialnej, jak np. w kontemplacji o Chrystusie, Panu naszym, który przecież jest widzialny, ustalenie miejsca będzie polegać na oglądaniu okiem wyobraźni miejsca materialnego, gdzie znajduje się to, co chcę uczynić przedmiotem kontemplacji. Mówiąc „miejsce materialne” mam na myśli np. świątynię lub górę, na której znajduje się Jezus Chrystus lub Pani nasza Maryja, zależnie od tego, co chcę kontemplować (CD 47).
Zachwyca nas nieraz widok dziecka, które bywa całe pochłonięte słuchaniem kogoś czy oglądaniem np. ulubionej bajki… Nam dorosłym nie tak łatwo przychodzi dać się pochłonąć w akcie słuchania Boga i patrzenia na Słowo Wcielone… Od skupienia całej uwagi na Bożym słowie i Bożym obrazie odwodzi nas własna pamięć i wyobraźnia. Uczestniczyliśmy w tylu wydarzeniach, pamiętamy tyle różnych sytuacji, zarejestrowaliśmy tyle obrazów. Mamy też do nich tak łatwy przystęp! Można je przywoływać na zasadzie najdziwniejszych skojarzeń. Lub one same przyciągają naszą uwagę. Gdy zaczynamy modlitwę medytacyjną, chcemy przestawać z Bogiem, a nie zajmować się sobą czy czymkolwiek. Chcemy cali uczestniczyć w spotkaniu z Bogiem. W tym celu – oprócz innych działań wstępnych – czynimy jeszcze jedno: naszej wyobraźni podsuwamy odpowiedni obraz. Zaś ona (wyobraźnia) wpatrując się w obraz starannie dobrany, nie tylko przestaje przeszkadzać nam i rozpraszać naszą uwagę, ale przyczynia się do bardziej intuicyjnego uchwycenia tego, co Bóg nam komunikuje.
Z obrazu – wyobrażonego na podstawie tekstu czy oglądanej reprodukcji arcydzieła – jest jeszcze i ten praktyczny pożytek, że łatwiej jest nam powrócić do tematu modlitwy, gdy niepostrzeżenie urywa się tok myśli. Myśl jest potęgą i tak wiele od niej zależy, ale jednocześnie jest dość ulotna, natomiast obraz jest bardziej trwały i uchwytny; jako taki jest on dla modlącego się niczym morska latarnia dla żeglarza…
Różne obrazy przywołujemy w Ćwiczeniach duchownych, by zbliżyć się do tajemnicy Boga i człowieka. Najwspanialszym „obrazem” jest oczywiście sam Wcielony Boży Syn – to On jest obrazem Boga niewidzialnego (Kol 1, 15). Do Człowieczeństwa Jezusa Chrystusa winniśmy stale powracać i od Niego najchętniej i najczęściej zaczynać naszą modlitwę.

Prosić o łaskę (CD 48)

Prosić Boga, Pana naszego, o to, czego chcę i pragnę (CD 48).
Z tego zalecenia wynika zachęta, by zdać sobie sprawę z tego, czego ja chcę i pragnę! Czego najbardziej, czego najserdeczniej? Trzeba dobrze zastanowić się i wniknąć w siebie, by wypowiedzieć swoje najważniejsze i najgłębsze pragnienie(a). Nie od razu do niego docieramy.
W czasie Ćwiczeń duchownych to pragnienie jest nam, może ku zaskoczeniu, „podpowiedziane”. Jest tego ważna przyczyna: jesteśmy bowiem wprawdzie niepowtarzalni i idziemy do Boga (każda osoba) własną drogą, jednak i to jest Prawdą, że naszą drogą do Boga Ojca jest Jego Wcielony Syn. To, co On objawia i stanowi, ma charakter obiektywnej „normy”. W Chrystusie, przez Niego i dla Niego jesteśmy stworzeni, dlatego nie może dziwić, że z Jego słów i Jego Serca wyczytujemy to, kim jesteśmy, do czego winniśmy dążyć i czego winniśmy pragnąć.
Pamiętajmy i o tym, że Duch Święty nie podpowiada nam ani tym bardziej nie narzuca pragnień sprzecznych z pragnieniami, które nosimy w głębi naszego ducha. To jedynie „pożądania ciała” (por. Ga 3, 17) są sprzeczne z dążeniami Ducha Bożego i ducha ludzkiego! Trzeba zatem z zaufaniem odnosić się do pragnień, które są w nas, byle odróżniać je od cielesnych pożądań.
