Tak wiele we mnie pytań bez odpowiedzi, boję się je ujawniać z powodu bluźnierstwa. Boże, jeśli jesteś — przebacz mi, proszę. Gdy próbuję wznosić me myśli ku niebu — jest we mnie tak głęboka pustka, iż te same myśli wracają jak ostre noże i ranią samo sedno mej duszy. Matka Teresa
„Mówi głupi w swoim sercu: 'nie ma Boga'” (Ps 14,1). Z drugiej strony, ktokolwiek uważa, że nigdy się nie wahał, aby w pełni oddać się Bogu, o którym część bardzo, bardzo inteligentnych ludzi twierdziła i nadal twierdzi, że nie istnieje, nie odznacza się bystrością umysłu.
Kilka lat temu prowadziłem zabawną korespondencję e-mailową z kobietą, paleoantropologiem, autorką świetnej powieści futurystycznej, w której, z dużą wprawą, zmagała się z wieloma pytaniami dotyczącymi Boga. Wobec tego wysłałem jej rozdział z książki, którą sam napisałem, dotyczący spostrzeżeń, jakie może mieć przeciętnie wykształcona osoba na podstawie wiedzy naukowej, szczególnie biorąc pod uwagę celowość, która wydaje się wyłaniać z zamysłu tak wielkiego jak wszechświat. To był mój błąd. Kobieta zripostowała, iż powinienem pozostawić takie pytania ludziom, którzy wiedzą, czym mówią, „ludziom z akademickimi tytułami”. Od tego czasu odczuwam wstyd z powodu mojego tupetu. Pomysł obecnej książki zakiełkował we mnie, gdy w związku z tym postanowiłem zmniejszyć moją ignorancję, przynajmniej do pewnego znaczącego stopnia, 1 ustalić ostatecznie (chociażby dla mnie samego), że istnieje jeszcze zagadnienie, które można bardziej zgłębić. Z całą pewnością jest nim Bóg, który zaskakiwał nawet Tomasza z Akwinu.
Na początek kilka cennych konkluzji, co do których nie mam najmniejszych wątpliwości. Pierwsza to: „Wszyscy umrzemy”. Druga brzmi: „Cegły zrzucone z okna spadną”. Prawie wszystko inne mieści się w zakresie od: „Dobrze, nie mam już prawie żadnych wątpliwości” aż do: „Daj mi spokój, dobrze?” — przy czym ilość tych sformułowań gwałtownie wzrasta, gdy poruszymy się od jednej strony ku drugiej. „To można kupić — to jest kariera dla mnie — oto współmałżonek na całe życie”, wszystko to brzmi bardzo niepewnie. Woda zawsze będzie zamarzała w 0oC — pod warunkiem, że nikt ukradkiem nie doda do niej antyzamarzacza. „Jutro się zbudzę”. Tak, bardzo liczę na to. Istnieje prawdopodobieństwo, że Sokrates nigdy nie istniał; wszystko, co wiemy o nim, pochodzi od Platona i jego przyjaciół. Kto mówi, że można wierzyć książkom historycznym? Czy nie oglądaliście Matrixa?
Trochę niepewności jest potrzebne, aby podjąć niemal każdy poważny problem. Co więcej, unika się wtedy grzechu bluźnierstwa (nawet gdy czyjś pewnik domaga się bezkompromisowego poparcia Kościoła), ponieważ absolutna pewność jest przywilejem jedynie Boga. Św. Piotr, pierwszy papież, przyznał publicznie, że mylił się kompletnie co do dwóch elementów wiary chrześcijańskiej, o których myślał, że są ostateczne: obrzezanie i żydowskie prawa związane z jedzeniem (Dz 2,41; 10,9-16; 44-48; 15,13-22). Święty Paweł, pierwszy po Jezusie, który interpretował jego przesłanie (nawet przed napisaniem Ewangelii), był całkowicie przekonany co do swej roli prześladowcy chrześcijan: „obrzezany w ósmym dniu, z rodu Izraela, z pokolenia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków, w stosunku do Prawa — faryzeusz, co do gorliwości — prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości legalnej — (…) bez zarzutu” (Flp 3, 5-6). Dopóki sam Jezus nie zastąpił mu drogi, gdy udawał się do Damaszku (Dz 9).
Zwykle zapominamy, że nawet wiara Jezusa była poddana próbie! („Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” [Mt 27,45]). Zamiary Boga są najwyraźniej ukierunkowane na rozwój i wzrost, przy czym wątpliwość wydaje się być warunkiem wstępnym wypełniania woli Bożej, gdyż wątpienie jest pragnieniem uzyskania lepszych odpowiedzi niż te, które dotychczas otrzymaliśmy. Matka Teresa z Kalkuty — prawdopodobnie jedyna osoba w historii beatyfikowana za powszechną zgodą wiernych (nawet niewierzących) na całym świecie — przez ostatnie pięćdziesiąt lat swego życia była codziennie nękana wątpliwościami!
Oto dwa podstawowe pytania, które stają przed każdym z nas: (1) Kim jestem? oraz (2) Gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce? Kim jest ta osoba kryjąca się pod „ja”, ogołocony ze wszystkich oddziaływań, których sam nie wybierałem? Co jest moją wartością i moją misją pośród sieci oplatających mnie zależności, sięgających w moją rodzinę, sąsiedztwo, pracę, naród, całą rodzinę ludzką, tajemniczy wszechświat i, w co wierzę, poza niego — w życie w Trójcy Świętej?
Wiele z tego, kim jest każdy z nas, wynika z naszego podobieństwa do zwierząt, lecz, co ważniejsze, także ze sposobów i możliwości, które wyróżniają nas od wszystkich pozostałych stworzeń: zdolności rozumienia i empatii. Możemy uczyć się od naszych przodków, którzy w ciągu trzech tysięcy lat posiedli dostateczną umiejętność formułowania swojej wiedzy pod postacią książek zarówno liturgicznych, jak i świeckich, a więc nie musimy szukać wszystkiego po omacku, dzięki czemu zaoszczędzimy sobie paru guzów. A pytanie: Kim jestem? — oznacza również, że Bóg stworzył nas po to, abyśmy pozostawali zawsze niespokojni. Nieoczekiwane wyzwania wbudowane w nasze życie dowodzą, że Bóg nie chce, abyśmy zbyt długo trwali w poczuciu rozumienia nawet własnej duszy.
Drugie pytanie — gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce? — jest w rzeczywistości poszukiwaniem mitu, podania, wyczuciem ogólnie przyjętego spójnego odniesienia, na tle którego można odnaleźć znaczenie i sens pomimo nieoczekiwanych trudności. Potrzebujemy poczucia, że nasze życie posiada raczej jakąś fabułę, niż że jest przypadkowym zlepkiem „tego, co mi się przydarzyło, a następnie czegoś tam jeszcze, i czegoś tam jeszcze”. Nie możemy trwać długo w krajobrazie malarstwa Salvadora Dali, gdzie brakuje stałych punktów odniesienia, którymi są „dom” i „rodzina”. Podobnie jak Jasia i Małgosię musiano nas wypchnąć z gniazda, byśmy mogli odkryć nasz własny „dom”.