Moja przygoda ze wspólnotą Anonimowych Alkoholików zaczęła się ponad 12 lat temu w Stanach Zjednoczonych i od pierwszego mitingu nieprzerwanie trwam w abstynencji od alkoholu. Nie chcę brzmieć górnolotnie, ale dzisiaj myślę, że jest to wielki dar, chociaż na początku miałam całkowicie odmienne zdanie.

 

Drażniło mnie, gdy ludzie na spotkaniach mówili o łasce Boga, wdzięczności za trzeźwość i radość życia. Kompletnie się z tym nie identyfikowałam, ponieważ nie wierzyłam wtedy w Boga, byłam wściekła, że choruję na alkoholizm i borykałam się z głęboką depresją, ale cały czas przychodziłam na mitingi, słuchałam doświadczeń innych alkoholików i czerpałam z tego nadzieję i siłę. Musiało upłynąć dużo czasu, zanim zmieniło się moje myślenie i życie. Teraz wierzę w Boga, jestem wdzięczna za trzeźwość, a po głębokiej depresji zostały już tylko coraz rzadsze lekkie stany depresyjne, które nie dezorganizują mojego codziennego funkcjonowania. Najbardziej przyciągnęli mnie do wspólnoty ludzie, którzy trwali w trzeźwości i mimo różnych trudności szli przez życie z godnością, nie byli idealni, ale mieli ideały, do których dążyli i które ewidentnie nadawały ich życiu sens.

 

Dorastałam w dysfunkcyjnej rodzinie i w związku z tym od dziecka towarzyszyło mi poczucie inności. Zaczęłam pić dość wcześniej, bo w wieku 13 lat i właściwie od samego początku nie było to picie normalne. Przez jakiś czas alkohol świetnie rozwiązywał u mnie problem z niskim poczuciem wartości i z uczuciami, z którymi sobie kompletnie nie radziłam: wstydem, lękiem, smutkiem. Sprawiał, że mogłam na chwilę poczuć się kimś innym, niż byłam w rzeczywistości. Szalony styl życia stał się normą i nie widziałem w tym nic złego. Piłam, gdy było dobrze i piłam, gdy było źle. Uciekanie od siebie w alkohol stało się moim sposobem na radzenie sobie z rzeczywistością. Mam 40 lat i za sobą kilka bardzo trudnych doświadczeń – tragiczne śmierci bliskich mi osób w krótkim odstępie czasu, moje nieudane próby samobójcze i załamanie nerwowe, różne niezrealizowane plany i marzenia. Przed przyjazdem do przyjściem do AA skupiałam się głównie na negatywnych aspektach tych wydarzeń, a dzisiaj widzę, że nawet te najtrudniejsze doświadczenia mogę przekuć, z pomocą Boga, na coś dobrego. To właśnie we wspólnocie AA nauczyłam się dziękować Bogu za pozornie złe sytuacje.

 

Chciałabym w skrócie opisać kilka istotnych rzeczy dotyczących trzeźwienia, które są wciąż dla mnie ważne. Robię to z nadzieją, że być może komuś przyda się moje świadectwo.

 

Z pierwszą częścią Pierwszego Kroku nie miałem problemu, bo wiedziałam, że z moim piciem jest – delikatnie rzecz ujmując – „coś nie tak”, a lęk przed zapiciem skutecznie trzymał mnie w abstynencji. Gdy ludzie na mitingach podkreślali, że alkoholizm jest chorobą postępującą, nieuleczalną i śmiertelną, nie kłóciłam się z tym faktem. Z drugą częścią było o wiele trudniej, ponieważ wciąż chciałam żyć iluzją, że kontroluję życie swoje i innych. Zresztą do dzisiaj zdarza mi się wpadać w tę pułapkę, ale na szczęście, mam program, sponsorkę i Boga. Prędzej czy później dochodzę do ładu ze swoim myśleniem i sposobem patrzenia na rzeczywistość. Siłą Większą ode mnie samej była dla mnie na początku Wspólnota AA, a Bogiem – grupa pijaków (ang. group of drunks) i dobry uporządkowany kierunek (ang. good ordery direction), to znaczy niepodnoszenie pierwszego kieliszka, przychodzenie na mitingi, kontakt z alkoholikami, służba, znalezienie sponsorki i realizowanie programu. Dzięki pracy na Programie moja koncepcja Boga powoli zaczęła się zmieniać, a ja zrozumiałam, że muszę mieć otwarty umysł, pozbyć się swoich uprzedzeń i wtedy to naprawdę zaczęło działać.