Ujawnijmy jeszcze pewną trudność: być może proszenie kojarzy się nam nie najlepiej. To kojarzenie ma wtedy miejsce, gdy nie jesteśmy pewni bycia miłowanymi! Nie prosimy w ogóle bądź prosimy z oporami (ludzi i Boga), gdy sądzimy, iż akt proszenia i treść prośby natrafi u osoby proszonej na niechęć do dawania. To oczywiste, że nikt nie chce być natrętem, a jeśli już – to tylko wtedy, gdy zmusza go do tego ostateczność, jakaś wielka potrzeba…
Rzecz wygląda całkiem inaczej, gdy wchodzimy w świat naszego Najlepszego Ojca. Tu nie powinny warunkować nas negatywne doświadczenia poczynione z ludźmi. Nie ulega przecież najmniejszej wątpliwości, że Bóg, który jest Miłością i stwarza nas z Miłości, bardzo pragnie nas obdarowywać i uszczęśliwiać. Nasze ponawiane akty proszenia nie są dla Boga obciążeniem, lecz powodem samej radości! Gdy ufnie prosimy, wtedy Bóg nie ma wątpliwości, że pojęliśmy i pokochaliśmy nasz status – dzieci bardzo miłowanych i uczących się miłować (por. Łk 11, 1-13). Przypomnijmy sobie zresztą, jaką radość sprawiało nam obdarowywanie osoby miłowanej… Miłość zawsze pragnie spełniać pragnienia i prośby osoby miłowanej. Realna miłość czyni proszenie i dawanie czymś radosnym i bardzo naturalnym.
Otwartą kwestią pozostaje jeszcze tylko to, czy i kiedy (jak szybko) dorośniemy do proszenia Boga o „rzeczy” naprawdę wielkie. Przy sposobności powiedzmy, że prosimy na pewno o wielkie dary w Ojcze nasz. Treścią każdej z siedmiu próśb jest Boska Miłość. Nasz bezbrzeżnie ubogi duch najbardziej potrzebuje Boskiej Miłości. Materialne rzeczy potrzebne do życia Ojciec daje nam z góry. Uprzedzająco przygotował wszystkie bogactwa Ziemi. Gdy zaś chodzi o pragnienie Boskiego rodzaju życia w nas i o bycie synami w Synu, to zachodzi tu potrzeba częstego rozbudzania tego pragnienia. Dzieje się to zazwyczaj wtedy, gdy bierzemy słowo Boże na zęby mądrości (por. św. Bernard) i kontemplujemy Oblicze Jezusa (Jan Paweł II). Słowo – Jezus budzi w nas najgłębsze pragnienia i uświadamia nam, o co winniśmy prosić – i to z całą żarliwością.
Jezus pytał nieraz swoich rozmówców: Co chcesz, abym ci uczynił? Podobnie pyta mnie na progu medytacji. Oto zawiązuje się jedyna w swoim rodzaju relacja, gdy w czasie modlitwy a) Jezus mówi nam, czego On chce i pragnie – dla nas i od nas; b) i gdy my szczerze wyznajemy, czego chcemy i pragniemy – dla Niego i od Niego!
Bądźmy spokojni, jeśli w naszych prośbach będzie „coś nie tak”. Jezus nam to powie i z miłością oraz wyrozumieniem poprawi nas, jak poprawił synów Zebedeuszowych i ich matkę. Ale to, co jest w naszej prośbie autentyczne, spełni ponad wszelkie oczekiwanie! Niekiedy jednak – bądźmy na to też przygotowani – wypadnie nam wsłuchać się w milczenie Boga. Należy ten pozorny brak odpowiedzi odczytać jako wezwanie do zmiany naszego pragnienia i dostosowania go do tego, co najistotniejsze.
Pod koniec medytacji, w rozmowie, pewno powrócimy jeszcze raz do tego, czego naprawdę chcemy i pragniemy. Przestawanie ze Słowem Bożym na medytacji sprawi, że pod koniec modlitwy nasza prośba stanie się bardziej żarliwa i wolna od tego, co okazało się sprzeczne z miłosną wolą Boga.