Medytacja

Wpierw trzy uwagi: Nie niepokójmy się, jeśli akty wstępne (czy jeden z nich) zatrzymają nas nieco dłużej, choćby i jedną trzecią czasu medytacji. Są to działania obiektywnie bardzo ważne, zaś Bóg może zechcieć udzielić nam Siebie już na początku, by reszta modlitwy przebiegała w klimacie Jego obecności. Przy każdym kontakcie ze słowem natchnionym ożywiajmy przekonanie i nadzieję, że wielka jest zbawcza moc słowa Bożego(2). Bóg przez swoje Słowo chce wykonać w nas różnoraką pracę(4). On darzy nas też swym błogosławieństwem na podobieństwo wody spadającej z nieba. (por. Iz 55, 10n). W całym procesie modlitwy inicjatywa należy do Boga. To „Bóg niestrudzenie wzywa każdą osobę do tajemniczego spotkania z Nim na modlitwie” (KKK 2591). Nasze działania są jedynie odpowiedzią i przejawem współpracy.
Po wprowadzeniu do medytacji przez dającego Ćwiczenia, a także po własnym przygotowaniu stoi przed nami zasadnicze zadanie, by mianowicie do końca zmierzyć się ze Słowem Bożym. Nie chcemy przecież być podobni do ubitej drogi czy skały lub skrawka ciernistej ziemi (por. Łk 8, 5-15). Pragniemy wydać plon, choćby tylko trzydziestokrotny (por. Mt 13, 23). W tym celu, ze swej strony, podejmujemy taką aktywność poznawczą, dzięki której wsłuchamy się w słowo Boże, rozsmakujemy się w nim (por. Ap 10, 9n) i wypełnimy je (por. Mt 7, 24, Jk 1, 22).
Pragnąc dać Bogu odpowiedź pełnowartościową, pytajmy jak św. Ignacy: Co zatem należy czynić? (Quid agendum?) Co należy czynić, by słowo Boże przez nas słuchane i rozważane wydało obfity plon na życie wieczne?
Odpowiedź i rada św. Ignacego brzmi zwięźle: Przypomnieć sobie dane słowo Boże, potem rozumem rozważać, a wreszcie zastosować doń wolę, chcąc o tym wszystkim pamiętać, to wszystko rozumieć, aby osiągnąć upragniony owoc, np. zawstydzenie i uniżenie siebie, gdy rozważany jest grzech w pierwszym tygodniu Ćwiczeń (por. CD 50).

A. Właściwie zbędne są wyjaśnienia…

Tak, zasadniczo zbędne są wyjaśnienia, bo my przecież dobrze wiemy, co robić, gdy ktoś przekazuje nam ważne informacje. Po prostu bierzemy je sobie do serca, na przykład to, że ktoś kocha nas i chce przeżyć z nami resztę życia… Podobnie jest z każdą życiowo ważną wiadomością. Nie inaczej rzecz się ma z Dobrą Nowiną o Miłości Boga i wiecznym Życiu dla nas!
Ma rację św. Ignacy, nie rozwodząc się wiele na temat procesu medytacji. Uważa, że wystarczy przypomnieć główne działania osoby otwartej na Boże Objawienie.

  1. Najpierw wysłuchuję się w treść Słowa Bożego i staram się ją zapamiętać.
  2. Następnie, na miarę moich możliwości intelektualnych, próbuję dokładniej zrozumieć, co Bóg mi objawia i jaki to ma wpływ na sens (znaczenie i cel) mojego życia. Pytam też siebie, czy i jak Boże Orędzie winno przełożyć się na codzienny strumień moich decyzji, na relacje z bliźnimi, na używanie stworzeń itp.
  3. W miarę przechodzenia kolejnych punktów odpowiadam Bogu – zgodnie z wewnętrznymi poruszeniami i uczuciami; zwracam się do Niego w aktach wdzięczności, miłości, zawierzenia, prośby, skruchy itd.
  4. W rozmowie zwieńczającej medytację powracam do wstępnej prośby o owoc i – w miarę możliwości – zbieram w jedno wszystko to, co w trakcie medytacji dotknęło mnie do żywego. Przedkładam to Bogu Ojcu czy innym Osobom z całym zaufaniem i serdecznością.