 

Kroki Czwarty i Piąty wiązały się dla mnie ze zdobyciem się na uczciwość, A to nie było łatwe. Przez tyle lat tak bardzo oszukiwałam samą siebie, że trudno było mi z tego zrezygnować, ale powoli się tego uczyłam i zaczęło to przynosić efekty. Kroki Szósty i Siódmy oznaczały oddanie Bogu wszystkiego, czego dowiedziałem się o sobie, z nadzieją, że On będzie uwalniał mnie od tych wad w swoim czasie i na Jego warunkach. Było to przerażające, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać i praktycznie w ogóle Mu nie ufałam. Dzisiaj mam tego zaufania więcej, ale na początku było to koszmarnie trudne. Krok Ósmy to przygotowanie listy ze sprawami z przeszłości, które wymagały uporządkowania. W Dziewiątym Kroku naprawiłam te krzywdy, które mogłam naprawić (np. spłaciłam swoje długi, porozmawiałam uczciwie z bliskimi, zaczęłam powoli zmieniać swoje zachowanie). Przestałam też zajmować się mentalnie tym, czego już z różnych powodów nie mogę naprawić i jest to bardzo uwalniające doświadczenie. Obietnice Kroku Dziewiątego zaczęły materializować się w moim życiu.

 

Krok Dziesiąty sprowadza się dla mnie do obserwacji mojego umysłu, omawiania z zaufaną osobą tego, co zauważę oraz proszenia Boga o uwolnienie od tego, z czym w danym momencie się mierzę (np. z urazą, jakimś lękiem, nieuczciwością lub samolubstwem). Krok Jedenasty jest codzienną próbą poprawiania świadomego kontaktu z Bogiem i rezygnacji z samowoli. Nie zawsze jest to łatwe i nie zawsze mi się to udaje, ale dobra relacja z Nim daje mi spokój umysłu, a pełnienie Jego woli nadaje mojemu życiu sens. Jest to coś, czego potwornie mi brakowało, gdy zaczynałam trzeźwieć i nie chcę z tego rezygnować. Jeśli chodzi o Krok Dwunasty, to staram się nieść posłanie AA na mitingach, podczas spikerek i w indywidualnej pracy jeden na jeden z alkoholiczkami, które do tej pracy są gotowe. Próbuję też stosować duchowe zasady programu AA poza wspólnotą: w domu, pracy i tak dalej. Żadnej z tych rzeczy nie robię idealnie, ale staram się rozwijać.

 

Czasami coś odpuszczam lub buntuję się, ale zawsze uczestniczyłem w mitingach i dzięki temu dawałam moje Sile Wyższej szansę na dotarcie do mnie przez drugiego alkoholika. W tych okresach, gdy spoczywałam na laurach, alkoholizm wciąż był ze mną i z czasem zaczynały dawać znać o sobie: użalanie się nad sobą, urazy, lęki i nadmierne skupianie się na sobie, krytykanctwo i szukanie dziury w całym, czyli krótko mówiąc – nieleczony alkoholizm. Narzędziami powrotu do zdrowia z choroby alkoholowej są dla mnie dzisiaj kroki AA, a tak zwany staż abstynencji do tych narzędzi nie należy.

 

Wiedzę na temat kroków, tradycji i sugestii AA czerpię z naszej literatury, w której są one dokładnie opisane. Anonimowi Alkoholicy, Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji i Życie w trzeźwości to dla mnie najważniejsze pozycje i regularnie do nich wracam, żeby odświeżyć sobie ich treść. Na początku czytałam często Życie w trzeźwości, później miałam w zdrowieniu okres totalnego zafascynowania Wielką Księgą i trwało to kilka ładnych lat, a teraz jest mi bliżej do książki Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji. Dużo cennych informacji i wskazówek znalazłam również w broszurach: Sponsorowanie. Pytania i odpowiedzi oraz Dla uczestnika AA – leki i narkotyki. Zapoznanie się z ich treścią rozwiało wiele moich wątpliwości i cały czas odkrywam w naszej literaturze coś nowego. Mam nadzieję, że nigdy nie znudzi mi się ciągle wracanie na mitingi.

C.

 

Zdrój – Pismo Anonimowych Alkoholików w Polsce nr 205 (1/2021)