To proste wyszczególnienie działań osoby medytującej może się wydać nazbyt schematyczne, a kolejność działań – sztuczna. Taka jest jednak rzeczywista, faktyczna dynamika spotkania i wymiany między dwiema osobami.
Zamiast wyszukiwać zastrzeżenia – uznajmy, że zwięzły schemat działań podejmowanych w samym „sercu” medytacji dyskretnie przypomina nam, że słowo Boże trzeba przyjąć całym sobą i do końca. Nie można poprzestać ani na samym przypomnieniu sobie zbawczych wydarzeń, ani nawet na samym zrozumieniu ich sensu! Trzeba przyzwolić, by w kontakt z Bogiem zaangażować się całym sobą. Więcej, należy siebie ku temu pobudzać, by na Miłość Boga – zgodnie z najważniejszym Przykazaniem – odpowiedzieć „z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6, 5; por. Mt 22, 37).

B. Uważność na uczucia

Ważnym kluczem otwierającym nam przystęp do działania Boga w nas, a także do prawdy o nas – są uczucia rodzące się na różnych etapach kontaktu ze słowem Bożym. Przydatne i „informujące” są wszystkie uczucia, zarówno pozytywne jak i negatywne. „Rodzenie się uczuć negatywnych w medytacji jest dobrym objawem, stanowi bowiem znak, iż Słowo Boże dotyka w nas miejsc najbardziej zranionych, nieuporządkowanych, których może sobie w życiu jeszcze nie uświadomiliśmy”. Winniśmy być z góry na to przygotowani, że Słowo Boże potwierdzi nas jako osoby, a także nasze szlachetne pragnienia i dobre czyny. Ta „funkcja” Słowa Bożego jest dla nas miła. Trudno jest nam zgodzić na tę sytuację, gdy czujemy się osądzani przez Słowo i gdy ujawnia się nasz wewnętrzny konflikt. Ważne jest, żeby nie ulec panice, lecz przyłączyć się do Ducha Świętego, który chce nas przeprowadzić od grzesznej egzystencji do życia w miłości Boga. „Słowo Boże – o ile otwieramy się na jego prawdę – ujawni wszystkie zamysły naszego serca oraz ich wpływ na nasze świadome i nieświadome reakcje, na nasz sposób myślenia i wartościowania, na nasze wybory i czyny z nimi związane. Odkrywanie naszych najgłębszych zamysłów serca, szczególnie wówczas, gdy utarły się w nas od dawna zakłamane sposoby reagowania, myślenia i postępowania, kiedy poddaliśmy się zadziwiającej i niesamowitej ludzkiej skłonności do fałszerstw moralnych (K. Rahner), może być procesem bardzo bolesnym, przeciwko któremu budzić się będzie w nas bunt, opór wewnętrzny i sprzeciw.(…) Opór wobec Słowa Bożego złączony z ową niesamowitą ludzką skłonnością do fałszerstw moralnych jest wpisany w naszą zranioną grzechem osobowość. Św. Paweł mówi, że „dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna” Rz 8, 7(5).

C. Medytacja skojarzona z lectio divina

Znanych metod medytowania nad słowem Bożym jest przynajmniej kilka. Wszystkie one mają swe korzenie w starej metodzie modlitwy, nazwanej lectio divina. Rozumiejąc lectio divina, wyraźniej zdajemy sobie sprawę z tego, jaki jest jeden duch każdej medytacji, także ignacjańskiej.
Kard. C. M. Martini wyróżnia w lectio divina, czyli w modlitewnym czytaniu Pisma św., aż osiem etapów. Ta wielość działań uświadamia nam, jak czymś poważnym i angażującym jest integralne słuchanie i wypełnianie słowa Bożego. Zyskujemy większą przejrzystość, gdy te osiem etapów (1-8) lectio divina zgrupujemy w trzech cyklach (I, II, III).
Pierwszy cykl to – wstępowanie (I) ku Bogu poprzez czytanie Słowa Bożego, rozważanie go i serdeczne zwracanie się do Boga (po łacinie: lectio, meditatio, oratio).
Te trzy etapy możemy przyporządkować trzem zachętom samego Ducha Świętego, który tak nas przynagla:

  1. Bierz i czytaj Pismo święte!
  2. Gdy cię coś uderzy, rozważaj to na różne sposoby!
  3. Gdy poczujesz się wewnętrznie zagadnięty przez Boga, to mów do Niego, rozmawiaj z Nim!

Gdy Bóg „utrafia” w nas swym słowem, a my na to przyzwalamy, to wtedy zaczynamy myśleć. Rozumujemy, kojarzymy, wyciągamy wnioski, zmagamy się o samą wiarę i o postępowanie płynące z niej. Widząc swą słabość i różne zagrożenia, żarliwe wołamy do Pana. Pojawia się w nas także cała gama uczuć; bywa to np. fascynacja i zniechęcenie, przyciąganie i opór, zgoda i sprzeciw, pokorna uległość i bunt, zachwyt i znudzenie itp.
Jeśli konsekwentnie i pokornie lgniemy ku Bogu, nie dając się zniechęcić, to w jakimś momencie osiągamy szczyt (II) w naszej modlitwie. Ufnie wydajemy się w ręce Ojca. Trwa to w początkach (życia modlitwy) na ogół krótko, z czasem – coraz dłużej. To, co dzieje się na tym etapie, nazywamy kontemplacją (contemplatio). Odpoczywamy przy, a nawet w Bogu! Na tym etapie ustają dociekania i analizy, cichną debaty i wszystko staje się dziecięco proste. Czujemy się ogarnięci wielką Miłością Boga. Ona olśniewa nas i dogłębnie uspokaja. Chętnie milkniemy, by w ciszy nasycać się pewnością bycia drogimi i wartościowymi w oczach Boga (por. Iz 43, 4). Byłoby wielkim błędem w „sztuce modlitwy”, gdybyśmy przeoczyli bądź zlekceważyli ten etap! To przecież sam Duch Święty słodko i dyskretnie przynagla nas w głębi serca:

  1. Teraz odpoczywaj w Bogu! Przekonaj się, że cały trud, Boga i twój, zmierza do kosztowania, jak dobry jest Bóg! (por. Ps 34, 9).
    Św. Ignacy w paru miejscach(6) Ćwiczeń mocno nalega, byśmy nie żałowali czasu na pozorną bezczynność i bierność, która wyraża się w kosztowaniu Boga i nasycaniu się Nim; Jego Pięknem, Prawdą, Dobrocią, Miłością, Życzliwością…
  2. Jak długo żyjemy na Ziemi, Tabor kontemplacyjnego odpocznienia na ogół nie trwa zbyt długo. W pewnym momencie trzeba wykonać trzeci krok, który polega na zejściu (III) na dół, do codziennych relacji i obowiązków. Duch Święty nalega:
  3. Zrób teraz coś dobrego dla Królestwa Bożego! Zrób coś dla bliźnich! Nie zadowól się jedynie osobistą duchową radością, uznając ją za ostatni „punkt” w spotkaniu z Bogiem.

Radość w sercu (consolatio) to niewątpliwie cenny dar i owoc Ducha Świętego. To, rzeczywiście, On zachęca: Raduj się w Panu! Ale także On wzywa nas do czujności i rozeznania, czy aby Zły duch nie dołącza się z ofertą swoich „pocieszeń”, które mają odwieść od Boga. Ta radość, która pochodzi od Boga, uwiarygodnia się jako autentyczna, gdy umacnia mnie do konkretnego działania na rzecz Królestwa Bożego w sercach bliźnich!